RegionalneWarszawaSkandal w "Bednarskiej". Od erotycznych maili po romanse. Jest odpowiedź dyrekcji

Skandal w "Bednarskiej". Od erotycznych maili po romanse. Jest odpowiedź dyrekcji

Uczennice opowiadają o przypadkach molestowania w liceum "Bednarska". "Gazeta Wyborcza" zapytała dyrekcję, dlaczego nie reagowano na te informacje. Dyrekcja przesłała odpowiedź na pytania dziennika.

I Społeczne Liceum Ogólnokształcące "Bednarska"
I Społeczne Liceum Ogólnokształcące "Bednarska"
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Kuba Atys

Uczennice opowiadają o sytuacjach z przeszłości. W trzeciej klasie gimnazjum z nauczycielem A. grały w "Mafię", fabularną grę z podziałem na role.

Jak opowiada jedna z absolwentek: "Do dziś pamiętam, jakie imię wybrał sobie w grze i że przedstawił się tekstem 'Mam taką pałę, że wam się to w głowie nie mieści'. A kiedy jego postać z gry była oskarżana o morderstwo, mówił za każdym razem, że nie mógł tego zrobić, bo w tym czasie gwałcił postać naszej koleżanki Basi. Było to dla nas trochę dziwne, ale byliśmy wtedy mało podejrzliwi".

Lidia: – Bardzo dobry nauczyciel. Lubiłam przedmiot, którego uczył, brałam udział w różnych projektach, wyjazdach. Nie wiem, jak to się stało, że był wszędzie w moim życiu: w szkole, po szkole, w internecie, komórce. Pisał do mnie bardzo dużo prywatnie. Był taki portal społecznościowy Grono.net, potrafił komentować w środku nocy moje wpisy, jakby ciągle śledził, co robię. Wysłał mi SMS-a w stylu: "Jak ładnie ci w tej spódnicy", koleżanka dostała taki sam, tylko z hasłem o bluzce. Nie wiedziałam, o co w tym chodzi. Kiedyś źle się czułam i chciałam wyjść z lekcji. Powiedział, że na pewno nie jestem chora, przecież ładnie wyglądam. Na lekcjach wymagał ode mnie coraz więcej i więcej. Postawiłam się, kiedy miałam załatwiać jego sprawy pozalekcyjne. Pamiętam, jak stoję przed szkołą i płaczę. Wychowawczyni okazała mi duże wsparcie. W końcu na rozmowę z dyrekcją przyszedł tata, pokazał wiadomości. Wiele pokasowałam wcześniej, nie chciałam ich widzieć.

Uczennica została przeniesiona do innej grupy. Pamięta z tamtych lat atmosferę osaczenia i wstydu, ponieważ B. narzucał się jej ponad rok. 

– Bałam się, że ktoś pomyśli, że mam z nim jakieś relacje pozaszkolne i może czerpię z nich korzyści. Byłam z tym sama, nikt nie chciał zrozumieć, jakie to dla mnie trudne. Jeszcze na studniówce komentował, że ładnie wyglądam. Teraz, kiedy zaczęło się 'Me Too' w szkole, dowiedziałam się, że była jeszcze jedna dziewczyna, która dostawała od niego SMS-y. Też poszła z tym do dyrekcji. Gdybyśmy to z rodzicami wiedzieli, może sprawy potoczyłyby się inaczej. Teraz widzę, że w szkole role nie były jasno ustawione. Są niepełnoletni uczniowie, którzy potrzebują opieki, i nauczyciele, od których powinno się wymagać odpowiedniego zachowania – mówi Lidia.

B. pracował w szkole, dopóki o molestowanie nie oskarżyła go nauczycielka.

Maria zapamiętała dobrze nie tylko grę w "Mafię" z A., ale i spływ kajakowy z nauczycielem C.

