Paweł Lisicki: Stuhr, Dehnel, Maleńczuk i inni. Ta okropna Polska i jeszcze gorsi Polacy
Co mają zrobić ci wszyscy nienawistnicy, którzy nie mogą znieść Polski? Rozwiązania proponowane przez Dehnela, czyli zbombardować i zbudować od nowa, chwilowo w grę nie wchodzą. Pomysł Bruncza – przerazić i zawstydzić – też jakoś mało skuteczny się wydaje. Jest jeszcze rozwiązanie Macieja Maleńczuka, który niedawno ogłosił, że Polski pod rządami PiS-u tak nienawidzi, że zamierza z niej emigrować, ale i to nie może być rozwiązanie dla wszystkich.
29.11.2017 | aktual.: 04.12.2017 16:03
Właściwie to im współczuję. Im, celebrytom, aktorom, reżyserom, publicystom i pisarzom, którzy, ach, cóż to za pech i prawdziwy dopust Boży, przyszli na świat nad Wisłą i muszą teraz żyć nad jej mętnymi wodami w otoczeniu zacofanych i niezbyt lotnych tubylców, katolików z dziada pradziada, którzy jakoś europejskim sznytem zachwycić się nie umieją, prawdziwej wielkości nie dostrzegają, a miast oczy skierować ku światu i tęsknym wzrokiem szukać uznania brukselskich i francuskich, a choćby i berlińskich salonów, wolą swojskość i polskość. Że też trzeba wśród takich ludków żyć – no nie do wytrzymania.
Nic dziwnego zatem, że co bardziej subtelne dusze już tego stężenia polskości nie wytrzymują. I tak choćby Dariusz Bruncz w felietonie dla WP Opinie twierdził, że "w katolickiej Polsce rozkwitło pogaństwo z nowymi wcieleniami bożków wojny, konfliktów i zacietrzewienia. Zamiast patriotyzmu mamy hejtrotyzm - w dobrym tonie jest być Polakiem zawziętym, endeckim, narodowo-katolickim, nienawidzącym innych. W tej dyscyplinie deklasujemy wszystkich, ale nie mamy się czym chwalić".
Bardzo dużo mocnych słów i radykalnych ocen, a wszystko dlatego, że wśród kilkudziesięciu tysięcy patriotów manifestujących 11 listopada znalazła się mała grupka idiotów. Wniosek Bruncza? Być może wspólnoty narodowej w ogóle nie ma, rocznicy niepodległości (setnej) w ogóle obchodzić nie należy, zamiast tego potrzeba Polakom "przerażenia i zawstydzenia". To ci dopiero rozumowanie: z faktu, że ktoś nadużywa wolności należy potępić w czambuł całą wspólnotę. Ależ boli Bruncza ta "katolicka Polska". Tylko skąd wie, że "w dobrym tonie jest być Polakiem zawziętym, endeckim, narodowo-katolickim, nienawidzącym innych"? Jakie są na to dowody poza kilkoma transparentami i grupką dość ograniczonych osobników?
Jacek Dehnel i burzenie Warszawy
Jeszcze dalej niż Bruncz poszedł inny znawca polskiej duszy. Kiedy czytałem wywiad pisarza Jacka Dehnela dla "Gazety Wyborczej", miałem wrażenie, że biedak najchętniej sam usiadłby za sterami niemieckich sztukasów i po prostu, gdyby tylko było to możliwe, bombardował stolicę Polski.
"Wielu z nas po prostu chce, żeby to było piękne miasto, w którym Niemcy zburzyli wielkomiejską, wysmakowaną architekturę, zostawiając gruzowisko, a na nim zły sowiecki komuch zbudował szkaradę" – opowiadał Dehnel w "Gazecie Wyborczej". I dodawał: "Tymczasem Niemcy zburzyli miasto borykające się z potwornymi problemami, wielkimi nierównościami społecznymi, miasto z dzielnicami nędzy, tysiącami bezdomnych, z rodzinami gnieżdżącymi się w zagrzybionych norach".
No przecież aż ręka świerzbi, żeby to paskudne miasto zburzyć i wszystko zacząć od nowa. I pomyśleć, że Dehnel przez wszystkie lata musiał znosić to polskie kłamstwo o bohaterskich powstańcach i niezłomnych obrońcach Warszawy. Wyobrażacie sobie to państwo? Jak jego delikatna dusza musiała się męczyć, kiedy to Polacy, zamiast wznieść pomnik niemieckim lotnikom dzielnie niszczącym stolicę brudu, nędzy, syfu i chorób, postanowili wznieść Muzeum Powstania i coraz głośniej i wyraźniej czcić poległych. Toż to przecież musiało być nie do wytrzymania.
