Wielki plan dżihadystów. Jordański dziennikarz opisał go już 10 lat temu
20-letni plan, który zaczyna się od "przebudzenia" muzułmanów i kończy na zwycięstwie islamskiego państwa - taką strategię dżihadystów opisał w swojej książce jordański dziennikarz Fouad Hussein. Było o niej głośno 10 lat temu, bo właśnie wtedy została wydana. Jak dowiedziała się Wirtualna Polska od byłego pracownika instytucji RP odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa, także one analizowały wówczas prasowe doniesienia na jej temat. W świetle ostatnich wydarzeń na Bliskim Wschodzie i w Europie może więc warto przypomnieć publikacje opisujące książkę Jordańczyka.
"Al-Zarkawi. Drugie pokolenie Al-Kaidy" Fouad Hussein zostało wydane w 2005 r. i właśnie wtedy o książce pisał niemiecki "Der Spiegel", a potem amerykański "New Yorker". Abu Musab al-Zarkawi to pochodzący z Jordanii dżihadysta, który walczył w Afganistanie, a lata później stał się jednym z największych postrachów w Iraku. Fouad Hussein poznał go osobiście w latach 90. ub. wieku, gdy obaj byli za kratami. Hussein był więźniem politycznym, a Zarkawiego skazano za spiskowanie.
Po 2001 r., gdy Zarkawi był już na wolności, przedostał się do Iraku, a kiedy Amerykanie rozpoczęli inwazję na ten kraj, stał się ich prawdziwą zmorą. To właśnie on był przywódcą Al-Kaidy w Iraku. Wystarczy wspomnieć, że spadkobierczynią tej organizacji jest dzisiejsze Państwo Islamskie (ISIS). Sam Zarkawi zginął w 2006 r. Jednak jordański dziennikarz miał zresztą oprzeć swoją książkę także na rozmowach z innymi ważnymi postaciami Al-Kaidy. A w jednym z jej rozdziałów przedstawił siedmiostopniowy wielki plan dżihadystów na ustanowienie kalifatu. Przed laty pisały o nim także anglojęzyczne magazyny.
Wielki plan
Pierwsza faza 20-letniego planu to - jak donosił w 2005 r. "Der Spiegel" - "przebudzenie" muzułmanów i miała trwać od 2000 do 2003 r., choć najważniejszą datą wydaje się tu 11 września 2001 r., czyli ataki na WTC i Pentagon. Amerykanów i ich sojuszników wciągnięto wówczas w wojnę, która miała mieć swoje dalsze konsekwencje.
Druga faza miała nastąpić do 2006 r. i została określona jako "otworzenie oczu". Dżihadyści szukali nowych rekrutów, by stać się wielkim ruchem, a centrum ich operacji miał zostać Irak.
Trzeci stopień to "przebudzenie i powstanie". Jego ramy czasowe, jak podawały "Der Spiegel" i "New Yorker", to 2007-2010 r. Na tym etapie planowano ataki w Syrii, Turcji, a także konfrontację z Izraelem.
Czwarty etap miał trwać do 2013 r. i jego główny cel był bardzo prosty: doprowadzenie do upadku arabskich rządów. "Der Spiegel" wspominał także o cyberatakach, które zachwiałyby amerykańską gospodarką, i uderzeniach na bliskowschodni przemysł naftowy. Z kolei "New Yorker" dodawał, że islamiści planowali używać jako waluty złota i liczyli na upadek dolara.
Piąta faza - ustanowienie kalifatu. Miano tego dokonać do 2016 r. "Na tym etapie zachodnia pięść w regionie arabskim się rozluźni, a Izrael nie będzie w stanie przeprowadzić zapobiegawczych uderzeń" - pisał Hussein, którego cytował już niemal dekadę temu przez "New Yorkera". Islamiści liczyli, że zdobędą też sojusznika w Chinach.
Szósty etap określony jest jako "totalna konfrontacja", czyli globalną walka islamskiej armii z niewiernymi, a to oznaczało akty terroru. Miał się zakończyć do 2020 r., gdy nastąpi ostatnia faza, czyli "absolutne zwycięstwo" i zatriumfuje islamskie państwo.
Sceptycyzm wobec publikacji
Opisujący dekadę temu książkę Husseina "Der Spiegel" był wobec niej sceptyczny i uważał, że ustanowienie kalifatu w całym świecie muzułmańskim jest zwyczajnie niemożliwe. Jednocześnie podkreślano, że warto ją przeczytać jako próbę odgadnięcia tego, czego naprawdę chcą dżihadyści.
Materiały prasowe o książce, jak dowiedziała się WP, były także przed laty analizowane przez polskie instytucje bezpieczeństwa. Uznano jednak, że "o ile odzwierciedlają on strategiczne zamiary i plany środowiska Al-Kaidy, to jednak sam 'terminarz' przyjęty przez islamistów jest nierealny" - potwierdziło źródło WP.
Dziś, przedstawiony w niej plan i cezury, które już dekadę temu opisywały zachodnie media, wydają się smutno prorocze.