– Był wtedy po czterdziestce i miał romans z dziewczyną z liceum - mówi. - Wziął ją na spływ. Spali w jednym namiocie, chodzili razem pod prysznic. My byliśmy w gimnazjum, ona po drugiej klasie liceum, może po maturze. Pamiętam, że jedna z moich nauczycielek bardzo rozpaczała nad tym związkiem. Ale nikt z tym nic nie zrobił, mówiło się, że dziewczyna go kochała i dlatego nikt nauczyciela za romans nie ścigał. Nam, uczniom, nie wydawało to się wtedy jakieś groźne. W ogóle nie byliśmy uświadomieni, jak bardzo może być szkodliwe - opowiada.

"Gazeta Wyborcza" dowiedziała się o kilku przypadkach, gdy rodzice uczniów interweniowali w szkole w sprawie związków z nauczycielami. Również w sprawie opisanej przez absolwentkę sprzed 20 lat - tej, która niedawno tak wstrząsnęła nauczycielami. Rodzice spotkali się z odmową. – W liceum było założenie, że dzieci są jakby dorosłe, a więc nie rozmawiamy z nimi ani o seksie, ani o narkotykach, ani o relacjach władzy - mówi dziennikowi kolejna z osób ze społeczności "Bednarskiej".

"Dziś jesteśmy gotowi i gotowe przyznać, że nie udało nam się stworzyć szkoły, w której każda osoba byłaby całkowicie bezpieczna. Udało nam się jednak stworzyć społeczność, która potrafi przyznać się do błędów i zacząć wprowadzać zmiany" - piszą nauczyciele i nauczycielki w oficjalnym oświadczeniu.

"Gazeta Wyborcza" poprosiła wieloletnią nauczycielkę i dyrektorkę Wandę Łuczak oraz jej poprzednika na stanowisku, Jana Wróbla, który również od lat uczy w "Bednarskiej", o komentarz. Zapytano, dlaczego w szkole przez lata nie było reakcji na niepokojące informacje o nadużyciach w relacjach osób z grona pedagogicznego z uczennicami i uczniami oraz dlaczego zabrakło reakcji na to, że osoby z grona pedagogicznego wchodziły w związki z uczennicami/uczniami?

Dziennik zapytał również, czy dyrekcja nie uważa, że to nadużycie, gdy osoba dorosła, autorytet, pracownik szkoły tworzy parę z dorastającym nastolatkiem oraz co zawiodło w pisanych i niepisanych zasadach funkcjonowania szkoły, że uczennicom i uczniom nie zapewniono bezpieczeństwa?

Gazeta pyta też, dlaczego jeśli pedagodzy sami sobie nie stawiali granic w relacjach uczeń–nauczyciel, nie wyznaczyła ich dyrekcja szkoły?

Odpowiedź przesłana przez Wandę Łuczak i Jana Wróbla brzmi: "Rozmowa na tematy trudne (nie chodzi o to, że dla nas, lecz dla wszystkich osób, których dotyczy) wymaga większej, niż standardowa dawki zaufania w sens i skutek prowadzonej rozmowy. Pani artykuł, a zwłaszcza pytania, które zawarła Pani w liście do nas, nie dają nam nadziei na rozmowę, w której chodzi o dojście do prawdy i pełne naświetlenie bardzo różnych sytuacji – w naszej opinii ma Pani poczucie, że prawdę już zna. Pozostajemy przekonani, że problemy, które porusza Pani w artykułach, są ważne i warte brania byka za rogi. Myślimy, że z ich poruszania ostatecznie wyniknie dobro.

Nie pyta nas jednak Pani, jak reagowaliśmy na wszystkie sytuacje wychowawcze, o których się dowiadywaliśmy. Czasem za pomocą młotka, a częściej za pomocą narzędzi bardziej złożonych. Czy zawsze najlepiej? Na pewno nie. Czy zawsze z troską o ludzi, przede wszystkim młodych? Tak. Na pewno byłoby rozsądnie porozmawiać o tym... kiedyś".

Źródło: "Gazeta Wyborcza"

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)