Więcej NATO w Polsce. Eksperci: To mocny sygnał polityczny. Ale czy to wystarczy, by odstraszyć Rosję?
• NATO zwiększy "wysuniętą obecność" wojsk na swojej wschodniej flance
• Zdaniem ekspertów, to dobra wiadomość dla Polski i jasny sygnał dla Moskwy
• Prawdopodobnie nie zapewni to jednak natychmiastowej skutecznej obrony na wypadek agresji Rosji
• Ceną korzystnych dla Polski rozwiązań może być zwiększenie zaangażowania polskiego wojska na Bliskim Wschodzie
Obecność wojskowa NATO na wschodnich rubieżach Sojuszu zostanie wzmocniona - taką decyzję podjęli ministrowie obrony Sojuszu w Brukseli. Nie wiadomo jeszcze jednak jak bardzo zostanie wzmocniona, bo szczegółowe ustalenia będą jeszcze negocjowane i analizowane przez wojskowych. Wiadomo jednak, że zwiększona zostanie tzw. wysunięta obecność Sojuszu na wschodniej flance. Nie będzie to oznaczać stałych baz w naszym kraju, ale rotacyjne stacjonowanie wielonarodowych sił NATO, wspomagane przez częstsze ćwiczenia wojsk sojuszniczych. W całości działania Sojuszu ma gwarantować trwałą - choć nie stałą - wysuniętą obecność na wschodniej flance. Co to oznacza dla Polski?
Mimo, że początkowy postulat Polski - o powstaniu stałych baz - nie ma szans na realizację, eksperci są zgodni, że decyzja ministrów obrony to dobra wiadomość - przede wszystkim w wymiarze politycznym. Wątpliwości dotyczą jednak tego, jak duże znaczenie militarne będzie miała decyzja z Brukseli w przypadku gdyby doszło do inwazji ze Wschodu.
Przed szczytem sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg mówił o potrzebie zapewnienia "wysuniętej obecności" połączonej z możliwością szybkiego wysłania posiłków. Jak mówi WP Michał Baranowski, dyrektor warszawskiego biura think tanku German Marshall Fund, to właśnie na proporcji między wielkością obecnością a posiłkami opiera się oś sporu między państwami Sojuszu.
- To, jak duże będą liczby żołnierzy w Polsce, ma duże znaczenie. Oczywiście obecność wojsk rosyjskich przy granicy z NATO jest nieporównywalnie większa, ale kluczowa jest tu możliwość Rosjan w zakresie tego, co w terminologii NATO nazywa się "Anti Access/Area Denial", tj. możliwości odcięcia całego obszaru walki od odsieczy za pomocą np. broni przeciwlotniczej - mówi Baranowski. - To jest coś, co Rosjanie poważnie zwiększają, dlatego kluczowe jest to, ilu żołnierzy i ile sprzętu będzie już na miejscu i będzie gotowych do działania - tłumaczy ekspert.
Jak jednak przyznaje, poziom liczebności sił potrzebnych do skutecznego odstraszania Rosji - według analizy amerykańskiej RAND Corporation to ok. 7 brygad - jest znacznie wyższy niż to, co realistycznie może się udać wynegocjować Polsce. Zdaniem Baranowskiego, sukcesem będzie, jeśli w państwach wschodniej flanki zostanie rozmieszczona jedna, dwie dywizje wraz ze sprzętem.
- To oczywiście mniej niż potrzeba, ale nie jest to przecież ostatni krok w kierunku wzmacniania wschodnich terytoriów Sojuszu - mówi ekspert.
Według Artura Dubiela, koordynatora Europejskiego Instytutu Bezpieczeństwa, decyzje podjęte w Brukseli nie będą miały kluczowego znaczenia dla bezpieczeństwa Polski.
- Nie zwiększy to znacząco fizycznego bezpieczeństwa naszego kraju w aspekcie typowo militarnym - w porównaniu do czasów poprzedniej epoki i sił zgromadzonych w RFN, proponowane siły i środki są wręcz symboliczne. Obecność sojuszników ma pokazać, że sojusz nie jest tylko papierowy i ma być też zapewne środkiem odstraszania - mówi ekspert w rozmowie z WP.
Podobnego zdania jest też dr Marek Madej, politolog z UW, według którego zwiększenie liczby wojsk sojuszniczych na wschodzie NATO to ważny sukces dla Polski, ale głównie w wymiarze politycznym i jako czynnik odstraszający.
- Każda obecność wojskowa ma duże znaczenie polityczne, bo sygnalizuje zarówno nam, jak i Rosji, że Moskwa nie może zakładać, iż w przypadku ewentualnej inwazji uda się jej zrealizować znaczące działania, zanim przyjdzie jakaś odsiecz - powiedział WP Madej. - Jednak jeśli ktoś oczekuje, że będą to siły, które gwarantują skuteczną obronę od pierwszego dnia, to się przeliczy. Obecność sił na ćwiczeniach oraz obecność sprzętu gwarantuje, że jakaś odpowiedź będzie. Problem to tylko ilość tego sprzętu - dodaje.
W zeszłym roku Stany Zjednoczone zobowiązały się do rozmieszczenia w państwach wschodniej flanki NATO magazynów z uzbrojeniem dla brygady żołnierzy. Jak wskazuje Madej, nie jest to dużo w sensie militarnym - tym bardziej że sprzęt ten zostanie rozproszony między kilka państw - ale wysyła sygnał, że wszystkie te państwa będą zabezpieczone. Nie jest to jednak ostatni ruch Ameryki. Na początku lutego sekretarz obrony Ash Carter zapowiedział czterokrotne zwiększenie budżetu na amerykańskie siły w Europie.
- To efekt analizy zmieniających się zagrożeń i finansowania działań reakcji na nie. Mimo że to dobry znak, to nie można mówić o przełomie działania sojuszu przez pryzmat amerykańskich nakładów, zwłaszcza analizując niedostateczne wydatki sojuszników na obronność - mówi Dubiel.
Środowe spotkanie nie będzie jednak ostatnim słowem dotyczącym wymiarów militarnej obecności wojsk sojuszu na wschodniej flance NATO. Ostateczne decyzje na ten temat podjęte zostaną podczas lipcowego szczytu NATO w Warszawie.
- Myślę, że do tego czasu czekają nas jeszcze długie i intensywne negocjacje - mówi Baranowski.
Choć wszystko wskazuje na to, że decyzje podjęte przez NATO będą dla Polski pozytywne, to najpewniej wiązać się będą z pewnymi kosztami po stronie Warszawy. W zamian za zwiększenie bezpieczeństwa na wschodnich terytoriach sojuszu, Polska będzie musiała zwiększyć zaangażowanie na innych polach. Chodzi przede wszystkim o Bliski Wschód. Wskazywał na to we wtorek wiceszef MON Tomasz Szatkowski, który powiedział agencji Reuters, że Polska zwiększy swój udział w walce z Państwem Islamskim. Nie podał jednak, jakie konkretnie działania podejmie polskie wojsko. Do militarnej pomocy w Syrii rząd zobowiązał się już wcześniej, kiedy zgodził się udzielić wsparcia Francji po zamachach w Paryżu w listopadzie ubiegłego roku. Także i w tym przypadku decyzja co do charakteru tej pomocy nie została podjęta. Deklaracja Szatkowskiego jest zgodna z życzeniem amerykańskiego sekretarza obrony Asha Cartera. Ogłaszając wzrost wydatków na obronność w Europie, Carter wyraził oczekiwanie, że sojusznicy Ameryki bardziej zaangażują się w
działania koalicji przeciw Państwu Islamskiemu w Syrii i Iraku.