PolskaWiadomość, która zelektryzowała mieszkańców Warszawy

Wiadomość, która zelektryzowała mieszkańców Warszawy

Co zrobić z pozostałościami po PRL w architekturze Warszawy? Czy ścianę wschodnią można zburzyć, czy raczej powinno się ją modernizować? Nad tym zastanawiają się warszawiacy, których zelektryzowała informacja o planach likwidacji Rotundy PKO BP. Większość jest temu przeciwna.

Wiadomość, która zelektryzowała mieszkańców Warszawy
Źródło zdjęć: © PAP

12.02.2010 | aktual.: 15.02.2010 13:16

Pod Rotundą pierwszy raz spotkałem miłość życia i mam wielki sentyment do tego miejsca w Warszawie… A mnie tu okradli i chcę, żeby Rotunda mi to przypominała… Byłem pod Rotundą zaraz po wybuchu. Nie zapomnę tego widoku. Też uważam, że ten gmach powinien pozostać… Takie głosy przeważają w internecie, gdzie od kilku tygodni trwa dyskusja na temat przyszłości gmachu Rotundy PKO BP. Zarząd banku ogłosił w styczniu, że zamierza zburzyć starą Rotundę i wybudować nową. Przedstawił projekt szklanej budowli, dość odlegle przypominającej obecny gmach, i rozpętał burzę, w której główną siłą są sentymenty mieszkańców stolicy - takie, jak cytowane powyżej.

Użytkownicy internetowego portalu Facebook założyli nawet grupę pod hasłem "Uratujmy Rotundę". Zbierają podpisy pod petycją do prezesa PKO BP na stronie www.petycje.pl i wysyłają mejle do rzecznika banku i architektów. Powstała także strona internetowa w serwisie Twitter, gdzie wypowiadają się zwolennicy zachowania gmachu starej Rotundy(https://twitter.com/uratujmyrotunde).

Czapka generała przekrzywiona na bakier

Przedmiot sporu pojawił się w 1966 roku przy obecnym rondzie Dmowskiego jako charakterystyczna część ściany wschodniej, wybudowanej w latach 1960-1969. Poszczególne elementy ściany projektowali różni architekci pod kierownictwem Zbigniewa Karpińskiego. Obecny budynek Rotundy różni się nieco od wersji pierwotnej, zniszczonej 15 lutego 1979 wybuchem, w którym zginęło 49 osób, a 110 zostało rannych. Odbudowy - na wyraźne życzenie mieszkańców Warszawy - dokonano w ekspresowym tempie - już pod koniec października 1979 roku został ponownie oddany do użytku. Jedną z głównych zmian w stosunku do pierwowzoru było zastosowanie przyciemnianego szkła w elewacji.

W siermiężnej epoce Gomułki ściana wschodnia stanowiła powiew Zachodu, będąc w latach 60. obiektem dumy i podziwu warszawiaków. Dla niektórych znawców architektury Rotunda była przykładem przysłowiowej polskiej zawadiackości - proste linie tworzące całą ścianę zostały skontrapunktowane przy rondzie gmachem fantazyjnie przekrzywionym. Jak czapka na bakier (zwano Rotundę czasem "czapką generała"). Płaskim dachom przeciwstawiono "ząbki", bloki skontrastowano niską, pawilonową formą. No i wreszcie prostopadłościanom przeciwstawiono kształt rotundy. Nic dziwnego, że niezwykły gmach stał się błyskawicznie kolejnym symbolem miasta.

Największy słup ogłoszeniowy w mieście

W dobie gospodarki rynkowej Rotunda okazała się wymarzonym miejscem jako nośnik reklam. Ładna bryła niemal nieustannie była przykrywana reklamami, przestrzeń przed bu- dynkiem zamieniła się w nielegalny bazar. Wokół jest brudno, chaotycznie i brzydko. Taki stan rzeczy nie podoba się warszawiakom, nawet tym, którzy chcą, żeby Rotunda trwała, i według nich gołym okiem widać potrzebę zmiany. Czy jednak koniecznie ma to być zmiana przez likwidację? Bank PKO BP planuje rozbiórkę Rotundy i zastąpienie jej nowym budynkiem. Może najpierw, jako gospodarz terenu, zadbałby o swoją własność i jej otoczenie.

