Warszawa. Głodówka przed biurem Komisji Europejskiej. To dla Białorusi
Protest głodowy prowadzą dwie demonstrantki, Białorusinki mieszkające w Polsce. Wkrótce dołączą do nich następne osoby. Głodówka ma na celu nakłonienie Europy, by podjęła znaczące sankcje wobec reżimu Aleksandra Łukaszenki.
Głodówkę rozpoczęły dwie Białorusinki, Bazena i Stanislava. Zamierzają w ten sposób nakłonić Unię Europejską do podjęcia natychmiastowych działań wobec władz w Białorusi - chcą wprowadzenia sankcji i uznania reżimu Łukaszenki za organizację terrorystyczną. Tymczasem uczestniczkami tej formy protestu są tylko dwie kobiety, jednak mają grupę wspierającą, a w następnych dniach do akcji dołączą kolejne osoby, które również będą głodować.
Protestujące przyniosły karimaty i rozłożyły obozowisko przy wejściu do przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Warszawie przy ulicy Świętokrzyskiej. Głodówka zapowiedziana została w poniedziałek, podczas pikiety zorganizowanej w tym samym miejscu.
Działania prowadzone przed biurami KE - poniedziałkowa pikieta i rozpoczęta w środę głodówka - to efekt ostatnich wydarzeń w Białorusi. Ich uczestnikami i osobami wspierającymi są Białorusini, czasem od wielu lat mieszkający w Polsce z powodów politycznych lub ekonomicznych, i solidaryzujący się z białoruskim narodem Polacy.
Warszawa. Głodówka przed biurem Komisji Europejskiej. To dla Białorusi
Inspiracją do wystąpień w poniedziałek i do rozpoczęcia w środę głodówki były wydarzenia, do których doszło w niedzielę. Samolot Ryanaira, lecący z Aten do Wilna, został podstępem zmuszony przez białoruskie służby specjalne do lądowania w Mińsku. Pod pozorem rzekomego zamachu terrorystycznego piloci zostali poddani presji, a celem tego zwabienia maszyny na mińskie lotnisko było aresztowanie opozycyjnego dziennikarza Romana Pratasiewicza, współzałożyciela krytycznego dla rządów Łukaszenki kanału Nexta. Wraz z nim zatrzymana została Sofia Sapiega.
Unia Europejska już w poniedziałek zażądała od Mińska uwolnienia tej dwójki i zapowiedziała zastosowanie sankcji. Protestujące uważają, że to nadal za mało i potrzebne są jeszcze bardziej rygorystyczne, natychmiastowe działania.