Warszawa. Od 1 kwietnia droższe śmieci. Oto dlaczego tak być musi
Od grudnia zeszłego roku warszawiacy wiedzą, że od kwietnia rachunki za wywóz śmieci będą wyższe. Ale i zeszłoroczne warszawskie stawki, i te, które obowiązywać będą od czwartku, budzą nadal kontrowersje. Wiceprezydent Warszawy wyjaśnił w środę, co jest istotą sprawy.
31.03.2021 15:23
"Ponieważ ta sprawa dotyczy każdej warszawskiej rodziny i wywołuje zrozumiałe emocje, jesteśmy winni Państwu wyjaśnienie" - taki wpis opublikował wiceprezydent Michał Olszewski w mediach społecznościowych. Wytłumaczył, że koszty wywozu śmieci i ich przetwarzania nieustannie rosną. Wszystkie samorządy płacą coraz więcej: kiedyś było to około trzystu złotych za tonę odpadów, dziś to ponad tysiąc złotych. To nie tylko efekt warunków firm wywożących odpady, ale również skutek zmian w przepisach.
"Równie ważne jest to, że rząd przeniósł całość kosztów utrzymania systemu zagospodarowania odpadów na mieszkańców. W przeszłości mogliśmy pomagać mieszkańcom, dokładając z innych źródeł. Przykładowo, gdy Warszawa płaciła za odbiór i przetworzenie śmieci 1,2 mld zł rocznie, a z opłat od mieszkańców wpływało ok. 700 milionów zł, różnicę dopłacaliśmy z miejskiego budżetu. Teraz, zgodnie z narzuconymi przepisami, nie możemy" - wyjawił wiceprezydent.
Wytłumaczył również, skąd się wzięły kontrowersje wokół śmieci. Przytoczył wypowiedź wiceministra klimatu i środowiska, Jacka Ozdoby. Według wiceministra koszty, które gmina ponosi w związku z prowadzaniem systemu gospodarki odpadami, są pokrywane z opłat za gospodarowanie odpadami komunalnymi, które każdy właściciel nieruchomości w danej gminie jest obowiązany uiścić. "Rząd nie dał nam wyjścia" - skwitował Michał Olszewski.
Wpis tłumaczy ponadto, dlaczego decyzje samorządu Warszawy uzależniły opłatę za odpady od zużycia wody. "Tu też, jako samorząd, nie mamy dużego pola manewru. Przeforsowana przez rząd ustawa dopuszcza tylko cztery metody naliczania opłat: od powierzchni lokalu, od liczby zadeklarowanych osób w lokalu, od gospodarstwa domowego i właśnie od zużycia wody" - napisał, dodając, że te trzy pierwsze metody są niesprawiedliwe.
Samotna emerytka nie powinna płacić tyle samo, co kilkuosobowa rodzina, deklaracja podająca liczbę mieszkańców też odpada, bo ludzie często nie będą uczciwi. "Sposób naliczania powiązany ze zużyciem wody jako jedyny pozwala oszacować faktyczną liczbę osób mieszkających w danym lokalu. A dodatkowo, jako jedyny daje mieszkańcom wpływ na rachunek, jaki płacą. Zachęca mieszkańców do gospodarnego zużycia wody oraz do bardziej ekologicznej postawy" - klarował wiceprezydent, przy okazji nadmieniając, że rząd ma możliwość obniżenia opłat mieszkańców, wprowadzając większą odpowiedzialność producentów za produkowane opakowania, ale nie stosuje tego, wręcz dając firmom taryfy ulgowe.
Warszawa. Od jutra droższe śmieci. Oto dlaczego tak być musi
Wspomniana "niesprawiedliwa" opłata, liczona od lokalu, obowiązywała w 2020 roku. 65 złotych płacili ci, którzy mieszkają w domach wielorodzinnych, 94 złote mieszkańcy domków jednorodzinnych. W tym systemie stolica dopłacała do rachunków warszawiaków.
"Przykładowo, gdy Warszawa płaciła za odbiór i przetworzenie śmieci 1,2 mld zł rocznie, a z opłat od mieszkańców wpływało ok. 700 milionów zł, różnicę dopłacaliśmy z miejskiego budżetu. Teraz, zgodnie z narzuconymi przepisami, nie możemy" - podkreśla Olszewski.