I dobrze, że teraz wreszcie są takie czasy, że Dehnel może swoją prawdę o świecie i Warszawie powiedzieć. Być może ktoś mógłby się czepiać i dowodzić, że, co się tyczy nędzy i chorób, Warszawa od innych ówczesnych miast nie odstawała i że zestawianie jej wad i słabości z niemieckim niszczeniem jest moralnie cokolwiek niewłaściwe (celowo używam słów ostrożnych, eufemizmów raczej i miękkiej retoryki, bo przecież opisuję duszę wrażliwą). Na tej zasadzie w ogóle lepiej byłoby zniszczyć miasta i ludzi, gdy brakowało w nich higieny i zdrowia, nie mówiąc o tym, że ta retoryka wypisz-wymaluj służyła właśnie niemieckim nazistom do robienia swoich porządków na tym paskudnym, brudnym, słowiańsko-żydowskim Wschodzie. Ale cóż, Dehnel na pewno chciał dobrze, a to, że mu się powiedziało to, co się powiedziało, to nie jego wina, bo to w końcu artysta.
Stuhr tnie równo z trawą
Właściwie to Dehnel powiedział to samo, co wcześniej wyraził już inny pisarz, Szczepan Twardoch, kiedy to opowiadał, że Polski Polacy nienawidzą. A jak nienawidzą, to i pozbyć by się jej chcieli. A jako że Polacy słabi są i brak w nich woli męskiej, stanowczej, bezwzględnej, żeby sprawę po męsku załatwić i stworzyć, ustanowić jakąś nową formę Polski bez Polaków, to muszą zwrócić się o pomoc do innych, którzy z nich ten ciężar polskości zdejmą, brudne i nędzne miasta zburzą, a potem wszystko zbudują, jak Stalin, od nowa. Wprawdzie Twardoch mówił o nienawiści do Polski trzy lata temu, ale od tej pory sytuacja najwyraźniej się pogorszyła i grono polskością przytłoczonych wzrosło. Naprawdę, nie jest łatwo.
W podobnym duchu głosi swoją prawdę o Polsce znany aktor i reżyser, Jerzy Stuhr. O, ten to naprawdę tnie równo z trawą i dla Polaków zmiłowania nie zna. "Mówię o takim zaprzaństwie, o narodzie gnuśnym, nacjonalistycznym i antysemickim. O lenistwie, brudzie, wewnętrznym niechlujstwie, nieposzanowaniu prawa". Doprawdy, jak tu się nie wzdrygnąć? Straszny jawi się polski lud, ohydny wręcz. Nic dziwnego, że tak okropny naród – gnuśny, nacjonalistyczny, leniwy i brudny – musiał wydać tak okropną władzę, która teraz swobodę twórczą wielkiego reżysera tłamsi i nie pozwala mu wzlatywać ku niebu. Swoją drogą, kiedy czytam opowieści Dehnela i Stuhra, to przypominają mi się listy wkraczających do Polski w 1939 roku żołnierzy Wehrmachtu, którzy - widząc wszędzie brud, niechlujstwo i lenistwo - wierzyli, że przynoszą ze sobą prawdziwą cywilizację. Brr.
Cóż mają oni wszyscy robić? Rozwiązania proponowane przez Dehnela, czyli zbombardować i zbudować od nowa, chwilowo w grę nie wchodzą. Pomysł Bruncza – przerazić i zawstydzić – też jakoś mało skuteczny się wydaje. Jest jeszcze rozwiązanie Macieja Maleńczuka, który niedawno ogłosił, że Polski pod rządami PiS-u tak nienawidzi, że zamierza z niej emigrować, ale i to przecież nie może być rozwiązanie dla wszystkich.
O co chodzi?
Być może zresztą niesłusznie aż tak udrękami duszy różnych artystów, prawdziwych i domniemanych, się przejmuję, bo wiele wskazuje na to, że ich głośno wyrażana nienawiść i wrogość do Polski to tylko zabawa i gra, dzięki której łatwiej przebijają się do opinii publicznej. Bo też tak sobie myślę, że gdyby spełniły się ich pragnienia, kto jeszcze by ich słuchał? Gdyby faktycznie Polacy zniknęli i Polski by nie było, a przynajmniej nie byłoby takiej, jaka jest - z katolicyzmem, czcią ofiar, kultem bohaterów i dumą z przeszłości - to kto chciałby ich teksty i wywiady czytać? Kto by się na nich oburzał i zapewniał uznanie?
Może jedyne, czego się obawiam, to to, że - jak w każdej innej rzeczy, tak i w wieszaniu psów na Polsce – przydałby się umiar. Bo jeśli w takim tempie kolejni artyści będą deklarowali, jak bardzo Polski nienawidzą, to jeszcze któryś naprawdę nie wytrzyma i coś głupiego sobie lub innym zrobi, byle tylko zwrócić na siebie uwagę? Oby nie.
Paweł Lisicki dla WP Opinie
Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.