Watykan niezmiennie prorosyjski [OPINIA]
Jeśli szukać czegoś, co jest niezmienne w polityce, to będzie to postawa Watykanu wobec wojny w Ukrainie. Ta polityka jest, i to niezależnie od deklaracji wsparcia dla Ukrainy, nieodmiennie prorosyjska. I wbrew zapewnieniom Watykanu, nie sprzyja pokojowi. A kolejna wypowiedź kardynała Pietro Parolina jest tego smutnym potwierdzeniem - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.
25.08.2024 21:12
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Od kilkunastu dni głośno jest o wkroczeniu wojsk ukraińskich na teren obwodu kurskiego. To ważny symbolicznie triumf, akcja, która nie tylko przywraca nadzieję zaatakowanemu narodowi, ale też zmienia, a przynajmniej może zmienić, układ sił w tej wojnie.
Każdy więc, kto chce "trwałego i sprawiedliwego pokoju", który - dodajmy, że jest możliwy tylko, jeśli Rosja będzie miała poczucie, że tę wojnę przegrywa, powinien się z tej akcji cieszyć. Watykan, ustami swojego sekretarza stanu kard. Pietro Parolina zapewniał miesiąc temu - w czasie jego wizyty w Ukrainie - że robi "wszystko na rzecz sprawiedliwego i trwałego pokoju".
Gdy jednak działania ukraińskie zaczęły szkodzić Rosji od razu - ten sam sekretarz stanu, który zapewnia o wsparciu dla Ukrainy - zajął... stanowisko prorosyjskie.
Parolin na rzecz Rosji
I nie jest to przesada. Gdy tylko Ukraińcom udało się przełamać złą passę, przełamać dominację Federacji Rosyjskiej, zadać mocny cios narracji Putina i przenieść działania wojenne na teren obwodu kurskiego (co jest ważnym wydarzeniem symbolicznym, bo oznacza - po raz pierwszy od II wojny światowej w takim zakresie - działania militarne w samej Rosji), od razu zaniepokojenie tym faktem wyraził właśnie sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- To bardzo niepokojące wydarzenia, ponieważ oznaczają one otwarcie nowych frontów - mówił kardynał Parolin dziennikarzom. - W tym sensie szanse na pokój mogą stawać się coraz bardziej odległe - uzupełniał watykański sekretarz stanu.
Nie jest to zresztą pierwsza tego rodzaju wypowiedź Parolina. Zaniepokojenie "eskalacją" wyraża za każdym razem, gdy Ukraińcy podejmują działania, które mogą się nie podobać Rosjanom, lub kiedy ci uznają je za "przekraczanie czerwonej linii".
I tak kilka tygodni temu Parolin ostrzegał, że użycie przez Ukraińców broni przeciw celom w Rosji "może doprowadzić do niekontrolowanej eskalacji". Jak przekonywał wówczas, "pozwolenie Kijowowi na użycie tej broni może pociągnąć eskalację, której nikt nie będzie już w stanie kontrolować".
Ostrzeżenia przed "eskalacją" w ustach Parolina pojawiły się także wówczas, gdy Wielka Brytania czy USA deklarowały przekazywanie kolejnych rodzajów broni Ukraińskim Siłom Zbrojnym. Jednym słowem, Parolin zabierał głos za każdym razem, gdy losy wojny mogły się przechylić na korzyść Ukrainy.
Watykańska polityka sprzeczna z nauczaniem Kościoła
Obrońcy tego stanowiska Parolina mogą mi oczywiście zarzucić, że formułując taką tezę, narzucam negatywną interpretację działań Stolicy Apostolskiej, i to w sytuacji, gdy możliwa jest także pozytywna. Ta druga miałaby oznaczać, że Watykan i kard. Parolin (druga co do znaczenia osoba w Watykanie po papieżu) po prostu chcą doprowadzić do jak najszybszego zatrzymania rozlewu krwi i do "sprawiedliwego i trwałego pokoju".
Takie są oczywiście deklaracje, ale… przed przypisaniem takich właśnie intencji Parolinowi skłania mnie szacunek dla jego inteligencji i dla tradycji watykańskiej dyplomacji.
