Szokujące słowa Bogdana Chazana. "Całe szczęście że nie mamy w Polsce eutanazji"
Lekarz został w 2014 r. odwołany z funkcji dyrektora szpitala św. Rodziny w Warszawie
Za "kuriozalną" uznał były dyrektor szpitala przy Madalińskiego Bogdan Chazan wypowiedź rzeczniczki praw pacjenta Barbary Kozłowska, że "w przypadku rozpoznania choroby dziecka przed jego urodzeniem obowiązkiem lekarza jest przede wszystkim poinformowanie rodziców, że dziecko może być poddane aborcji". Były już dyrektor szpitala św. Rodziny opublikował dziś w tygodniku Politylka list.
- Całe szczęście, że nie mamy w Polsce eutanazji - pisze Bogdan Chazan. - Bo wówczas pani rzecznik z pewnością powiedziałaby, że w przypadku ciężkiej choroby pacjent powinien być przede wszystkim poinformowany, że może dać się zabić.* *
Bogdan Chazan dwa lata temu został zwolniony ze stanowiska szefa warszawskiego Szpitala św. Rodziny za zmuszenie kobiety do urodzenia ciężko upośledzonego dziecka. Dziecko nie miało szans na dłuższe życie, zmarło po 10 dniach. Przyznał niedawno w mediach, że sam wykonywał kiedyś aborcje, obecnie przeszedł na stronę środowisk radykalnie antyaborcyjnych. Po zdarzeniu w szpitalu przy Madalińskiego wyjaśniał, że jego sumienie jest ważniejsze i dlatego odmówił skierowania kobiety do lekarza, który mógłby przeprowadzić ustawowo dopuszczalny zabieg aborcji. Tłumaczył, że "oznaczałoby to uczestniczenie w procedurze aborcji". Był szczęśliwy, że do tego nie doszło, a dziecko umarło już po porodzie, "ratując" jego sumienie.
"Personel przestał oszukiwac pacjentki"
W liście, jaki w środę otrzymał tygodnik "Polityka", Chazan odnosi się do sprawy aborcji w szpitalu św. Rodziny. Na początku marca tego roku w warszawskim szpitalu przy ul. Madalińskiego w 24. tygodniu ciąży wywołano przedwczesny poród dziecka, które oprócz zespołu Downa miało mieć nieprawidłowo działające nerki i wadę serca. Dziecko żyło przez 22 minuty. Sprawa jest badana przez prokuraturę i Ministerstwo Zdrowia. Zawiadomienie do prokuratury złożyła Fundacja SOS Obrony Życia Poczętego.
W liście do Polityki Bogdan Chazan pisze m.in., że zasługą (dziecka, które zmarło w szpitalu -red.) jest, że "pokazał istotę aborcji. Zanim umarł. To jego wsparcie dla pełnej ochrony ludzkiego życia w Polsce". Były dyrektor szpitala przy Madalińskiego oskarża też Hannę Gronkiewicz-Waltz . "Pani prezydent wprowadziła dwa lata temu swojego rodzaju zarządzanie strachem.Okazuje się, że to nadal dział. Wiadomo, że po wyrzuceniu mnie ze szpitala za odmowę wykonania aborcji zwiększyła się w całym kraju liczba prenatalnych zabójstw. Lekarze, dyrektorzy szpitali, zostali skutecznie "zmotywowani" do do posłusznego zabijania dzieci" - pisze w liście Chazan.
"Za mordercę uważałby również samego siebie"
Chazan został w 2014 r. odwołany z funkcji dyrektora szpitala - w wyniku decyzji prezydent Warszawy - właśnie po sprawie pacjentki, której mimo przesłanek medycznych w postaci wad płodu, odmówił legalnej aborcji , powołując się na klauzulę sumienia. Nie wskazał też kobiecie, choć zobowiązywały go do tego przepisy, innego lekarza lub placówki, gdzie można zabieg wykonać.
Kobieta zgłosiła się w 22. tygodniu ciąży, kiedy aborcja była jeszcze zgodna z prawem. Wkrótce potem urodziła dziecko, które zmarło niedługo po porodzie. Sprawa wywołała duże poruszenie w opinii publicznej i przeciwstawne oceny - głównie w zależności od światopoglądu komentujących.
List Chazana skomentował w tym samym numerze "Polityki" filozof i bioetyk Jan Hartman: - Nie jest możliwe, by uważał lekarzy, dokonujących aborcji za morderców. Gdyż w takim razie za mordercę uważałby również samego siebie - dokonywał przecież zabiegów terminacji ciąży, jak każdy ginekolog jego pokolenia. Gdyby faktycznie żywił przekonanie, że aborcja jest zbrodnią, z pewnością nie pozwoliłby sobie nadal wykonywać zawód lekarza, a tym bardziej przyjmować roli mentora i autorytetu, pouczającego innych - pisze filozof.
Źródło: Polityka