RegionalneWarszawaWyprosił pasażerów, bo... skończył pracę. Powodem godzinne opóźnienie

Wyprosił pasażerów, bo... skończył pracę. Powodem godzinne opóźnienie

Wyprosił pasażerów, bo... skończył pracę. Powodem godzinne opóźnienie
Źródło zdjęć: © East News | Adam Guz/Reporter
Mateusz Patyk
30.01.2019 12:20, aktualizacja: 30.01.2019 12:33

Kierowca przekręcił kluczyk w stacyjce i powiedział, że dalej nie pojedzie. Właśnie zakończył pracę i kazał pasażerom wyjść z pojazdu. Na zewnątrz panowała zimowa aura - kilka stopni mrozu i gęsto padający śnieg. Zarząd Transportu Miejskiego broni postawy kierowcy i tłumaczy, że pracownik postąpił słusznie.

W piątek 25 stycznia Warszawa była wyjątkowo nieprzyjaznym dla kierowców miastem. Opady śniegu doprowadziły do utrudnień na drogach, a minusowa temperatura psuła humory wracającym na piechotę z pracy. Właśnie w popołudniowych godzinach szczytu doszło do incydentu, o którym na łamach "Wyborczej" napisał pan Aleksander.

Załamanie pogody doprowadziło do sporych opóźnień komunikacji miejskiej. Jadący z Konstancina w kierunku Śródmieścia autobus linii 200 również miał kilkadziesiąt minut zwłoki. Nie kursuje często, bo co godzinę, więc pasażerowie mimo wszystko chcieli dotrzeć do celu. Gdy kierowca wysadził część podróżnych na przystanku Osiedle Arbuzowa, trzeba było podjąć decyzję o kontynuowaniu jazdy.

Koniec trasy

Jak relacjonuje pan Aleksander, siedzący za kółkiem mężczyzna wyjął telefon i wykonał połączenie do centrum ruchu. Miał pytać, co robić, bo kończy mu się czas pracy. Wynik rozmowy był taki, że kierowca wyłączył ostatecznie silnik cztery przystanki dalej, przy Metrze Wilanowska. Komunikat zaadresowany do pasażerów był jasny - wysiadka. Argument był nie do podważenia. Kierowca oznajmił, że dalej nie pojedzie, bo... ma fajrant.

Znajdujące się wewnątrz pojazdu osoby nie kryły zdziwienia, ale wykonały polecenie. Prowadzący miejski autobus stwierdził jedynie, że "musi wracać do zajezdni", po czym odjechał, zostawiając pasażerów na przystanku. Świadek tego zdarzenia zastanawiał się pisząc do "Wyborczej", dlaczego nie podstawiono żadnego zastępczego środka komunikacji i czy nie można było tej sytuacji rozwiązać w inny sposób?

Przewoźnik się tłumaczy

Zarząd Transposrtu Publicznego odpowiada, że kierowca zachował się w sposób zgodny z procedurami. - Minął jego czas pracy. Ma określony przepisami czas, który może spędzić za kierownicą. W tym konkretnym przypadku, dyżurny ruchu podjął decyzję o zakończeniu pracy przez kierowcę, ale nie "na mieście", tylko na pętli, gdzie można bezpiecznie wysadzić pasażerów. Pętla przy stacji Wilanowska jest takim dogodnym miejscem do przesiadek i skorzystania z innych autobusów, tramwajów lub metra - wyjaśnia Tomasz Kunert z zespołu prasowego ZTM.

Rzecznik miejskiej spółki w rozmowie z WawaLove zaznacza, że kursowanie autobusów jest dostosowane do czasu pracy kierowcy. - Jego planowy zjazd do zajezdni wypada w taki sposób, że nie musi zatrzymywać się na trasie czy podjeżdżać do pętli i prosić ludzi o wyjście z pojazdu. W tym dniu były bardzo trudne warunki atmosferyczne, które wywołały duże utrudnienia na drodze i kurs tego autobusu był opóźniony o blisko godzinę - mówi nam Kunert. Dodaje, że jest to opóźnienie absolutnie wyjątkowe i dlatego kierowca musiał zakończyć pracę w taki, a nie inny sposób.

- Kierowca autobusu, aby w należyty sposób wykonywać swoją pracę, która wymaga koncentracji i odpowiedzialności, nie może być zmęczony. Wykonał po prostu polecenie nadzoru ruchu - tłumaczy zachowanie mężczyzny rzecznik.

Widzisz coś ciekawego? Masz zdjęcie, filmik? Prześlij nam przez Facebooka na wawalove@grupawp.pl lub dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także