Nie wierzę, że kardynał Parolin nie ma świadomości, że nieustanne ostrzeganie przed eskalacją, i to zawsze w sytuacji, gdy działania podejmują Ukraińcy (a pomijanie milczeniem coraz ostrzejszych działań Rosji), to nie tylko działanie w rytm propagandy kremlowskiej, ale także wspieranie polityki Rosji. To Putinowi bowiem zależy na tym, żeby świat był przekonany, że każde działanie Ukraińców, każda nowa forma ich obrony, każde przełamanie frontu, może być zagrożeniem dla pokoju światowego.
Jakby tego było mało, zgodnie z zasadami etyki wojny (a także teologii i filozofii wojny sprawiedliwej) Ukraińcy mają pełne prawo do obrony, a prawo to obejmujemy także możliwość niszczenia logistyki i zaplecza wojskowego agresora. Odpowiedzialność moralna i polityczna za potencjalne ofiary, jeśli nie ich śmierć, a zniszczenie urządzeń czy broni, spada w takiej sytuacji wyłącznie na Rosję. Jedynym odpowiedzialnym za brak stabilności i zniszczenie pokoju, też w tej wojnie spada na Rosję.
Kijów nie atakowałby obwodu kurskiego, nie wkraczałby na teren Federacji Rosyjskiej, gdyby nie fakt, że Rosja wcześniej zaatakowała to państwo. Ukraina broni się i toczy wojnę sprawiedliwą. Nieustanne sugerowanie, że zagrożeniem dla pokoju są ukraińskie działania obronne, są więc nie tylko zbieżne z polityką rosyjską, ale i rozbieżne z nauczaniem Kościoła. I jakoś nie wierzę, że kardynał Parolin tego nie dostrzega.
Tu nie chodzi o pokój
Jest też dość oczywiste, że model ustępstw wobec Rosji, a do takiego de facto sprowadza się polityka Watykanu, wcale nie przybliża pokoju. Tak się bowiem składa, że gdyby jakiekolwiek porozumienia podpisano przed atakiem na obwód kurski - to byłyby one dyktowane przez Rosję, oznaczałyby jej ogromne wzmocnienie, a pośrednio realizację przynajmniej części jej celów.
Rosja nie chce pokoju, nie chce zaprzestania przelewu krwi, ale też nie chce tylko terytorialnych ustępstw. Jej celem jest zmiana władzy w Ukrainie, ponowne uzależnienie jej od Rosji, odebranie suwerenności, a w dalszej perspektywie zmiana układu geopolitycznego w całej Europie Środkowej. Rosja wprost sugeruje, że jej cele nie sięgają tylko Ukrainy, ale obejmują także całą Europę Środkową.
Putin chciałby, żeby NATO wycofało się z państw nadbałtyckich, z Polski, Czech i Słowacji czy Węgier. I jeśli wygra wojnę w Ukrainie, to będzie ten cel realizował, bo nic go przed tym nie powstrzyma. Zawieszenie broni, czy pokój dyktowany przez Rosję wcale nie przybliża więc faktycznego pokoju, ale paradoksalnie go oddala. To zaś oznacza, że przyjęcie wizji działania, jaką proponuje Parolin wręcz oznacza pogłębianie zagrożenia kolejnymi wojnami wywoływanymi przez Rosję.
Czy Watykan tego nie dostrzega i nie rozumie? Bardzo chciałbym wierzyć, że tak, że polityka kardynała Parolina, a także Franciszka wynika z całkowitego niezrozumienia polityki rosyjskiej, z pacyfistycznej naiwności. Tyle, że nawet jeśli tak jest, to trzeba powiedzieć zupełnie otwarcie, że jest to polityka nie tylko błędna, ale także głęboko szkodliwa. Szkodliwa dla pokoju, szkodliwa dla Ukrainy, dla Polski, dla Europy, ale i dla Kościoła.
Dlaczego dla Kościoła? Otóż nie tylko dlatego, że niszczy ona autorytet papieskiej dyplomacji w krajach Europy Środkowej, ale i dlatego, że sprawia, że Rosja czy Chiny zaczynają spoglądać na Stolicę Apostolską jako na partnera, którego nie należy traktować poważnie. A to jest zwyczajnie niebezpieczne dla interesów politycznych i religijnych Kościoła.
Tomasz P. Terlikowski dla Wirtualnej Polski
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".