RegionalneWarszawaTną drzewa na potęgę. Często nie zwracając uwagi na nowe przepisy

Tną drzewa na potęgę. Często nie zwracając uwagi na nowe przepisy

"Póki teren należy do niego, może z drzewami robić co chce"

Tną drzewa na potęgę. Często nie zwracając uwagi na nowe przepisy

15.02.2017 11:30

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Od 1 stycznia 2017 r. obowiązują znowelizowane przez Ministra Środowiska Jana Szyszkę przepisy ustawy o ochronie przyrody a wraz z nimi nowe zasady opłat za wycinkę drzew i krzewów. O stawkach za ich usunięcie nie decyduje już w drodze rozporządzenia minister właściwy do spraw środowiska, ale samorząd specjalną uchwałą. Efekt nowych przepisów jest taki, że właściciele terenów wycinają drzewa na potęgę, nie sprawdzając nawet czy wolno im to robić.

- Dokładnie wczoraj mój sąsiad wyciął w swoim ogrodzie piękną topolę. Przez lata patrzyłam na nią przez okno. Dawał nam cień na lato. Nie wiem, czy było stare, na pewno było to zdrowe drzewo. Prawie się rozpłakałam, gdy zobaczyłam, jak ją rżnie na części po ścięciu - opowiada WawLove.pl pani Ania z Otwocka.

Według przepisów (tzw. "Ustawy Szyszki"), nie wolno wycinać drzew, jeśli na wysokości 130 cm mają obwód większy niż 100 cm. Nowe przepisy przewidują jednak, że prywatny właściciel nieruchomości może bez zezwolenia wyciąć drzewo na swojej posesji, bez względu na jego obwód, jeśli nie jest to związane z działalnością gospodarczą. Zezwolenie nie jest też wymagane, kiedy drzewa i krzewy usuwane są w przypadku przywracania nieużytków na cele rolnicze.

Bez uchwały ws. opłat

Wczoraj opisywaliśmy przypadek warszawskiej ul. Stalowej, na której mieszkańcy sami powstrzymali wycinkę, organizując protest. Uznali, że wycięcie drzew na tym terenie wymagało zezwolenia. Po pierwsze, jest to teren dewelopera, przeznaczony na działalność gospodarczą. Po drugie, drzewa miały obwód większy niż 100 cm. Minął dzień, robotnicy wrócili i dokończyli rzeź drzew. Takich przypadków jest więcej .

Wycinający bronią się niejasnością przepisów. Rzeczywiście, są one dość skomplikowane i trochę niejasne, a kary za nielegalną wycinkę dość zróżnicowane. Np. za wycięcie klonu jesionolistnego o obwodzie 101 cm zapłacimy 13.498,04 zł kary, za brzozę - 36.704,81 zł, natomiast za jesion już 89.284,40. Nie wszystkie miasta podjęły jednak uchwały w sprawie opłat za usunięcie drzew i krzewów. należą do nich m.in. Warszawa, Kraków, Gdańsk, Wrocław czy Poznań. Dlaczego? - Zliberalizowalibyśmy tylko istniejący zapis - tłumaczy Agnieszka Kłąb, rzeczniczka warszawskiego ratusza. Zgodnie bowiem z art. 85 us. 7 u.o.p. w razie braku uchwał w sprawie opłat za usunięcie drzew i krzewów obowiązują stawki maksymalne (deweloperzy narzekają, że to zastopowało ich branżę).

Usunięcie może być niemożliwe lub utrudnione również, jeśli drzewo jest objęte dodatkową ochroną, czyli np. jest pomnikiem przyrody, tzw. zadrzewieniem śródpolnym, przydrożnym i nadwodnym w parku krajobrazowym albo na obszarze chronionego krajobrazu, objęte zostało ochroną konserwatora zabytków lub gdy w zasięgu prac związanych z usuwaniem występują chronione gatunki zwierząt, roślin albo grzybów.

"Nie możemy zrobić nic"

W praktyce wygląda to tak, że teren, na którym stanie budynek, należy do prywatnego właściciela. Co z nim (i z drzewami) zrobi, można tylko gdybać. - Nie możemy przypuszczać sobie, co deweloper zrobi z terenem, który do niego należy. Póki teren należy do niego, może z drzewami robić co chce - tłumaczy Agnieszka Kłąb. Według aktywistów miejskich, jeśli chodzi o wycinkę drzew, panuje obecnie wolna amerykanka. Jan Mencwel, szef stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, nowelizację ustawy ministra Szyszki nazwał "prezentem dla deweloperów".

- Jak się bronić? - pytamy w warszawskim ratuszu. - Jeśli widzimy wycinkę i wydaje nam się, że należy zareagować,w pierwszej kolejności zgłośmy to. Przeanalizujemy, sprawdzimy, a tam gdzie możemy, będziemy reagować - mówi rzeczniczka stołecznego ratusza i dodaje: prosimy o każdy sygnał w podobnych sprawach. Wiceprezydent Warszawy Michał Olszewski wysłał do każdej z dzielnic pismo, w którym prosi nie tylko o reakcję, ale o odnotowywanie takich przypadków. - To ma związek nie tylko z walką z nielegalną wycinką, ale i planowaniem nowych nasadzeń - podkreśla Agnieszka Kłąb.

To dotyczy jednak określonych w nowelizacji przypadków. A co - pytamy rzeczniczkę - jeżeli na terenie, należącym do prywatnego właściciela (np. dewelopera) znajduje się 100 drzew, nie będących ani zabytkiem przyrody, ani gatunkiem chronionym, i nie będą one starsze (co zawsze trudno jest stwierdzić) niż 10 lat, a właściciel terenu postanawia, że je sobie wytnie?

- Według nowych przepisów nie możemy zrobić nic - odpowiada rzeczniczka.

Poniżej wycinka drzew na ul. Stalowej w Warszawie

Obraz
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także
Komentarze (0)