Jeziorko Gocławskie wciąż w prywatnych rękach. Nielegalnie?
Decyzja o przekazaniu go na własność spadkobiercom zapadła w 2002 roku.
Jeziorko Gocławskie w Warszawie, zgodnie ze stanem faktycznym oraz opinią Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej, należy do powierzchniowych wód płynących. Te zaś, według prawa, nie mogą pozostawać w rękach prywatnych. Stało się inaczej. Czy ten błąd da się naprawić?
Przed wojną sporny teraz teren należał do rodziny Potockich. Tuż po wojnie, jeziorko wraz z okolicami, znacjonalizowano dekretem Bieruta. Pod koniec lat 90. pojawili się jednak biznesmeni, którzy wystąpili o zwrot gruntów wokół Jeziorka Gocławskiego i samego jeziorka, wcześniej kupując od spadkobierców Potockich roszczenia do tego terenu. W 2000 roku urzędnicy ówczesnej gminy Warszawa - Centrum oddali im ziemię w użytkowanie wieczyste. Biznesmeni nie byli tym usatysfakcjonowani.
Powołując się na ustawę z 1997 r. złożyli wniosek o przekształcenie użytkowania we własność. Decyzję władze miasta podjęły w ciągu zaledwie 3 dni roboczych – wniosek o przekształcenie statusu prawnego posiadanych przez nich terenów został uzupełniony 18 października 2002 roku, a 24 dnia tego samego miesiąca decyzja była już gotowa. W imieniu ówczesnego prezydenta miasta, podpisała ją jedna z urzędniczek ratusza.
O tych postanowieniach i dokumentach mało kto wiedział, ponieważ wygląd Jeziorka Gocławskiego przez kolejne lata pozostawał bez zmian. Sprawa zyskała rozgłos, gdy na tych terenach swoje bloki zaczęła budować firma Dom Development. Od tego momentu społecznicy zaczęli wertować dokumenty sprzed lat. Zawrzało. Liga Ochrony Fauny i Flory RP, założona przez mieszkańców Gocławia, zaskarżyła do prokuratury decyzję o przekazaniu jeziorka w prywatne ręce.
Decyzja SKO
Samorządowe Kolegium Odwoławcze orzekło, iż w 2002 roku ratusz rażąco złamał przepisy, przekazując Jeziorko Gocławskie w ręce prywatne. Mimo, że SKO uznało postanowienie za niezgodne z prawem, nie widzi możliwości naprawienia jego skutków. Tłumaczy, że wywołała ona "nieodwracalne skutki prawne", ponieważ po zapadnięciu decyzji grunt sprzedano, a zmian własnościowych na drodze administracyjnej cofnąć nie można. Od wyroku SKO odwołała się jednak prokuratura, która będzie wnosić o podtrzymanie żądania unieważnienia decyzji, za sprawą której jeziorko stało się własnością prywatną.
Ratusz walczy
Jak się okazuje, w tym samym trybie dawna gmina Centrum rozpatrzyła dziesiątki, a nawet setki, podobnych spraw. Według ratusza nie ma więc przesłanek, by kwestionować decyzję z 2002 roku, która została podjęta w ramach funkcjonującego wówczas prawa. - Samorządowe Kolegium Odwoławcze popełniło błąd w interpretacji przepisów. Dlatego postanowiliśmy się odwołać - powiedział WawaLove.pl Bartosz Milczarczyk, rzecznik prasowy Urzędu m.st. Warszawy. Szef miejskiego Biura Gospodarki Nieruchomościami Marcin Bajko, na Radzie Warszawy przestrzegał również, że w przypadku odebrania spadkobiercom jeziorka, miasto prawdopodobnie będzie musiało wypłacić im niemałe odszkodowanie.
Mieszkańcy Gocławia, mimo powstającej inwestycji, nadal mają dostęp do jeziorka. - Rozpoczynając budowę na tym terenie obiecywaliśmy, że nie ograniczymy dojścia do Jeziorka Gocławskiego i pozostawimy do niego swobodny dostęp - poinformował WawaLove.pl Radosław Bieliński, rzecznik prasowy Dom Development. Słowa dotrzymał. Jednak decyzję o tym, czy teren powinien wrócić do Skarbu Państwa, czy pozostać w rękach prywatnych, podejmie sąd. Odwołanie goni odwołanie, zatem wszystko wskazuje na to, że na rozstrzygnięcie sprawy jeszcze długo trzeba będzie poczekać.
Przeczytaj też: Promy przestały kursować. "Do odwołania"