Wielki błąd rządu Gruzji. "Władze rozwścieczyły społeczeństwo"

Gruziński rząd zapomniał, dlaczego w Ukrainie wybuchła rewolucja - komentuje dr Wojciech Konończuk z Ośrodka Studiów Wschodnich, po tym, jak gruziński rząd ogłosił rezygnację z negocjacji z Unią Europejską aż do 2028 roku. - Dziś na drodze do tego marzenia społeczeństwa stanęła partia Gruzińskie Marzenie - wskazuje w rozmowie z WP.

Protest opozycji po ogłoszeniu zawieszenia rozmów Gruzji z Unią Europejską
Protest opozycji po ogłoszeniu zawieszenia rozmów Gruzji z Unią Europejską
Źródło zdjęć: © PAP | DAVID MDZINARISHVILI
Paweł Buczkowski

29.11.2024 16:40

W czwartek premier Gruzji Irakli Kobachidze niespodziewanie ogłosił, że Gruzja zawiesza do 2028 r. rozmowy o członkostwie w Unii Europejskiej. - Podjęliśmy decyzję, by nie zajmować się kwestią otwarcia rozmów z UE do końca 2028 r. Również do końca 2028 r. rezygnujemy ze wszelkich budżetowych grantów UE - stwierdził.

Ta nieoczekiwana deklaracja wywołała szok wśród Gruzinów. Kraj ten złożył wniosek o członkostwo w 2022 roku, a rok później uzyskał status kraju kandydującego. Jeszcze tego samego wieczora w stolicy kraju Tbilisi kilka tysięcy osób wyszło na ulice. Służby użyły armatek wodnych i gazu łzawiącego, by rozpędzić demonstrantów. Kilkadziesiąt osób zostało zatrzymanych, tyle samo osób było poszkodowanych w starciach.

- Gruzińskie Marzenie strzeliło sobie bramkę samobójczą. Nie spodziewali się takiej reakcji społeczeństwa. Po porażce opozycji w wyborach był brak chęci do protestowania. Ale wczoraj zgromadziło się spontanicznie, bez żadnego planowania, kilka tysięcy osób - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską gruziński politolog prof. Grigol Julukhidze, który obecnie jest w Tbilisi. Przewiduje, że kolejne protesty będą jeszcze liczniejsze.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Politolog, który śledził kampanię wyborczą, zwraca uwagę na oszustwo, jakiego dopuściło się Gruzińskie Marzenie wobec wyborców. Politycy partii rządzącej nawet słowem nie zająknęli się wcześniej o wycofaniu aspiracji proeuropejskich.

- Tego tematu nie było w kampanii wyborczej. Cała kampania była zbudowana jedynie na głoszeniu potrzeby uniknięcia wojny z Rosją. Mówiono, że jeżeli będzie zmiana rządu, to dojdzie do wojny. Dla zwykłych obywateli oni wyglądali jak partia prozachodnia, nie prorosyjska, ale taka, która potrafi utrzymać pokój z Rosją. Nie było żadnej narracji na temat zmiany proeuropejskiego kursu politycznego - przekonuje Grigol Julukhidze.

I dodaje, że nawet dzisiaj przedstawiciele rządu wciąż przekonują, że ta decyzja nie oznacza końca gruzińskiej eurointegracji. - Mówią, że to jest decyzja polityczna, która ma na celu ze strategicznego punktu widzenia polepszenie stosunków z Zachodem. To po prostu bzdura - uważa.

Zdaniem dyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich Wojciecha Konończuka "rząd gruziński zapomniał, dlaczego w Ukrainie wybuchła rewolucja".

Akurat w sobotę przypada 11. rocznica "rewolucji godności" w Ukrainie, która pozbawiła władzy prorosyjskiego i antyeuropejskiego prezydenta Wiktora Janukowycza. Czy scenariusz ukraiński jest możliwy również w Gruzji?

- Ja bym tego nie wykluczał. Mamy do czynienia z błędem władzy, który może się okazać dla niej bardzo daleko idący - komentuje dr Wojciech Konończuk w rozmowie z WP.

Przypomina, że według badań integrację Gruzji z Unią Europejską popierało nawet około 80 proc. obywateli.

