Wenezuelczycy masowo uciekają z kraju. Masakra w areszcie pokazuje upadek państwa
Dziesiątki ludzi zginęło w pożarze aresztu w Wenezueli. Policja użyła gazu łzawiącego przeciwko ich krewnym. To najnowszy objaw upadku państwa. Wenezuelczycy już masowo uciekają z kraju, który mógłby pławić się w bogactwie.
29.03.2018 | aktual.: 29.03.2018 15:47
Według policji w wenezuelskim mieście Valencia pożar wywołali aresztanci, którzy podpalili materace w celach. Chcieli wywołać zamieszanie i uciec. Zginęło 68 osób, w tym dwie kobiety odwiedzające zatrzymanych. Ratownicy przebili się przez ściany, żeby dostać się do wnętrza budynku i uwolnić ocalałych.
Przed płonącym komisariatem demonstrowali członkowie rodzin aresztantów. Doszło do zamieszek i starć z policją. Według krewnych ofiar pożaru przyczyna tragedii mogła być inna, na co wskazywać może rana postrzałowa jednego z funkcjonariuszy. To sugeruje, że policjanci mogli sprowokować zajścia wewnątrz aresztu, których następstwem był tragiczny pożar.
Największa fala uchodźców w historii regionu
Prawda o dramacie w Valencii nigdy może nie wyjść na światło dzienne. Tragedia zwraca jednak uwagę na kraj, który jest obecnie źródłem największego kryzysu humanitarnego w historii Ameryki Łacińskiej. Według ONZ ponad 1,1 mln. uchodźców uciekło z Wenezueli w ostatnich miesiącach. Sąsiednia Kolumbia wyniszczona wewnętrznymi konfliktami nie radzi sobie z setkami tysięcy przybyszów. Uchodźcy zalali także przygraniczne miejscowości w Brazylii. Kilkadziesiąt tysięcy dotarło nawet do USA.
Przyczyną masowej ucieczki mieszkańców tego ponad 30-milionowego kraju jest dramatyczna sytuacja gospodarcza. Według najnowszych badań, ponad połowa Wenezuelczyków kładzie się spać głodna, a niemal wszyscy uważają, że mają za mało pieniędzy na wyżywienie. Do tego dochodzi hiperinflacja szacowana poziomie sięgającym 10 proc. dziennie.
Konsekwencją kryzysu są nie tylko puste półki w sklepach, ale także załamanie się podstawowych funkcji państwa, w tym opieki medycznej i bezpieczeństwa publicznego. Stolica, Caracas, uważana jest za jedno z najniebezpieczniejszych miejsc na świecie.
Zmarnowane bogactwo
Paradoksalnie Wenezuela mogłaby stać się jednym z najbogatszych państw w regionie. Kraj posiada największe na świecie rezerwy ropy naftowej, gigantyczne złoża gazu, a także diamentów, złota, rudy żelaza i innych metali. Jednak do katastrofy doprowadziła polityka ekonomiczna wieloletniego prezydenta Hugo Chaveza. Populistyczny przywódca był niezwykle rozrzutny i roztrwonił majątek kraju. Ostatecznym ciosem dla Wenezueli było załamanie się cen ropy naftowej na rynkach światowych.
Prezydent Nicolas Maduro, następca Chaveza, nie potrafi wyprowadzić kraju z kryzysu. Odmawia nawet przyjęcia pomocy humanitarnej, którą uważa za zagraniczną inwazję. W ubiegłym roku władze siłą zdławiły falę protestów społecznych. W starciach zginęło ponad 120 osób. Obserwatorzy uważają, że prezydent, ze wsparciem doradców kubańskich, przygotowuje się do zmanipulowania zaplanowanych na kwiecień wyborów lokalnych tak, aby ostatecznie wyeliminować jakąkolwiek opozycję.
Władze w Caracas przetrwały protesty i zapewne same się też wyżywią. Tymczasem Wenezuelczycy głosują nogami wywierając presję na kraje sąsiednie, które same nie poradzą sobie z gigantycznym napływem uchodźców. Reszta świata się tym szczególnie nie przejmuje zwłaszcza, że konkurencja o pomoc humanitarną jest wielka, żeby wymienić tylko Syrię, Sudan Południowy czy Rohindżów w Bangladeszu. Obciążenia spowodowane napływem uchodźców z czasem mogą zmusić sąsiadów Wenezueli do wywarcia presji na Caracas i doprowadzić do upadku reżimu. Oczywiście są to jedynie spekulacje oderwane od twardej rzeczywistości, którą jest upadek instytucji państwowych prowadzący do tragedii takich, jak masakra aresztantów w Valencji.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl