Znana profesor pozywa miasto. Za hałas w Cudzie nad Wisłą
Dziś rusza nietypowy proces - prof. Ewa Kuryłowicz, znana architekt pozywa miasto za narażanie jej na hałas dochodzący z popularnego klubu
Proces zaczyna się dziś przed warszawskim sądem okręgowym - czytamy na stronach Gazety. Chodzi o hałas. Ewa Kuryłowicz i inni mieszkańcy Powiśla skarżą się na odgłosy dochodzące z klubu "Cud nad Wisłą", niezwykle popularnego wśród warszawiaków. Architekt mieszka w ekskluzywnym apartamentowcu położonym na tyłach BUW-u. Twierdzi (a wraz z nią inni mieszkańcy budynku), że dźwięki z klubu odbijają się od wody i powodują hałas, który - jej zdaniem - jest "niewyobrażalny".
Jednym z dowodów, jakie jej pełnomocnik przedstawi w sądzie podczas procesu, będzie badanie akustyczne. Wynika z niego, że poziom hałasu mocno przekroczył dopuszczalne normy. Chodzi przede wszystkim o głośną muzykę puszczaną wieczorami. Choć nie tylko - mieszkańcy okolic klubu skarżą się na śmiecenie, pijackie wrzaski, a także mocz na trawniku .
* Cudu nad Wisłą nie trzeba przedstawiać* - to jeden z najbardziej lubianych lokali. Położony tuż przy brzegu Wisły, odwiedzany przez tysiące warszawiaków. Wielokrotnie miał być zamykany, nasyłano na niego policję i straż miejską. Dotychczas jakoś się obronił.
Teraz wiele wskazuje na to, że klub zniknie z kulturalnej mapy miasta. Szkoda. .
W sprawie chodzi tez o inną rzecz. Bulwary nad Wisłą miały być dostępne dla mieszańców stolicy, tam właśnie miały być kluby i miejsca tętniące (również nocnym) życiem. Co byłoby, gdyby każdy z mieszkańców zaskarżyłby klub, znajdujący się w pobliżu jego domu, a sąd zdecydował o jego zamknięciu?
Jeśli sąd zdecyduje, że pozywający mają rację to okaże się, że kilka osób może sparaliżować życie kulturalne danej dzielnicy. A przecież nie o to chodzi, prawda?