Bartosz Dominiak, radny Warszawy, który jest jednym z inicjatorów akcji na rzecz uratowania Rotundy, też uważa, że dziś gmach jest słabo wykorzystany - ma dużo źle zaaranżowanej przestrzeni i prawdopodobnie też jest tam sporo problemów natury technicznej, takich jak okablowanie czy infrastruktura telekomunikacyjna. Jest jednak zdania, że zmiany obiektu powinny mieć miejsce przede wszystkim wewnątrz - bez zmieniania bryły, oszklonej formy i charakterystycznego dachu, które wymagają tylko remontu. Przez ostatnie 20 lat bank nie troszczył się o to, żeby Rotunda była ładna i błyszcząca.

- Tradycja architektoniczna Warszawy została zaburzona, a nawet zburzona w czasie wojny - mówi Dominik. - Obecnie, już samodzielnie, niszczymy tradycję, która pojawiła się po drugiej wojnie światowej. Oczywiście, wiele budynków nadaje się do wyburzenia, bo są ohydne, ale w okresie PRL-u powstało parę udanych budowli. Burzenie ich z pobudek ideologicznych nie ma sensu. Uważam, że powinny być zachowane. Warto zostawiać wartościowe fragmenty Warszawy, bo jeśli się tego nie robi, traci się obiekty, które mogą nas wyróżniać. A Rotunda jest według badań trzecim pod względem rozpoznawalności miejscem w stolicy - po Pałacu Kultury i Zamku Królewskim. Jeśli zamienimy ją na nowszą, to będzie tylko jednym z wielu nowoczesnych budynków w Warszawie - dodaje radny.

Co zrobić z pozostałościami po PRL-u?

Blisko 60% internautów, którzy głosowali w sondzie na portalu Tvnwarszawa.pl, uważa, że wartościowe budynki z czasów PRL należy chronić. Również supersymbol minionej epoki "podarunek" Stalina dla Warszawy - Pałac Kultury i Nauki.

Szczepan Wroński z pracowni architektonicznej WXCA pałacu by nie burzył, a takie głosy podniosły się niedawno po raz kolejny. Uważa, że w każdym okresie powstaje architektura właściwa dla danego czasu, dla historii. - Jesteśmy akurat w najgorszym okresie dla minionej epoki - twierdzi Wroński. - Po dwudziestu latach mamy ochotę pożegnać się z tamtym czasem, ale część tej architektury się broni. Trzeba ją odnawiać, a nie burzyć. Burzenie jest rozwiązaniem najgorszym dla obiektów, które wpisują się w istniejący układ urbanistyczny. Tutaj dobrym przykładem są Niemcy, gdzie w wielu przypadkach modernizacja spowodowała, że enerdowskie obiekty stały się bardzo atrakcyjne, niekiedy ciekawsze od tych nowobudowanych… Wroński jest zwolennikiem modernizacji wszędzie tam, gdzie tylko da się to przeprowadzić.

W stolicy Niemiec jest rzeczywiście sporo miejsc, które mogłyby służyć Warszawie za przykład - choćby ogromne, na 60 tys. mieszkańców, osiedle z wielkiej płyty w północno-wschodniej części miasta zwanej Marzahn, położone niedaleko placu Helene Weigel. Po zjednoczeniu bloki zaczęły pustoszeć w szybkim tempie i zanosiło się na to, że osiedle przemieni się w slumsy. Jednak zainwestowano w gruntowną modernizację - poprawiono stan techniczny budynków, odnowiono fasady i system wentylacyjny, przebudowano i zmodernizowano wejścia do budynków, powiększono pokoje i łazienki oraz zlikwidowano ciemne kuchnie, a w holu wejściowym utworzono nowoczesne recepcje. Efekt jest taki, że domy zyskały standard nie gorszy od tego w licznych warszawskich zamkniętych osiedlach.

