Warszawa. Kierowcy autobusów pod wpływem narkotyków. "By nie paść na pysk"
Firma Arriva, której dwaj kierowcy spowodowali w Warszawie wypadki i mieli być pod wpływem narkotyków, rozpoczęła testy na obecność środków odurzających wśród zatrudnionych. Na razie wszystkie wyniki są negatywne. Udało nam się dotrzeć do kilku pracowników firmy. – Jak potrzebujesz kasy, to w wolny dzień jeździsz na Uberze. A żeby nie paść na pysk, pomagasz sobie – mówi nam jeden z kierowców, zaznaczając, że nie jest to powszechne zjawisko.
08.07.2020 | aktual.: 08.07.2020 12:30
3,5 tys. zł brutto, czyli ponad 2 tys. na rękę zarabia początkujący kierowca autobusu w Warszawie. – Biorąc pod uwagę koszty życia w tym mieście, to bardzo mało. Część młodszych kierowców szuka dodatkowych pieniędzy. Prawo oficjalnie zabrania kierowcy autobusu pracy na dwa etaty, ale łatwo to obejść – mówi nam kierowca komunikacji miejskiej.
Zatrudniając się w Arrivie, kierowca składa jedynie oświadczenie, że nie pracuje u innego przewoźnika. Nikt tego jednak nie kontroluje. – Prawo nie daje nam możliwości kontrolowania tego, czy nasz pracownik jest zatrudniony w innej firmie – mówi Wirtualnej Polsce Joanna Parzniewska, rzeczniczka firmy Arriva.
Kierowcy, którzy chcą dorobić, zatrudniają się też w innych miejscach. – Znam kilku, którzy jeżdżą na taksówkach. Oczywiście nie codziennie, bo nie daliby rady siedzieć za kółkiem po 20 godzin, ale już dwa-trzy razy w tygodniu jakoś to ciągną. Jakiś czas temu jedna osoba dorabiała przy wykładaniu towaru w markecie – słyszmy od byłego kierowcy Arrivy.
Kolejny pracownik wspomina, że zdarzają się jednostkowe przypadki dorabiania w ochronie. - Ktoś tam chodził na noce do ochrony. W nocy nic się nie dzieje, więc odsypiał i rano jechał do pracy za kółko autobusu – mówi nam osoba prosząca o anonimowość. Kierowcy nie chcą się wypowiadać pod nazwiskiem, ponieważ obawiają się konsekwencji służbowych.
Tym bardziej, że we wtorek, po drugim w ostatnich dwóch tygodniach wypadku kierowcy autobusu, który według wstępnych ustaleń był pod wpływem narkotyków, w Arrivie, rozpoczęto testy na obecność środków odurzających. – We wtorek przebadaliśmy kilkanaście osób. Wszystkie wyniki były negatywne. Chcemy przebadać wszystkich kierowców, to 600 osób – deklaruje Joanna Parzniewska. Jeśli kierowca odmówi badania, nie zostanie dopuszczony do pracy.
Pracownicy firmy przyznają, że praca jest bardzo stresująca. Przez korki mają duże opóźnienia, a to oznacza gniew pasażerów, ale i przełożonych. – Zacząłem zmianę o 13:00. Musiałem przejeżdżać przez centrum. W korku opóźnienie narosło do 35 minut. Przez to nie mogłem sobie pozwolić na 15 minut przerwy. Zdążyłem tylko do toalety. Ci, którzy na przykład palą papierosy, mają przechlapane. Biegną do łazienki, jednocześnie odpalając papierosa. Może wydaje się, że to drobnostka, ale u ludzi to wywołuje wielki stres. Przez to jeżdżą za szybko, ryzykują na drodze i potem jest tragedia – mówi kierowca.
Pracownicy komunikacji miejskiej przyznają jednak, że kierowcy sięgający po narkotyki to jednostkowe przypadki. – To tylko u tych młodych. Chcą pożyć poza pracą, spotkać się ze znajomymi, a u nas zaczyna się o 4:30 rano. Czyli wstajesz o 3:00, bo musisz jeszcze dojechać. Do tego nerwy w pracy, zmęczenie, zwłaszcza w upalne dni, i szukają czegoś, co ich postawi na nogi. Kawa się nie nadaje, bo po tym trzeba do toalety, a jak masz tam iść, skoro stoisz w korku i z przerwy nic ci nie zostało? – rozkłada ręce pracownik komunikacji miejskiej.
I dodaje: - Po 8-10 godzinach jazdy w korkach nie masz siły podnieść łyżki od zupy, którą masz na kolację. A niektórzy jeszcze dorabiają w innym miejscu. Dziwię się, że dopiero teraz doszło do takiej tragedii.