PublicystykaSławomir Dębski: Donald Trump postawi w Polsce na suwerenność

Sławomir Dębski: Donald Trump postawi w Polsce na suwerenność

Idea Trójmorza to nie jest publicystyczna mrzonka, rejon Europy Środkowo-Wschodniej zaczyna budować własną podmiotowość, która ma zrównoważyć niebezpieczne tendencje do dzielenia Unii na bogate centrum i biedne peryferia. Donald Trump widzi w naszym regionie ogromny potencjał biznesowy i dlatego przed Berlinem czy Paryżem wybrał Warszawę. Na placu Krasińskich może mówić o Powstaniu Warszawskim i podkreślać wspólne dla obu narodów przywiązanie do suwerenności, której dzisiaj broni NATO - mówi w rozmowie z Marcinem Makowskim Sławomir Dębski, dyrektor Polskiego Instytutu Studiów Międzynarodowych.

Sławomir Dębski: Donald Trump postawi w Polsce na suwerenność
Źródło zdjęć: © flickr.com | Gage Skidmore
Marcin Makowski

29.06.2017 | aktual.: 29.06.2017 20:06

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Marcin Makowski: Do tej pory polska opinia publiczna nie miała okazji zapoznać się szerzej z ideą Trójmorza, wokół którego organizowano cały pobyt Trumpa. Czy faktycznie możemy liczyć na "nowe otwarcie" dla całego regionu?

Sławomir Dębski (Dyrektor PISM): Zacznijmy od tego, że wizyta Donalda Trumpa ma przede wszystkim charakter bilateralny, co nie jest zbiegiem okoliczności, ale celową polityką Białego Domu. To prezydent Andrzej Duda jest gospodarzem zarówno szczytu Trójmorza, jak i pobytu Donalda Trumpa. Komponent spotkania państw regionu Europy Środkowej współpracujących w Inicjatywie Trójmorza (TSI) nie będzie zatem centralny, choć ważny. Pytanie, w jak zadziała synergia tych dwóch politycznych wydarzeń pozostaje otwarte. Już dziś można jednak powiedzieć, że polska dyplomacja odniosła sukces, nie tylko budując nowy instrument polityki zagranicznej i polskich działań na kierunku europejskim, ale także skutecznie działając na rzecz zaproszenia prezydenta Stanów Zjednoczonych do Polski. Ta wizyta będzie kontynuacją stałej już linii polityki Stanów Zjednoczonych prowadzonej od 1989 roku i zainicjowanej przez Georga Busha Seniora. Właśnie wtedy polityka amerykańska mocno zaczęła podkreślać znaczenie wciągnięcia Europy Środkowo-Wschodniej do obszaru stabilności i bezpieczeństwa całego kontynentu opartego o NATO i integrację europejską. Stany Zjednoczone doprowadziły do przezwyciężenia podziału jałtańskiego. Każdy prezydent Sanów Zjednoczonych próbuje więc sobie przypisać część tego sukcesu i stało się już tradycją, że na początku swojej prezydentury spotyka się z przywódcami regionu - najczęściej przyjeżdżając do Warszawy.

Czyli wizyta 6 lipca wpisuje się w ten strategiczny scenariusz amerykańskiej geopolityki?

To tradycja polityki amerykańskiej, nie tylko zagranicznej ale także wewnętrznej, że właśnie z Warszawy prezydenci Stanów Zjednoczonych wygłaszają programowe dla swojej polityki zagranicznej wystąpienia. Inicjatywa Trójmorza jest więc dla Waszyngtonu bardzo dobrą okazją do odbudowania własnej pozycji w regionie. Wielu obserwatorów działań polskiej dyplomacji na rzecz stworzenia takiego instrumentu jakim okazuje się być TSI, nie wierzyło w powodzenie tych zabiegów. Jakież musiało być ich zdziwienie, gdy dowiedzieli się, że nazwa Three Seas Initative – Inicjatywa Trójmorza pojawiła się w oficjalnym komunikacie Białego Domu. Zaryzykuję tezę, że autor tego komunikatu jeszcze kilka miesięcy temu nigdy nie słyszał o takim terminie, a więc ktoś wypromował wśród amerykańskich decydentów. To oznacza, że na kierunku amerykańskim pracują bardzo sprawni ludzie.
Oczywiście sukces Inicjatywy Trójmorza, którą popiera 12 państw naszego regionu oznacza, że to ten termin nabiera realnego politycznego i praktycznego znaczenia, podczas gdy pojęcie Międzymorza funkcjonuje wyłącznie w paradygmacie politycznej publicystyki. Dzisiaj po dwóch latach polskich zabiegów dyplomatycznych to Inicjatywa Trójmorza, wzmocniona amerykańskim zainteresowaniem i wsparciem staje się instrumentem realnej współpracy na rzecz wzmocnienia Unii Europejskiej, pogłębienia integracji i wreszcie - przeciwdziałania podziałom, wynikającym z nierównomiernego rozwoju wewnątrz Unii.

To znaczy, że Trójmorze można rozumieć jako odpowiedź na ”Unię dwóch prędkości”?

