PublicystykaWiejas: "A wystarczyło nie kłamać. Czyli jak Anna Zalewska negocjowała z nauczycielami" (Opinia)

Wiejas: "A wystarczyło nie kłamać. Czyli jak Anna Zalewska negocjowała z nauczycielami" (Opinia)

Nauczyciele są jacyś dziwni. Zamiast brać, co Anna Zalewska im dała, czyli maksymalnie 166 zł od stycznia, chcą 1000 zł podwyżki do końca roku. Właśnie rozpoczęła się ostateczna próba sił pomiędzy ZNP a rządem.

Wiejas: "A wystarczyło nie kłamać. Czyli jak Anna Zalewska negocjowała z nauczycielami" (Opinia)
Źródło zdjęć: © PAP | Tomasz Gzell
Paweł Wiejas

04.03.2019 | aktual.: 04.03.2019 17:08

W poniedziałek Związek Nauczycielstwa Polskiego zapowiedział referendum, w którym postawione będzie jedno pytanie: "Czy wobec niespełnienia żądania dotyczącego podwyższenia wynagrodzeń o 1 tys. zł jesteś za przeprowadzeniem strajku, począwszy od 8 kwietnia?".

Referendum ma zakończyć się 25 marca. Jeśli do tego czasu postulaty płacowe nauczycieli nie zostaną zrealizowane 8 kwietnia, rozpocznie się bezterminowy strajk.

Ostatni dzwonek 8 kwietnia

Spójrzmy w kalendarz. Już w dwa dni po rozpoczęciu strajku rozpoczynają się egzaminy gimnazjalne, w pięć dni później egzaminy ośmioklasistów, trzydzieści dni później startują matury. W ekstremalnej sytuacji strajk grozi tym, że żaden z tych egzaminów nie odbędzie się w wyznaczonym terminie. Po prostu strajkujący nauczyciele nie mogą wykonywać swoich obowiązków. Żadnych lekcji, zajęć na świetlicach, a więc i żadnych egzaminów.

To taki odpowiednik strajku w służbie zdrowia, w którym lekarze i pielęgniarki odeszliby od łóżek chorych (czego oczywiście nigdy nie zrobią). W szkołach ofiar nie będzie. Będą za to nerwy uczniów, rodziców i dzikie zamieszanie przy zapisach na studia.

Z pewnością oceny postępowania nauczycieli będą skrajnie różne – od potępienia po zrozumienie. Bez względu na to, czy rodzice będą solidaryzować się ze strajkującymi belframi, czy im złorzeczyć, powinno łączyć ich jedno – zrozumienie, że to nie nauczyciele rozpętają tę burzę.

O postulatach płacowych ZNP i Forum Związków Zawodowych wiadomo było od wielu miesięcy. I przez ten czas minister Anna Zalewska puszczała im tę samą płytę: "Wiecie, rozumiecie, kasy na podwyżki nie ma".

I nagle okazało się, że kasa jest i to góra kasy. Jakieś 40 mld złotych. Wiele bym dał, żeby zobaczyć minę prezesa ZNP Sławomira Broniarza, gdy usłyszał prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego ogłaszającego kolejny wspaniały program swojej partii. Ten z 500 plus na każde dziecko i "trzynastką" dla emerytów.

W tej jednej chwili okazało się, że Anna Zalewska mówiła nauczycielom nieprawdę, mówiąc, że budżet stać na maksymalnie 166 zł podwyżki od stycznia. I choć trudno powiedzieć, czy Zalewska sam nie była uprzednio okłamywana przez kolegów z ministerstwa finansów, to na nią spadło odium.

Tylko Zalewska się nie boi

Z wyliczeń money.pl wynika, że realizacja postulatów nauczycieli kosztowałaby budżet 6 mld . To dużo, ale wobec skali obietnic składanych przez Kaczyńskiego, niewiele. Gniew i rozgoryczenie nauczycieli były więc uzasadnione. Zostali potraktowani nie jako partnerzy w rozmowach, a uciążliwe muchy.

Bo wygląda na to, że szkoła była wspaniałym miejscem, gdyby nie nauczyciele. Gdy szefowa MEN przeprowadzała swoją rewolucyjną reformę, mówili, że to "deforma". Teraz, zamiast chwalić Annę Zalewską, że w ogóle mają jeszcze gdzie zarabiać, sztukując w kilku nieraz szkołach "etaty", mogą sparaliżować szkoły w czasie egzaminów.

Prezes Broniarz, ogłaszając referendum, mówił do rodziców: "Nie lękajcie się". Tu posunął się za daleko. Bo choć część rodziców zrozumie powody protestu, to lękać powinni się. Jak diabli powinni się lękać.

Czy jest ktoś, kto nie ulęknie się strajku? Jest. To Anna Zalewska. W czasie, gdy będzie trwał protest, ona będzie przymierzać już nowe garsonki. Przecież jakoś w tej Brukseli była minister edukacji, a przyszła europosłanka musi godnie wyglądać.

W odwiedzeniu nauczycieli od strajku nie pomogły nawet światłe uwagi szefa gabinetu prezydenta Krzysztofa Szczerskiego: "Nauczyciele nie mają obowiązku życia w celibacie. W związku z powyższym także transfery, które są dzisiaj dokonywane na przykład dla polskich rodzin, 500 plus, też dotyczą nauczycieli".

Nie posłuchali urzędnika i zamiast upatrywać szansy na kasę w rozmnażaniu się, wybrali w poniedziałek tradycyjny sposób jej zdobycia – podwyżki. Zaprawdę, dziwni są ci nauczyciele.

Źródło artykułu:WP Opinie
Zobacz także
Komentarze (0)