PublicystykaWiejas: "W ministerstwie rolnictwa wybiło szambo. Minister się ubrudził" (Opinia)

Wiejas: "W ministerstwie rolnictwa wybiło szambo. Minister się ubrudził" (Opinia)

W ostatnich latach mieliśmy już wybitnych ministrów działających na styku zwierzęta-przyroda-człowiek. Jan Krzysztof Ardanowski najwyraźniej pozazdrościł im dokonań. Gdyby bydlęta z Falent mogły mówić, ciekawe, co powiedziałyby o urzędującym ministrze rolnictwa.

Wiejas: "W ministerstwie rolnictwa wybiło szambo. Minister się ubrudził" (Opinia)
Źródło zdjęć: © PAP | Tomasz Gzell
Paweł Wiejas

08.05.2019 | aktual.: 08.05.2019 10:37

Gdy ktoś udziela ci bezpłatnej pomocy, dziękujesz. Taki dziwny zwyczaj. Nie zna go Jan Krzysztof Ardanowski, minister rolnictwa. On rewanżuje się nasyłaniem prokuratury.

Tak wygląda "wzorowe" gospodarstwo

W ostatnich dniach obrońcy zwierząt dwukrotnie wchodzili do Instytutu Technologiczno-Przyrodniczego w Falentach pod Warszawą.

Instytut to brzmi dumnie. A ten w Falnetach, który ma prowadzić badania nad nowoczesnymi technologiami w rolnictwie i zajmować się szkoleniami rolników, przypomina średniowieczny skansen. W najlepszym przypadku PGR w schyłkowym PRL-u. Krótko - powiedzieć syf, to nic nie powiedzieć. A ten syf podlega ministerstwu rolnictwa.

Dzięki obrońcom zwierząt już wiemy, jaka genialna myśl badawcza jest rozwijana w Falentach. Warto, żeby zapoznali się z tym rolnicy, ale miastowym ta wiedza również nie zaszkodzi.

Po kolei. Jeśli padnie ci bydło, chowaj je na polu. Padnie ci cielak, przykryj go plandeką i trzymaj w oborze. Podpisz umowę z weterynarzem, który urzęduje 150 km od twojego gospodarstwa. Pozwól ponad setce krów mlecznych stać w odchodach przez dwa tygodnie. Patrz jak na twoich oczach dogorywają cielęta - z chorób, niedożywienia, odwodnienia.

Obraz
© Facebook.com | SORZ Animal Rescue Polska

Jeśli rolnik spełni te wyśrubowane warunki, które odkryli w Falentach obrońcy zwierząt, zostanie pewnie najlepszym hodowcą bydła w kraju.
Nie będę szczegółowo opisywał cierpienia zwierząt udokumentowanego przez Animal Rescue. W chwili kontroli nie przedstawiono im żadnej dokumentacji medycznej potwierdzającej, że cielaki (kilka padło lub musiało zostać uśpione) były leczone. Kwity w cudowny sposób znalazły się później.

Już później okazało się, że w Falentach są braki kadrowe i brakuje pieniędzy na najprostszy sprzęt.

Minister równa do "najlepszych", a wiele mu nie brakuje

Trudno podważać to, co widzowie Polsatu i TVN widzieli w programach informacyjnych, ale Jan Krzysztof Ardanowski to chłop z jajami - podjął wyzwanie.

Wskazał, że zwierzęta, podobnie jak ludzie, chorują. A życiu zwierząt zagroziła ekipa z Animal Rescue (zabrała z Instytutu kilka chorych sztuk), bo przerwała leczenie (to ta dokumentacja odnaleziona w cudowny sposób).

Zaznaczył też, że "błyskawicznie wykonana kontrola nie potwierdziła istotnych problemów z dobrostanem zwierząt".

- Nie wolno przemieszczać zwierząt w dowolne miejsce. Zwierzęta inwentarskie w UE są bardzo precyzyjnie kontrolowane w zakresie przemieszczania, by nie zawlec choroby, by zawsze była pewność, kto odpowiada za zwierzęta - mówił we wtorek Jan Ardanowski.

Równocześnie polecił dyrektorowi Instytutu w Falentach złożyć zawiadomienie do prokuratury przeciwko organizacji, która "w sposób niezgodny z prawem" zabrał zwierzęta z Falent.

Bezpośrednią odpowiedzialnością za to, co działo się w Instytucie, nie można oczywiście obarczać samego szefa resortu. Jednak to, co robi teraz, jest przynajmniej niezrozumiałe.

W ostatnich czasach mieliśmy już wybitnych ministrów działających na styku zwierzęta-przyroda-człowiek.

Był gwałciciel krajobrazu i pogromca puszczy. Był pogromca aukcji koni w Janowie Podlaskim. Jan Krzysztof Ardanowski najwyraźniej pozazdrościł im dokonań. Gdyby bydlęta mogły mówić, ciekawe, co powiedziałyby o urzędującym ministrze rolnictwa.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)