Jak najbardziej. Europa oparta o logikę podziałów, dyktatury silniejszych, modelu centrum, peryferie do której de facto prowadzą idee "Unii dwóch prędkości”, nie ma przyszłości. Nie będzie miała w sobie siły przyciągania tak własnych społeczeństw, jak i sąsiadów. Integracja oparta o taki model się załamie. Z całą pewnością wszystkie państwa współpracujące w Inicjatywie Trójmorza nie są zainteresowane układem, w którym Unia zamieni się w dwie strefy bogate, ale znudzone integracją centrum i biedne – i sprowadzone do roli biernych kibiców peryferia, a mówiąc mniej poprawnie politycznie, w metropolię i kolonie. Aby do tego nie dopuścić, państwa Trójmorza chcą ze sobą ściśle współpracować. Unia Europejska nie jest spółką handlową, której pakiet kontrolny należy do Paryża i Berlina, to jest własność wszystkich społeczeństw europejskich, małych i dużych. To oznacza, że środki unijne powinny służyć harmonizacji poziomu rozwoju kontynentu. Te 12 państw Adriatyku, Bałtyku i Morza Czarnego musi ze sobą silnie współpracować, aby ich głos był w Brukseli słyszalny, także w zbliżającej się debacie o przyszłym budżecie Unii. Amerykanie spoglądają na nas również z perspektywy biznesowej, czyli otwarcia nowego rynku zbytu dla swoich przedsiębiorców oraz amerykańskiego LNG. To oznacza dla nas, że ten rynek będzie się pogłębiał, bo za transferem energetycznym często idą bardzo silne więzi logistyczne, które potrafią przetrwać dekady.

Tyle jeśli chodzi o dyplomację, a jak pan odbiera spór wokół ustalenia ”ojcostwa sukcesu”, który od pewnego czasu rozgrywa się między Pałacem Prezydenckim a Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Normalna rzecz w polityce?

Lepiej spierać się udział w sukcesie, niż szukać winnego porażki. Dobrze, że mamy sukces, do którego przyczyniło się wiele działań i wiele instytucji, które często słusznie chcą być docenione za położenie swojej cegiełki. To pokazuje, że mimo naturalnej konkurencji między poszczególnymi decydentami i organami pańatswa - jeżeli pojawia się wspólny cel – moża dobrze współdziałać, a wiele wysiłków układa się w spójną synergię.

Przemówienie Donalda Trumpa odbędzie się na placu Krasińskich. Jak pan interpretuję tę decyzję? Kwestia symboliki Powstania Warszawskiego, a może zaważyło bezpieczeństwo, ponieważ ten obszar jest stosunkowo wygodny do monitorowania. Jest jeszcze trzecia opcja - plac jest relatywnie niewielki, dlatego nie będzie widać ewentualnych problemów z frekwencją.

Nie obawiam się żadnych problemów z frekwencją. Prezydenci Stanów Zjednoczonych przyjeżdżają do Polski regularnie, w różnych okresach i momentach historycznych. Sama możliwość podejrzenia jak wygląda wizyta głowy wciąż najpotężniejszego państwa na świecie, jak wygląda praca Secret Sevice, otoczka medialna - to kusi mieszkańców każdego miasta, nie tylko Warszawy. Prezydent Trump jest niewątpliwie politykiem generującym skrajne emocje, dlatego rozumiem, że jego pobyt w Polsce nie wszystkim się spodoba, ale trzeba sobie uświadomić, że w dzisiejszych czasach politycy przestali już pasować do jednego sztampowego wzorca. Właśnie dzięki swojej ekstrawagancji i taktyce bezpośredniego przemawiania do ludzi z pominięciem konwenansów, Trump wygrał wybory w swoim kraju i trudno, żeby się nagle zmienił. Dlaczego plac Krasińskich? Tłem będzie oczywiście pomnik Powstania Warszawskiego, czyli zrywu Polaków w imię walki o suwerenność. Ten termin pojawia się w przemówieniach Trumpa bardzo często.

A propo suwerenności - czy właśnie przemówienia w tym duchu powinniśmy się spodziewać z ust Donalda Trumpa?

Trudno wchodzić w buty osoby piszącej przemówienia dla Trumpa, ale wydaje mi się, że ta symbolika została wybrana przez amerykańską administrację nie bez powodu. Wkrótce będziemy obchodzić setną rocznicę polsko-amerykańskiego sojuszu, gdy w styczniu 1918 prezydent Woodrow Wilson w swoim trzynastym punkcie wielkiego przemówienia politycznego o celach polityki amerykańskiej w Europie, wymienił odbudowanie państwa Polskiego. Amerykanie nie zapomnieli o znaczeniu naszego państwa dla stabilności regionu oraz o naszym przywiązaniu do suwerenności i niepodległości. Skoro Donald Trump będzie przemawiać w miejscu, w którym jakimś szaleńczym i heroicznym zrywem Polacy chcieli wywalczyć wolność do decydowania o sobie samych, można się spodziewać, że to wybrzmi w słowach jego odczytu. Wiele nad pod tym względem łączy z Ameryką. Pamiętajmy również, że od zeszłego roku mamy do czynienia z wyraźnym wzrostem obecności wojsk amerykańskich w Polsce, w tym sensie ta obecność pomaga przezwyciężyć poczucie motywowane myśleniem w kategoriach stref wpływów, że Europa Środkowo-Wschodnia musi ciążyć ku Rosji. Oczekiwałbym, że prezydent USA odniesie się do tego zagadnienia z ważnym podkreśleniem artykułu piątek Paktu Północnoatlantyckiego jako instytucjonalnym fundamentem owej polityki. Choć krótkie, to będzie bardzo ważne przemówienie dla wszystkich państw rejonu Trójmorza, które stoją przed podobnymi wyzwaniami jak Polska.

Sławomir Dębski - historyk i politolog, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych

Rozmawiał Marcin Makowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
Donald Trumpwarszawausa
Komentarze (0)