Wciąż nie ma odszkodowania za akcję po zderzeniu samolotów
W 22 miesiące po tragicznym zderzeniu
samolotów w rejonie Jeziora Bodeńskiego tamtejsze niemieckie
władze lokalne nadal czekają na zwrot kosztów akcji ratowniczej -
poinformował w środę nadburmistrz miasta Ueberlingen Volkmar
Weber.
1 lipca 2002 roku należąca do Baszkirskich Linii Lotniczych maszyna Tu-154 zderzyła się na wysokości 11 kilometrów z towarowym Boeingiem przedsiębiorstwa usług kurierskich DHL. W katastrofie zginęło 71 osób, w tym 45 lecących na wakacje do Hiszpanii rosyjskich dzieci.
Zabezpieczenie wraków obu samolotów i ewakuacja ciał zabitych oznaczały dla lokalnych władz znaczne wydatki. Miasto Ueberlingen poniosło koszty w wysokości 90 tysięcy euro, gmina Owingen 50 tys. euro, zaś powiat Bodenseekreis 45 tysięcy euro.
Wstępne niemieckie doniesienia na temat wypadku mówiły, że kontroler lotów w szwajcarskim Zurychu polecił pilotowi rosyjskiej maszyny zejść na niższą wysokość, choć pokładowe urządzenie antykolizyjne nakazywało podwyższenie pułapu. Władze niemieckie nie opublikowały dotąd ostatecznego raportu o przyczynach katastrofy.
24 lutego bieżącego roku kontroler ten, 36-letni Duńczyk Peter Nielsen został zasztyletowany przez 48-letniego rosyjskiego architekta Witalija Kałojewa, który stracił w rozbitym Tupolewie żonę i dwoje dzieci.
"Rozmowy w sprawie zwrotu kosztów, prowadzone z adwokatami rządu Niemiec, Szwajcarią i zuryską kontrolą lotów nie przyniosły dotąd żadnych efektów" - powiedział nadburmistrz Weber. Wyraził jednocześnie przekonanie, że zadowalające rozwiązanie da się osiągnąć jeszcze przed 2. rocznicą katastrofy 1 lipca. 3 maja w miejscu, gdzie runęły samoloty, zostanie odsłonięty pomnik ofiar.