- Mamy paradoksalną sytuację, gdzie Gruzini są proeuropejscy w swojej ogromnej większości, a głosują na partię, która była umiarkowanie eurosceptyczna, ale jednak utrzymywała kurs skierowany na integrację Gruzji z Unią Europejską. Ale tak było do wczoraj - mówi dr Konończuk.

Ekspert podkreśla, że do tej pory rząd gruziński radził sobie całkiem nieźle, jeśli chodzi o reakcję świata zachodniego na wynik wyborów, które nie były uczciwe. Doszło do pewnego zaostrzenia stanowisk, ale ani Unia Europejska, ani Stany Zjednoczone nie zerwały relacji z Gruzją.

- Teraz mamy zupełnie nową sytuację. Władze rozwścieczyły społeczeństwo. Zobaczymy, na ile ludziom wystarczy energii. Ale widzę też kolejną analogię do Ukrainy sprzed ponad dekady. Gruzińskie społeczeństwo wyobraża sobie Unię Europejską jako lepszą przyszłość, obietnicę bogatego, europejskiego domu, którego Gruzja może być częścią. Dziś na drodze do tego gruzińskiego marzenia społeczeństwa stanęła partia Gruzińskie Marzenie - wskazuje dr Wojciech Konończuk.

Dalej od Europy, bliżej do Rosji

W powszechnej opinii komentatorów ruchy Gruzji mają na celu skierowanie tego kraju w stronę Rosji. - To operacja całkowicie zaplanowana i pilnowana przez Rosję - nie ma wątpliwości Grigol Julukhidze.

Co może zaskakiwać jeszcze bardziej, to deklaracja złożona przez premiera o rezygnacji z unijnych pieniędzy. Czy zatem Gruzja może mieć już obiecane wsparcie z Rosji?

- Rosja niczego nie obiecuje. Pamiętajmy, że cały czas nie ma oficjalnych relacji dyplomatycznych między Rosją a Gruzją. Stosunki oczywiście uległy ociepleniu, również ton kremlowskich mediów jest bardzo pozytywny, jeśli chodzi o gruziński rząd. Ale to, że Gruzja zrezygnowała z tych środków unijnych to kolejny impuls, który zdenerwował społeczeństwo. To były całkiem znaczące pieniądze w skali cały czas biednego kraju, jakim jest Gruzja - mówi Wojciech Konończuk.

Jego zdaniem, decyzja premiera to "źle rozumiana polityka godnościowa".

- On powiedział, że po 2028 roku Gruzja będzie się integrować z Unią Europejską na swoich warunkach. A to jest oczywiście niemożliwe, bo to nie są negocjacje, gdzie strona unijna i gruzińska z czegoś rezygnuje. To działa de facto tak, że albo coś bierzecie, albo nie jesteście członkiem Unii Europejskiej. Tak postawiona sprawa przez premiera Gruzji pokazuje dosyć wyraźnie, że nie ma intencji władz Gruzińskiego Marzenia do tego, żeby kierować Gruzję w stronę Europy. Społeczeństwo na to mówi "nie". Co może wyjść z tej konfrontacji, pozostaje sprawą otwartą - uważa dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich.

Zdaniem Grigola Julukhidze nawiązanie normalnych stosunków dyplomatycznych między Gruzją a Rosją w obecnej sytuacji jest tylko kwestią czasu.

- Teraz rząd uważa, że trzeba przede wszystkim zerwać relacje z Brukselą, podając naprawdę absurdalne przyczyny. Ja nie żartuję, nawet premier otwarcie mówi, że istnieje Global War Party (Partia Wojny Globalnej - red.), która wszystko zaplanowała: zamach na Trumpa, na premiera Słowacji Fico i inne wydarzenia. Oni przedstawiają takie teorie spiskowe. Przewodniczący parlamentu powiedział kilka dni temu, że przystąpienie Gruzji do Unii Europejskiej wiązałoby się z ryzykiem, ponieważ potem będziemy musieli anulować ruch bezwizowy z jakże ważnymi państwami: Uzbekistanem, Kirgistanem i Chinami. To wszystko, co dzieje się teraz w Gruzji, to jest teatr absurdu - podsumowuje Grigol Julukhidze.

Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
gruzjaunia europejskagruzińskie marzenie
Wybrane dla Ciebie