Nie wysadzono w powietrze, tylko zmodernizowano berliński stadion olimpijski, na którym Hitler oglądał zmagania sportowców w czasie igrzysk w 1936 roku, ale enerdowski Pałac Republiki, zwany ze względu na wielką liczbę kiczowatych żyrandoli "sklepem z lampami Ericha Honeckera", zburzono dwa lata temu - przede wszystkim dlatego, że był nafaszerowany azbestem. Doskonałej jakości szwedzką stal z elementów konstrukcyjnych sprzedano do Dubaju, gdzie powstawał najwyższy budynek świata, oraz koncernowi Volkswagen, któremu posłużyła do budowy bloków silnika golfa VI. Znikający punkt - Supersam

- Największym skandalem Warszawy było zburzenie Supersamu - mówi Wojciech Zabłocki, architekt. - Konstrukcja obiektu jest opisywana w amerykańskich podręcznikach architektury jako przykład oryginalnych rozwiązań, a myśmy sami ją rozebrali. Po to, żeby na miejscu Supersamu mógł powstać biurowiec. Pretekstem była korozja konstrukcji. Niewątpliwie niektóre części uległy korozji, jednak przy rozbieraniu dźwigarów okazało się, że większość elementów była w doskonałym stanie. Ponadto wprowadzono społeczeństwo w błąd, ponieważ do mediów podano informację, że Supersam zostanie rozebrany i przeniesiony na inne miejsce. Mówiono o wykorzystaniu przeniesionego Supersamu dla studentów Politechniki przy ulicy Poleczki, ale to wszystko okazało się nieprawdą. Supersam został po prostu pocięty i zlikwidowany - dodaje architekt.

Zdaniem Zabłockiego dzieje się tak dlatego, że kolejne władze Warszawy często zbytnio ulegają naciskowi rynku. Przyznaje jednak, że niektóre decyzje wymagają zaciśnięcia pasa i są niepopularne, bo władze stolicy nie mogą się wykazać, ale jest zdecydowanym przeciwnikiem mieszania polityki z architekturą.

- Budynki politechniki w Warszawie powstały za czasów znienawidzonego caratu i są dziełem rosyjskich architektów. Czy dlatego mamy je dziś zburzyć? - pyta retorycznie Zabłocki.

Nie udało się ochronić przed takim losem kina Praha. Dziś w jego miejscu stoi multipleks, który z dawnego kina zachował jedynie socrealistyczne płaskorzeźby. Nie ma już kina Moskwa, kino Relaks ktoś przerobił na sklep, sklep następnie zbankrutował i teraz dawne kino straszy. Przetrwało kino Atlantic, ale bez kultowego neonu… To następne ofiary architektonicznej czystki.

Modernizm częścią tożsamości stolicy

- To nie są ślady PRL-u. Ta architektura ma z PRL-em tyle wspólnego, że powstała w czasie istnienia PRL-u - mówi Jarosław Trybuś, historyk sztuki z Instytutu Starzyńskiego. - Nie jest to architektura peerelowska, tylko modernistyczna, która była poza systemami i ze swej natury ponadnarodowa. Modernizm był stylem międzynarodowym. Architektura tamtych lat buduje tożsamość Warszawy, która jest miastem nowym i nic tego nie zmieni - twierdzi Trybuś.

Dlatego, według niego, zamiana starej Rotundy na nową jest złym rozwiązaniem dla miasta ze względu na historię architektury, również dlatego, ponieważ ten budynek bez wątpienia wpisał się w krajobraz stolicy. - A z punktu widzenia inwestora jest to rozwiązanie absurdalne - po co zastępować oryginał bardzo marną kopią? - pyta Trybuś i wietrzy w tym drugie dno. Jakie? Od kilkunastu lat bank PKO BP stara się o wystawienie w tym miejscu biurowca, mogłaby to więc być metoda małych kroków - najpierw uzyskanie zgody na jedno, a potem na drugie. Nasz rozmówca nie jest w stanie uwierzyć, że ludzie logicznie myślący są w stanie zastąpić tę rotundę czymś podobnym, tylko w fatalnej formie.

