Jej wnuczka urodziła się z krytyczną wadą serca. Musi uzbierać 2 miliony złotych do 15 czerwca, by mogła dalej żyć
Życie 13-letniej Julii zależy już tylko od ludzi dobrej woli.
Mama i babcia trzynastoletniej Julii walczą o życie dziewczynki, która urodziła się z krytyczną wadą serca. Niestety żadna klinika w Europie nie może podjąć się zoperowania organu. Jedynym ratunkiem jest jak najszybsza operacja w USA. Jednak, by doszła ona do skutku, należy zebrać prawie dwa miliony złotych. A czas ucieka.
Patelnia przy metrze Centrum słynie z wiecznego ścisku i tłoku. Codziennie przemierza tam mnóstwo warszawiaków, którzy śpieszą się do pracy, szkoły lub na umówione spotkanie. W tłumie można dostrzec babcię Julii. Starsza kobieta stara się wręczać przechodniom ulotki. Niewielu z nich wie, że od tego zależy życie jej wnuczki. - Przysięgam, że się nie poddam się, że będę próbowała, ile tylko wystarczy mi sił – obiecuje babcia.
Julia urodziła się z krytyczną wadą serca. Organ nie jest odpowiednio połączony z płucami, przez co organizm nie jest należycie dotleniony. Gdy dziewczynka urodziła się, jej mama usłyszała, że wada jest na tyle skomplikowana, że nie da się jej zoperować. Julia dużo chorowała, nie przybierała na wadze, jej chore serce nie dawało już rady. Dziecko nie mogło oddychać, nie miało siły nawet płakać, aby dawać znać, że jest głodne. Ośrodki z Łodzi, Krakowa, Warszawy, Zabrza i Centrum Zdrowia Dziecka rozkładały bezradnie ręce i odmawiały wykonania zabiegu.
Operacji podjął się dopiero światowej sławy kardiochirurg dziecięcy profesor Frank Hanley. Leczenie zostało całkowicie opłacone przez polskie Ministerstwo Zdrowia, które wówczas było kierowane przez nieżyjącego już profesora Zbigniewa Religę. Dzięki temu, 25 października 2006 roku w Kalifornii udało się zrekonstruować naczynia płucne Julii, połączyć płuca z sercem oraz całkowicie skorygować wadę serca. Jak przyznaje rodzina dziewczynki, Julia dostała 10 lat nowego życia.
Niestety zastawka, którą wszczepiono do serca Julii wraz z dojrzewaniem dziewczynki stała się za mała, uległa zwapnieniu i nie spełnia już swojej roli. Serce Julii jest w bardzo złej kondycji. Prawa komora stała się przerośnięta, wystąpiła arytmia, niedomykalność trzech zastawek i puściły szwy na łacie wszytej między komory serca. Przez to jest ona nieszczelna i ponownie dochodzi do mieszania się krwi utlenionej z nieutlenioną. Jej serce dłużej nie wytrzyma takiego obciążenia.
Czas ucieka
Jedynym ratunkiem jest pilna reoperacja w tej samej amerykańskiej klinice, niestety ta kosztuje… 3 miliony złotych. Rodzina Julii nie może sobie ponownie pozwolić na taki wydatek. - Leczenie Julii nadal nie jest standardowym zabiegiem, jaki można przeprowadzić na terenie Polski. Jednak na Ministerstwo Zdrowia nie można już liczyć, a ludzi tak wspaniałych, jak śp. Profesor Religa, po prostu z nami nie ma – przyznaje rodzina na łamach portalu SiePomaga.pl, gdzie trwa zbiórka na operację Julii. Akcję wsparło już 54 355 osób (stronę zbiórki znajdziecie tutaj ), jednak wciąż brakuje prawie dwóch milionów złotych. A czas ucieka.
Początkowo operacja była planowana na marzec 2017 roku. Niestety nie udało się zebrać wymaganej kwoty. Każdy dzień to dla Julii ogromne ryzyko i okropna obawa dla jej rodziny, że nie zdążą jej pomóc. Mama Julii zapukała już niemal w każde drzwi, jej babcia przepłakała wiele nocy, ale nie poddaje się. Dzielnie roznosi ulotki z informacją o chorobie wnuczki i prosi o pomoc przechodniów. Wierzy, że jeśli nie udało się w marcu to musi udać się w czerwcu. Ta zmiana terminu to już ogromne ryzyko, bo serce Julki może się w każdej chwili zatrzymać. - Błagamy Was, nie przestawajcie nas wspierać, teraz, kiedy rozstrzyga się wszystko – prosi babcia Julii.
Przeczytajcie również: Te grafiki przyozdobią 150 tys. kart miejskich. Uczniowie pojadą za darmo