Zabójstwo Krzysztofa Leskiego. Nowe szczegóły zagadkowej zbrodni
- Doświadczyłem od ludzi tyle dobrego, że sam chcę komuś pomóc - tak tuż przed śmiercią Krzysztof Leski tłumaczył znajomym, dlaczego przyjął pod dach obcych mu mężczyzn. Poznał ich w szpitalu. Jeden z nich miał później dokonać zabójstwa.
Choć 34-letni Łukasz B. sam zgłosił się na policję, to do wyjaśnienia tła morderstwa jest wciąż daleko. Jak mówią znajomi i sąsiadka dziennikarza, nie wiadomo, co dokładnie wydarzyło się w mieszkaniu w sylwestrowy wieczór, gdy doszło do zbrodni.
Sam podejrzany nie ujawnia motywów działania - informuje prokuratura. Możliwe nawet, że ich nie pamięta, bo przyjmował silne leki, dowiadujemy się nieoficjalnie. W środę sąd zdecyduje o jego ewentualnym aresztowaniu.
- Relacje Krzysztofa i Łukasza były bardzo normalne. Odwiedziłam ich w święta, smażyli kotlety mielone i gotowali ziemniaki. Nie było oznak konfliktu - mówi przyjaciółka Krzysztofa Leskiego. Jest zszokowana tragiczną historią. Chce złożyć zeznania w prokuraturze. Uważa, że w sprawie ważny jest drugi z lokatorów, który nadal przetrzymuje klucze do mieszkania.
Zobacz też: Robert Biedroń kandydatem na prezydenta. Reakcja Szymona Hołowni
Krzysztof Leski. Tragiczna historia znanego dziennikarza
Dziś Krzysztofa Leskiego wspomina w ciepłych słowach wielu znanych dziennikarzy. Wiadomo, że jego dramat rozgrywał się po cichu i w samotności. Kilkanaście lat temu Leski był reporterem sejmowym, gwiazdą telewizji i radia, współpracował z redakcją BBC. Mało kto zauważył, że powoli odcina się od ludzi.
- Dziennikarstwo było dla niego czymś niezwykle ważnym. Jak wymierzanie sprawiedliwości światu i złym ludziom. Teraz, kiedy w redakcjach wielu mediów obowiązują kompromisy, układy z reklamodawcami itp., nie mógł znaleźć sobie miejsca - wspomina jeden ze współpracowników zamordowanego dziennikarza. Przyznaje, że kontakt z Leskim urwał się kilka lat temu.
Krzysztof Leski już wtedy zaszył się w swoim mieszkaniu na osiedlu za Żelazną Bramą w Warszawie. - W pokoju miał komputer, jakieś serwery, pisał bloga. Czasem ktoś ze znajomych zlecał mu pisanie analiz medialnych. Jednak tak naprawdę utrzymywał się z renty - dodaje Cezary Sokołowski, fotoreporter agencji AP. Jedna z nielicznych osób, która utrzymywała z nim stały kontakt.
Leski miał odciąć się reszty znajomych. Praktycznie nie wychodził do ludzi. Zmienił się. Na przykład potrafił spać 14 godzin, a potem rzucał się do kompulsywnego pisania przez 40 godzin. Ostatnio na Twitterze ostro recenzował programy "Wiadomości" TVP.
Kim jest podejrzany o zabójstwo. Poznali się w szpitalu
Tragiczny splot wydarzeń wokół Leskiego zainicjowała awantura z patrolem policji, kilka miesięcy temu. - Matka Krzysztofa, która przybywa w domu opieki, skarżyła się, że chcieli ją okraść metodą na wnuczka. Krzysztof zdenerwował się i zadzwonił na 112. Przyjechał patrol i doszło do kłótni. Prosto spod drzwi swojego bloku Krzysztof został zabrany na przymusową obserwację do szpitala w Warszawie - relacjonuje Cezary Sokołowski.
Dziennikarz miał ciężko przeżywać zamknięcie w szpitalu. Nie zdołał pomóc mu zaprzyjaźniony adwokat. Dopiero po kilku dniach zadzwonił do znajomej sąsiadki, Anny. - Słuchaj, czy możesz wyprowadzić mnie na spacer. Bo wiesz, zamknęli mnie - oświadczył.
Odwiedziła go. Zwierzył się, że ma trzech towarzyszy niedoli: Łukasza i Darka, trzecim był pracownik agencji ochrony. Wszyscy po życiowych turbulencjach. Leski zaproponował im, że skoro nie mają gdzie mieszkać, to przyjmie ich pod swój dach. Mieli dokładać się do czynszu. Tłumaczył, że w grupie raźniej i nie doskwiera samotność.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Krzysztof Leski. Jest zabójstwo, brak motywu
Mieszkali zgodnie kilka tygodni. Przed świętami Bożego Narodzenia Leski wyrzucił z domu jednego z lokatorów. Pozostali tylko Łukasz i Darek. Czy były inne konflikty? Według sąsiadki trudno ułożyć wydarzenia w chronologiczny ciąg. Nawet nie wiadomo, kto miał klucze do mieszkania.
31 grudnia Krzysztof Leski zamieścił ostatni wpis na blogu: "Wbrew wielu szczegółom (...) to nie był aż tak zły rok. Odzyskałem wiarę w sens życia, będącego czymś więcej niż codzienna wegetacja".
- Cały wpis to jego słowa, czyli o godzinie 16.40 na pewno żył. Kiedy wcześniej zaniosłam im ciasto. Łukasz spał, a Krzysiek ślęczał przy komputerze. Mogło zdarzyć się później, nie wiem - relacjonuje sąsiadka.
Po Nowym Roku w mieszkaniu przez kilka dni panowała głucha cisza. Aż do 6 stycznia, kiedy policja wyważyła drzwi, znajdując ciało ofiary.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl