Świat"Widzą, co się dzieje, a nadal chcą nas odsyłać". Afgańscy uchodźcy przerażeni w greckich obozach

"Widzą, co się dzieje, a nadal chcą nas odsyłać". Afgańscy uchodźcy przerażeni w greckich obozach

- Unia Europejska widzi doskonale, co się dzieje, a nie podejmuje żadnych działań - uważa Parwana Amiri, uchodźczyni z Afganistanu i aktywistka działająca na rzecz społeczności obozu Ritsona. - Nie możemy dopuścić do kolejnej porażki polityki migracyjnej - dodaje.

"Widzą, co się dzieje, a nadal chcą nas odsyłać". Afgańscy uchodźcy przerażeni
"Widzą, co się dzieje, a nadal chcą nas odsyłać". Afgańscy uchodźcy przerażeni
Źródło zdjęć: © East News

18.08.2021 19:59

W greckich obozach Afgańczycy śledzą wiadomości ze swojego kraju całymi dniami.

- Jesteśmy bombardowani informacjami: talibowie zajęli pierwsze miasto, potem kolejne i kolejne, potem zobaczyłam wideo z uciekającymi kobietami. Jedna z nich płakała ze strachu o swoje dzieci. Sama przepłakałam noc - mówi mi Sohaila Shojayie, uchodźczyni z obozu w Grecji i dodaje: - Popieprzona sytuacja! Siedzę, czytam, oglądam i nic nie mogę zrobić, więc podaję te wiadomości dalej, by jak najwięcej ludzi wiedziało, co się tam dzieje.

Takich ludzi jak Sohaila Shojayie jest dziś w Europie ok. 600 tysięcy. W greckich obozach dla uchodźców przeważają Afgańczycy. Są przerażeni tym, co dzieje się w ich kraju. Nie mają też złudzeń - Europa ich rodaków nie będzie chciała.

Zobacz też: Kontrowersyjne słowa Piotra Glińskiego o uchodźcach z Afganistanu. Reakcja Grzegorza Schetyny

Rozmawiamy w dniu, gdy świat obiegają nagrania ludzi łapiących się kół startującego samolotu ewakuujących się Amerykanów. - Wyobraź sobie, że dzień wcześniej mój kolega usłyszał, że nie dostanie ochrony międzynarodowej. Jest Afgańczykiem. Mimo że wszyscy widzą, co się dzieje, to nadal nas chcą odsyłać, nadal chcą się nas pozbyć - mówi Israr Yousufzai, Afgańczyk przebywający w obozie Ritsona i podkreśla: - Więcej nas nie przyjmą.

Europa nie chce powtórki z 2015 roku

Na tę chwilę wiele wskazuje, że obawy Afgańczyków w Europie mogą się sprawdzić. Jak donosi "Politico", Emmanuel Macron obwieścił, że musimy się bronić przed "nieuregulowanym napływem" uchodźców oraz że Europa nie weźmie na siebie wszystkich konsekwencji upadku Afganistanu.

Macron wspomniał też o konieczności nawiązania współpracy z Iranem, Pakistanem i Turcją, które zapewne staną się pierwszymi krajami na uchodźczym szlaku.

Notis Mitarachi, minister ds. migracji Grecji, na antenie państwowej telewizji ERT wyraźnie zaznaczył, że jego kraj nie życzy sobie powtórki z roku 2015 i że Grecja jest gotowa strzec swoich granic. - Nie będziemy bramą do Europy dla nowej fali uchodźców - mówi.

Uchodźcy także nie chcą powtórki z 2015

Zdaniem Mitarachiego "rozwiązanie powinno być wspólne i musi być dla całej UE". Bo uchodźcy też nie chcą powtórki z roku 2015.

Rozmawiam z Parwaną Amiri, uchodźczynią z Afganistanu i aktywistką działającą na rzecz swojej społeczności w Ritsonie, jednym z greckich obozów. Amiri streszcza najnowsze wiadomości z Afganistanu. Także te, które jeszcze w mediach się nie przebijają: o zagrożonych mniejszościach, które obawiają się ludobójstwa, o głodzie pojawiającym się w niektórych dzielnicach miast, szalejącym bezrobociu wśród urzędniczek i urzędników oraz padających pod naporem Talibanu instytucjach. I konsekwencjach, które dopadają Afgańczyków także poza granicami kraju.

- Moja przyjaciółka jest stypendystką, studiuje w Egipcie. Obecnie została pozbawiona jakiegokolwiek wsparcia ze strony państwa. Boi się, że będzie musiała wrócić do Afganistanu - mówi Amiri.

- Ludzie usiłowali przedrzeć się przez granicę z Pakistanem, ale bezskutecznie. Podobnie wyglądała sytuacja na granicy z Iranem. Teraz boją się wychodzić z domów, a w niektórych miejscach nawet podchodzić do okien - dodaje, ale nie ma wątpliwości: - Uchodźcy będą ryzykować swoje życie, by przekraczać kolejne granice w drodze do Europy.

- Dlatego nie możemy dopuścić do powtórki z roku 2015, czyli kolejnej porażki polityki migracyjnej - precyzuje aktywistka i bije na alarm. - Unia Europejska widzi doskonale, co się dzieje, a nie podejmuje żadnych działań, jak choćby otwarcie korytarzy humanitarnych dla najbardziej narażonych: aktywistów, działaczy na rzecz praw człowieka, kobiet – mówi Amiri. O korytarze apelował unijny komisarz do spraw gospodarki Paolo Gentiloni, choć jednocześnie przestrzegał przed "niekontrolowaną falą" oraz apelował o współpracę państw UE, ale na zasadach dobrowolności.

Tylko czy UE może liczyć na dobrowolne działanie krajów członkowskich? Europejskiej polityce migracyjnej bliżej jest dziś do stanowiska PiS niż niegdysiejszego "herzlich willkommen" Angeli Merkel, co zresztą polski rząd skwapliwie wykorzystuje w swoich przekazach. W efekcie tej zmiany upadł europejski system relokacji, a kraje graniczne UE zostały pozostawione samym sobie. Cenę płacą także sami uchodźcy, koczujący w urągających ludzkiej godności warunkach, czego symbolem stała się spalona już Moria, by po ciągnącej się latami procedurze dostać nakaz powrotu tam, skąd przyszli.

Anna Alboth, pracująca od lat z uchodźcami i migrantami przedstawicielka organizacji pozarządowej Minority Rights Group dostrzega w tzw. kryzysie uchodźców celowe działanie. - Obozy w Grecji czy na Bałkanach są przeciążone, ale nie dlatego, że nie ma na nie w Europie pieniędzy, tylko dlatego, że jest polityczna wola, żeby wyglądały tak, jak wyglądają. Europejscy politycy wciąż niemądrze i naiwnie wierzą w to, że złe warunki dla uchodźców w Europie sprawią, że mniej ich będzie przybywało. Będzie ich coraz więcej, szczególnie Afgańczyków - mówi.

Widmo Morii

Aktywiści oraz uchodźcy rozwiązanie upatrują w powrocie do systemu relokacji, który miałby pomóc w uporaniu się z problemem przepełnionych obozów oraz ciągnących się latami procedur azylowych. "Mieszkam od pięciu lat na Lesbos i widzę, że jedyne co UE robi to stawia nowe obozy i mnoży nowe przepisy" - czytam w wiadomości od Sanama Ghalego, uchodźcy z Afganistanu i pracownika organizacji pozarządowej Waves of Hope.

- UE powinna dokładnie przyjrzeć się warunkom panującym w obozach. Nie możemy dłużej tolerować zatłoczenia - argumentuje Amiri.

To zatłoczenie doprowadziło pośrednio do pożaru, który strawił obóz Moria na Lesbos. Ogień wybuchł na początku września ubiegłego roku, tuż po zamieszkach wywołanych ogłoszonym odcięciem obozu od reszty wyspy z powodu podejrzenia 35 przypadków koronawirusa. W obozie mieszkało wówczas ok. 12,6 tys uchodźców, część z nich została przeniesiona na kontynent, ale widmo Morii wciąż istnieje.

Gdy Grecję nawiedziła tegoroczna fala pożarów, ucierpieli nie tylko turyści, ale także uchodźcy. Mieszkańcy obozu Malakasa zostali pilnie ewakuowani do Ritsony, gdy płomienie zbliżyły się niebezpiecznie do ich koczowisk. Sohalia była w grupie ewakuowanych. Wspomina, że przez kilka dni musieli spać pod gołym niebem, a gdy władze zaczęły ustawiać przenośne toalety, poczuła się, jakby była znów w Morii.

W Ritsonie mieszka ok. 3 tys ludzi. Z Malakasy pilnie ewakuowano ponad 2 tysiące.

"Sprzedali naszą matkę Talibom"

Moi rozmówcy z greckich obozów mówią także, że Unia Europejska powinna natychmiast wstrzymać deportacje Afgańczyków. Nie czują się bezpieczni w krajach trzecich i nie ufają, że np. Turcja nie odeśle ich do Afganistanu. Sami do kraju też nie wrócą, bo jak mówią, "już go nie mają".

- Czuję się, jakbym stracił matkę - mówi Israr Yousufzai i dodaje wyraźnie rozgoryczony: - Ci pieprzeni politycy sprzedali moją matkę talibom.

Wielu Afgańczyków zostawiło w kraju rodziny lub przyjaciół. Sohaila Shojayie martwi się, bo od kilku dni telefon milczy. Jej dwóch kuzynów i kuzynka miało w tym roku zacząć studia w Kabulu. Także w Kabulu jest część rodziny mojego innego rozmówcy Waisa Feedee. Uciekli przed talibami z Mazar-i-Sharif, teraz są w pułapce. Feedee martwi się, że nie znajdą pracy, bo talibowie zamykają sklepy, które są w ich mniemaniu niezgodne z zasadami islamu, a także każą kobietom zostać w domach. Rodzinę Amiri na tę chwilę nawet nie byłoby stać na wyjazd.

19 sierpnia Afganistan obchodzi święto niepodległości. Tego dnia w Atenach ma być zorganizowana manifestacja afgańskiej społeczności.

- Chcemy okazać solidarność z Afgańczykami, upomnieć się o ludzi w obozach i domagać się natychmiastowego wstrzymania deportacji, a także zaapelować do UE o relokację uchodźców z Grecji - zapowiada Parwana Amiri. Od innych słyszę, że na manifestację wybiera się niemal każdy.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1196)