"Welt am Sonntag": Polska wściekła na niemieckich "mądrali"
Polska odgrywa kluczową rolę w wojnie w Ukrainie. Niemcom zależy na koordynowaniu działań z Warszawą, ale relacje między krajami są mocno nadszarpnięte. Zaufanie do "toksycznych" Niemiec jest bliskie zeru. Pusty zostaje stołek ambasadora RP. "Podobno nikt w PiS nie interesuje się tą pracą" - donosi "Welt am Sonntag".
10.07.2022 | aktual.: 10.07.2022 12:49
Analiza relacji polsko-niemieckich autorstwa Philippa Fritza ukazała się w niedzielę w "Welt am Sonntag". Za punkt wyjścia do swoich rozważań warszawski korespondent gazety obrał niedawną wizytę w Polsce szefa SPD Larsa Klingbeila.
"To miała być jedna z najważniejszych podróży zagranicznych Larsa Klingbeila od objęcia - w grudniu 2021 roku - stanowiska przewodniczącego partii. Klingbeil miał pod koniec czerwca w Warszawie uznać błędy niemieckiej polityki zagranicznej i zapewnić Polaków, że Niemcy są solidnym partnerem w UE i NATO" - pisze Fritz, dodając, że zaufanie do rządu w Berlinie, a szczególnie do SPD, jest obecnie w Polsce "bliskie zeru".
Zdaniem autora relacje polsko-niemieckie pogarszają się od wielu lat, a winę za to ponoszą obie strony.
Zobacz też: "Nieodwracalna zmiana" w relacjach Niemcy-Rosja. Ekspertka wyjaśnia
Niemiecki rząd zbyt długo ignorował polskie interesy bezpieczeństwa i ostrzeżenia przed agresywnością Rosji, a poza tym realizował projekty w rodzaju Nord Stream 2. Z kolei słowne ataki polskich polityków na Niemcy oraz naruszanie praworządności w Polsce przyczyniły się do powstania w Niemczech negatywnego wizerunku Polski - wylicza autor.
Jak czytamy, wyczekująca postawa władz w Berlinie wobec wojny w Ukrainie zniszczyła w "zapierającym dech tempie" zaufanie do niemieckiej polityki w dużej części polskiego społeczeństwa i w klasie politycznej.
Nikt nie ma czasu dla szefa SPD
"Klingbeil odczuł to podczas wizyty w Warszawie" - podkreśla Fritz. Szef partii, z której pochodzi kanclerz Niemiec, został przyjęty jedynie przez Włodzimierza Czarzastego, współprzewodniczącego Nowej Lewicy, mniejszego ugrupowania opozycyjnego.
"Przedstawiciele rządu nie mieli czasu dla Niemca" - pisze niemiecki dziennikarz i dodaje, że była to świadoma decyzja polityków. - Dopóki w Berlinie rządzą ci ludzie, nie widzimy powodu, żeby zmieniać naszą postawę - mówi "Welt am Sonntag", pragnący zachować anonimowość, polski dyplomata.
"To tylko jeden z wielu przykładów na zdemolowane relacje między Polską a Niemcami" - zaznacza Fritz. Obecna sytuacja wymagałaby dobrych partnerskich stosunków. "Niemcy i Polska ponoszą szczególną odpowiedzialność. Pierwszy kraj uważa się nadal za europejską siłę przywódczą, a drugi - Polska - stał się najważniejszym europejskim adwokatem Ukrainy i dostarcza do Kijowa na wielką skalę broń" - wyjaśnia autor.
Kontakty ograniczone do minimum. "Gang Steinmeiera"
Rzeczywistość jest jednak taka, że "kontakty ograniczone są do minimum", "administrowane jest status quo" - mówią wpływowe osoby w obu krajach.
Istotną przyczyną tej sytuacji jest - zdaniem Fritza - fakt, iż Niemcy w kontaktach z Polską opierają się na osobach uważanych w Polsce za zdyskredytowane. Chodzi o "gang Steinmeiera", polityków z otoczenia prezydenta Niemiec. Steinmeier uważany jest w Polsce za "architekta chybionej polityki wobec Rosji", za zaufaną osobę byłego kanclerza Gerharda Schroedera, utrzymującego bliskie kontakty z Putinem.
Urzędnikiem ostro krytykowanym przez stronę polską jest Jens Ploetner - doradca ds. polityki międzynarodowej kanclerza Olafa Scholza. W Warszawie mówi się, że nie rozumie on Europy Środkowo-Wschodniej. Nieoficjalnie określa się go mianem "besserwisser" (mądrala, zarozumialec).
"Krytyczne wypowiedzi polskich polityków pod adresem Niemiec doprowadziły do tego, że polscy urzędnicy - od najniższego szczebla aż do samej góry - rzadko zabiegają o poprawę relacji z Niemcami" - zaznacza Fritz.
Toksyczne Niemcy. Nikt nie chce tej pracy
"Ten, kto pomimo wszystko tego próbuje, nie ma szans na karierę, ani w administracji, ani w partii rządzącej PiS" - pisze autor, podkreślając, że Niemcy stały się z polskiego punktu widzenia "toksyczne". Świadczy o tym między innymi wakujące od miesięcy stanowisko ambasadora RP w Berlinie. "Podobno żaden znany polityk PiS nie interesuje się tą pracą" - wyjaśnia Fritz.
W Berlinie maleje wola wyjścia Polsce naprzeciw. Wiele osób uważa krytykę Niemiec za przesadzoną i nie prowadzącą do celu. - Ponieważ rozmowy dyplomatyczne nie przynoszą postępu, mówimy publicznie, że Berlin porusza się zbyt wolno - powiedział sekretarz stanu w polskim MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk. - Bez tego (nacisku) Niemcy robiłyby jeszcze mniej - dodaje polski dyplomata.
Pełnomocnik rządu RFN do kontaktów z Polską, Dietmar Nietan, mówi, że stałe stawianie Niemców przez Polskę pod pręgierzem jest nieprzyjemne. Przyznaje jednak, że Polacy mogą mówić, że mieli rację, ostrzegając przed agresywną polityką Putina. Zdaniem Nietana, PiS wykorzystuje błędy Niemiec w prowadzonej przez tę partię - jak to ujął - "wojnie kulturowej".
Jacek Lepiarz, Deutsche Welle