Wielkogermańska Rzesza - nazistowska wizja powojennej Europy
Niemcy szacowali, że 30-40 mln Słowian, którzy zamieszkują tereny przewidziane pod niemiecką kolonizację, zostanie przesiedlonych na Syberię, bądź eksterminowanych. Grupa pozostałych 14 mln, której się nie przeniesie - jak to ujął Himmler - "zostanie pod surowym, konsekwentnym i sprawiedliwym kierownictwem narodu niemieckiego powołana do pracy przy jego nieśmiertelnych dziełach kultury oraz budowlach". Dlatego podstawowym krokiem musiała być fizyczna likwidacja elit. Oczywiście, nigdy Niemcom nie udało się tego planu przeprowadzić do końca, ale w ich wizji Tysiącletniej Rzeszy Polacy - i inni Słowianie - byli całkowicie pozbawieni elit - pisze Robert Jurszo w artykule dla WP.
19.01.2015 21:11
"Na ciasnej przestrzeni narody obumierają" - zapisał w "Geografii politycznej" Freidrich Ratzel. Ten XIX-wieczny niemiecki geograf ukuł pojęcie "Lebensraum" - "przestrzeń życiowa". Twierdził, że państwa do rozwoju potrzebują odpowiednio dużego terytorium, stosownego do ich aspiracji i możliwości. Niemcom, jego zdaniem, było w Europie zdecydowanie za ciasno. "Potrzebujemy dużo więcej przestrzeni aniżeli inne narody - argumentował - ponieważ jesteśmy przez nasze położenie geograficzne wciśnięci między Słowian i narody romańskie".
Ta myśl, z całym swym złowieszczym potencjałem, odżyła po Wielkiej Wojnie, kiedy Niemcy lizali rany po porażce, coraz częściej w Żydach upatrywali sprawców swej klęski i zaczynali snuć rewanżystowskie fantazje. Za swoją uznał ją Adolf Hitler. "Prawo do roli i ziemi - pisał w 'Mein Kampf' - musi stać się obowiązkiem, ponieważ bez rozszerzenia naszej przestrzeni wielki naród chylić się będzie do upadku". W innym miejscu kategorycznie oznajmił: "albo Niemcy staną się światową potęgą, albo przestaną istnieć". Jeśli którykolwiek z polityków tamtych czasów łudził się, że wojny da się uniknąć po dojściu nazistów do władzy, to powinien był zapoznać się z tymi uwagami Hitlera. Nie pozostawiały one złudzeń co do jego rzeczywistych zamiarów.
Drang nach Osten
Hitler - pragnąc zaspokoić niemiecki głód ziemi - chciwym okiem spoglądał na Wschód: "jeżeli dziś mówimy o nowych terenach w Europie, to przede wszystkim mamy tu na myśli wyłącznie Rosję i otaczające je państwa". Co prawda, z czasem zweryfikował swoje stanowisko i planował przyłączenie do Niemiec niektórych terenów zachodnich. Ale na etapie pisania "Mein Kampf" interesował się Europą Wschodnią, a jego wyobraźnia podsuwała mu obrazy, w których niemiecka armia na nowo podejmuje średniowieczne dzieło teutońskich zakonów rycerskich i spełnia polityczną wizję "Drang nach Osten" - "parcia na wschód" - zarysowaną jeszcze w X wieku przez Henryka I Ptasznika. "Nowa Rzesza musi wstąpić znowu na drogi dawnych rycerzy krzyżackich - pisał w przypływie profetycznej egzaltacji Hitler - aby mieczem niemieckim zapewnić skiby niemieckiemu pługowi, a narodowi chleb codzienny".
Wschodnia granica Wielkogermańskiej Rzeszy miała sięgać pasma gór Ural, które rozdzielają Europę i Azję. Na olbrzymie przestrzenie planowano sprowadzić germańskich osadników: przede wszystkim Niemców, ale również Norwegów, Duńczyków, Holendrów a nawet Brytyjczyków z pokonanego Królestwa. - Nadejdzie ten czas - rozmarzył się Heinrich Himmler podczas przemówienia w Charkowie w kwietniu 1942 roku, główny odpowiedzialny za proces germanizacji Europy Wschodniej - że z całego świata III Rzesza ściągnie masy pochodzenia germańskiego, również spośród tych, co znajdują się za oceanem, w Ameryce, których pewnego dnia musimy tu sprowadzić.
Początkiem i jednocześnie podstawą nowego germańskiego społeczeństwa na Wschodzie mieli być rolnicy. W wizji Himmlera, ich elitą mieli być SS-mani, których zadaniem - gdy już opadnie wojenny pył - było stworzenie prężnie prosperujących gospodarstw i przeobrażenie się w nową nazistowską arystokrację. Współczesne rycerstwo, które będzie rządziło swoimi domenami i wyruszało z nich na kolejne zwycięskie wojny, jakie Wielkogermańska Rzesza zamierzała rozpętać w przyszłości.
Ludzkie zwierzęta
Podczas przemówienia w Pradze 2 października 1941 roku Reinhard Heydrich, prawa ręka Himmlera, klarownie wyartykułował nazistowskie stanowisko względem wschodnioeuropejskich autochtonów: "obszary zamieszkane przez Słowian, na których kiedyś panować będzie wyższa warstwa ludności niemieckiej, a które w miarę rozwoju sytuacji wojennej sięgną daleko w głąb Rosji, będą naszą bazą surowcową, a zamieszkująca je ludność stanie się siłą roboczą, którą wykorzystamy do wszelkich przedsięwzięć i która zostanie sprowadzona do roli niewolników".
Powinien był powiedzieć: "do roli zwierząt roboczych". Błąd zastępcy poprawił rok później Himmler. - Nigdy nie będziemy brutalni i bezlitośni tam, gdzie to nie jest konieczne, to jasne - mówił do generałów SS w Poznaniu. - My, Niemcy, jesteśmy jedynym narodem na świecie, który przyzwoicie traktuje zwierzęta, i tak również będziemy odnosić się do tych zwierząt ludzkich - dodał, mając na myśli rosyjskie kobiety przymuszane do budowy rowów przeciwczołgowych.
Trudno pojąć megalomanię hitlerowskich rojeń o Wielkogermańskiej Rzeszy bez zrozumienia, czym dla tej koszmarnej wizji była nazistowska teoria rasowa. Obok koncepcji Lebensraum i Drang nach Osten była ona trzecim filarem, na którym wzniesiono tę zbrodniczą ideę. W jej świetle mieszkańcy Wschodu nie byli ludźmi, ale raczej istotami człekopodobnymi, które można było poświęcić na ołtarzu aryjskiego triumfu i postępu. Byli użytecznymi narzędziami, które należało wykorzystać bez żadnej troski o ich przyszły los.
Jeśli chodzi o wschodnioeuropejskich Żydów, to sprawa była prosta - należało zabić ich wszystkich. Co do Słowian, Niemcy szacowali, że 30-40 mln tych, którzy zamieszkują tereny przewidziane pod niemiecką kolonizację, zostanie przesiedlonych na Syberię, bądź eksterminowanych. Grupa pozostałych 14 mln, której się nie przeniesie - jak to ujął Himmler - "zostanie pod surowym, konsekwentnym i sprawiedliwym kierownictwem narodu niemieckiego powołana do pracy przy jego nieśmiertelnych dziełach kultury oraz budowlach".
Przyszłość niewolników
W jednym z dokumentów dotyczących Generalnego Planu Wschodniego - koncepcji germanizacji i zagospodarowania Europy Wschodniej - Himmler napisał, że "rasowo nam obcy rdzeń polski ma się utrzymać na niskim stopniu kultury". Słowa te tyczyły się również innych Słowian. Naziści rozumieli, że utrzymanie ich w podległości - o ile będzie to w ogóle w pełni możliwe - może dokonać się tylko za cenę ich totalnej kulturowej degradacji. Dlatego podstawowym krokiem musiała być fizyczna likwidacja elit. Niemcy zabrali się do tego już w 1939 roku, kiedy mordowali pierwszych polskich profesorów. Potem przyszła kolej na duchowieństwo - tradycyjną ostoję patriotyzmu - i innych: nauczycieli, lekarzy, prawników, działaczy społecznych. Oczywiście, nigdy Niemcom nie udało się tego planu przeprowadzić do końca, ale w ich wizji Tysiąceletniej Rzeszy Polacy - i inni Słowianie - byli całkowicie pozbawieni elit. Chodziło o sprowadzenie ich do poziomu, na którym byliby oni zainteresowani głównie zaspokajaniem czysto biologicznych
potrzeb. Co prawda, planowano zachować dla nich teatry, czy kina, ale miały mieć one repertuar prymitywny i w pełni poddany niemieckiej cenzurze.