- Nie wiem, czy miasto może temu zapobiec, bo na przykład nie zapobiegło likwidacji Supersamu - dodaje Jarosław Trybuś. - A ten nie został wpisany do rejestru zabytków - co utrudniłoby jego zburzenie - gdyż konserwator tłumaczył, że modernizm wciąż trwa i nie jest epoką zamkniętą. Tymczasem jest epoką zamkniętą, choć czasem inspiruje współczesnych architektów, a poza tym przepisy pozwalają wpisywać do rejestru budynki i obiekty, które mają znaczenie dla szeroko rozumianej kultury. Dlatego Rotunda, Supersam, Dworzec Centralny są obiektami, które do rejestru można by wpisać. Z Pałacem Kultury nie było problemu, gdyż epoka socrealizmu już z pewnością jest skończona… - uśmiecha się Trybuś.

Na ratunek przychodzi lista nowych zabytków

Warszawski oddział Stowarzyszenia Architektów Polskich stworzył listę "nowych zabytków" powojennej Warszawy, czyli obiektów uznanych za tzw. dobro kultury współczesnej. W stolicy znajduje się aż 130 budynków pochodzących z czasów PRL, które postanowiono ochronić przed zburzeniem. Na tej liście znalazły się m.in. Smyk, budynek Najwyższej Izby Kontroli przy ul. Filtrowej, dawny Dom Partii, a także kawiarnia Rozdroże, Dworzec Centralny, hala gier i pawilony na AWF zaprojektowane przez Wojciecha Zabłockiego, most Gdański, garaż na Woronicza 19, Jacht Klub Polski…

W owych 130 obiektach renowacji i remontów można dokonywać tylko za zgodą miejskiego architekta. Dla Supersamu, który jest na liście, taka ochrona przyszła za późno. Może się też okazać, że nie uda się uratować także Rotundy.

- Na liście nie ma wprawdzie Rotundy - mówi Jolanta Przygońska z warszawskiego oddziału SARP-u - ale jest cała ściana wschodnia. Mam nadzieję, że stara Rotunda nie zostanie zastąpiona nową, zupełnie inną, bo nie wiedzę w tym sensu. To jest jednak dla mnie sprawa drugorzędna. Sprawą pierwszorzędną jest to, że dobra kultury współczesnej są źle chronione. W przypadku ściany wschodniej potrzebne jest kompleksowe rozwiązanie modernizacji tego miejsca, a nie takie wyrywkowe zastępowanie jednego budynku drugim. To przecież jeden z najważniejszych fragmentów publicznej przestrzeni miasta, a panuje w nim chaos i brud i jeszcze nie uchwalono dla niego planu miejscowego. W odniesieniu do takiego miejsca i obiektu nie powinno się w nim prowadzić procedury jednostkowej. Tymczasem w Warszawie minęły ponad trzy lata od uchwalenia Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego Warszawy, a zaledwie około 20% obszaru miasta jest objęte obowiązującymi planami miejscowymi - dodaje Przygońska.

Rewolucja, kontrrewolucja, ewolucja

Że też niczego nie nauczyły nas rewolucje, które z neoficką gorliwością niszczyły znienawidzone pozostałości minionych epok. A jeśli coś z pożogi ocalało, spotykał je los odrobinę tylko łaskawszy. Jak w scenie - Towarzyszu komisarzu, co z tą starą komodą, spalić? - Zostawcie. Przybije się gwiazdę, wyprostuje nogi i będzie dobra… Wydawałoby się, że już poznaliśmy szkodliwość takich działań, a tymczasem one wciąż powracają. Powodowane ideologią, biznesem czy czystą głupotą. Tymczasem w Warszawie, która stosunkowo niedawno przeżyła działania dwóch ekstremalnych burzycieli - Hitlera i Stalina - nie trzeba już rewolucji. Marzy się warszawiakom mądra ewolucja.

Polecamy w wydaniu internetowym: Ruiny po Banku Polskim przy ulicy Bielańskiej

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)