Zakładano niemal całkowitą likwidację szkolnictwa. Uczelnie wyższe, szkoły średnie i gimnazja miały zostać zamknięte. "Dla nie-niemieckiej ludności Wschodu - pisał Himmler - nie mogą istnieć szkoły wyższego typu niż czteroklasowa szkoła ludowa. Zadaniem takiej szkoły ludowej ma być tylko: proste liczenie najwyżej do 500, pisanie nazwiska, nauka, że przykazaniem boskim jest posłuszeństwo wobec Niemców, uczciwość, pilność i grzeczność". Absolutnie wykluczone było nauczanie przedmiotów, które mogłyby się wiązać z jakimikolwiek treściami patriotycznymi i narodowymi - literatury, historii, czy geografii. Niedopuszczalne było również to, by nauczycielami byli Słowianie, bo - w przyszłości - ktoś taki jak polski, białoruski, czy rosyjski intelektualista nie miał prawa do istnienia. Niemcom chodziło o całkowitą destrukcję wschodnioeuropejskich tożsamości narodowych, dzięki czemu udałoby się przemienić autochtonów w jednolitą, posłuszną, wynarodowioną i pozbawioną woli działania masę.
Mężczyźni z całych Niemiec zgłaszają się na ochotnika do formacji wojskowych w październiku 1944 r. Z lewej: odznaczeni Krzyżem Rycerskim z dywizji "Grossdeutschland" (Wielkie Niemcy) fot. Bundesarchiv/Wikimedia Commons
Warunki mieszkaniowe miały być ledwie znośne - wszak "zwierzęta" nie potrzebują zbyt wiele - a opieka medyczna szczątkowa. Władze powinny co najwyżej dbać o to, by choroby zakaźne ze Słowian nie przenosiły się na Niemców. Uznano, że Słowianie powinni mieć pełen dostęp do środków antykoncepcyjnych i wczesnoporonnych. Również aborcja miała być powszechnie dostępna i niekaralna - "żywy inwentarz" nie powinien przecież mnożyć się ponad potrzebę . Tak samo tolerowany miał być homoseksualizm, osłabiający - zdaniem nazistów - potencjał rozrodczy narodów. Wszystkie dawne świadectwa wielkości Polski i innych krajów słowiańskich - pomniki, dzieła sztuki i inne znaczące wytwory kultury narodowej - miały zostać zniszczone albo zrabowane. Taki miał być los Słowian po wsze czasy.
Dżentelmeni w mundurach
Niemieckie plany dotyczące Zachodu nigdy nie zostały tak precyzyjnie określone, jak te, które odnosiły się do przyszłości Europy Wschodniej. Dla Niemców oczywiste było to, że powinni również dominować na Zachodzie. Zamierzali przyłączyć do Wielkogermańskiej Rzeszy kraje, które uznali za germańskie: Niderlandy, Flandrię, Danię i Norwegię. Zależało na tym szczególnie Himmlerowi, który chciał zwiększyć potencjał ludnościowy Rzeszy, by w przyszłości wystawić liczniejszą armię. Łakomym okiem naziści spoglądali na Islandię, którą uznawali za najbardziej na zachód wysunięte terytorium germańskie. Ostrzyli sobie również zęby na Szwajcarię i Szwecję, których okupację rozważali jeszcze w 1943 roku.
Hitlerowi nigdy nie udało się to, o czym zawsze marzył - przekonanie do współpracy Wielkiej Brytanii. Führer miał Brytyjczyków za równy Niemcom naród germański. Podziwiał ich potęgę kolonialną i nazywał "dżentelmenami w mundurach". Snuł fantazje, że w przyszłości wraz z nimi będzie określał ład świata. Jednak Brytyjczycy nie byli zainteresowani. Jego pomysły o niemieckiej dominacji w Europie kontynentalnej uważali za - co najmniej - nieakceptowalne. Dlatego, podobno z ciężkim sercem, Hitler w lipcu 1940 roku wysłał nad Wielką Brytanię bombowce. Stalowe nawały miały być wstępem do czegoś, co - całe szczęście - nigdy Hitlerowi się nie udało: desantu morskiego na wybrzeża Albionu.
Majak Wielkogermańskiej Rzeszy rozbiła kula, która przestrzeliła głowę Hitlera 30 kwietnia 1945 roku. Jednak agonia idei zaczęła się wcześniej: w skutym lodem Stalingradzie, w którym w 1943 zamarzali żołnierze Wehrmachtu i na plażach Normandii, na które 6 czerwca 1944 roku wysypali się alianccy żołnierze przybyli z niepokonanej Wielkiej Brytanii. I choć idea jest martwa, to nie przestaje przerażać. Błyszczy mrocznym światłem, dając ponure świadectwo temu, do jakich potworności zdolny jest człowiek opętany zbrodniczą ideologią.
Robert Jurszo dla Wirtualnej Polski
Podczas pisania korzystałem m.in. z książek: "SS - czarna gwardia Hitlera" Karola Grünberga, "Generalny Plan Wschodni" Beaty Mącior-Majki, "The World Hitler Never Made: Alternate History and the Memory of Nazism" Gavriela D. Rosenfelda i "Plan zagłady Słowian" Andrzeja Leszka Szcześniaka.