RegionalneWarszawaJak kiedyś radzono sobie ze zmarłymi? Rewolucja Cmentarna XVIII wieku

Jak kiedyś radzono sobie ze zmarłymi? Rewolucja Cmentarna XVIII wieku

Okazuje się, że w ciągu kilkuset lat zwyczaje związane z pochówkiem w Warszawie zmieniły się diametralnie.

Jak kiedyś radzono sobie ze zmarłymi? Rewolucja Cmentarna XVIII wieku

11.02.2017 17:37

Zmarli stwarzający zagrożenie? Dziś to nie do pomyślenia, ale w historycznej Warszawie obecność nieboszczyków sprawiała niemałe problemy. W jaki sposób udało się je zażegnać i jak wyglądała sytuacja kilkaset lat temu?

Historię związaną z cmentarną rewolucją XVIII wieku przybliża portal histmag.org . Okazuje się, że jeszcze kilkaset lat temu panowały spore problemy ze znalezieniem miejsca na pochówek, a rozkładające się ciała można było poczuć nawet podczas codziennego spaceru ulicami stolicy.

Zgodnie z dawną tradycją jeszcze w XVIII wieku ludzi chowano na przykościelnych cmentarza parafialnych, lub w samych kościołach. Wiązało się to w dużej mierze z przekonaniami religijnymi społeczeństwa. Pragnieniem ludzi było zatrzymać ciała odchodzących w zaświaty jak najbliżej siebie. Najlepiej we własnej parafii, w miejscu, w którym wznoszono by za nich nieustannie modły.

Jednocześnie bliskość budowli sakralnych była dla zmarłych niejako gwarancją bliskości Boga. Za takim podejściem przemawiały również względy praktyczne – niedzielna wizyta w kościele połączona z jednoczesnym nawiedzeniem grobów rodzinnych oszczędzała czasu i kłopotów z przemieszczaniem się na większe odległości. Na przestrzeni wieków miasta rozwijały się, rosła też coraz bardziej liczba ludności i w pewnym momencie zaczęło robić się ciasno.

Smród i zagrożenie epidemiologiczne

Duchownym (w tym również piszącemu pod koniec XVIII wieku o problemie Ignacemu Krasickiemu) nie podobał się też coraz bardziej świecki charakter wszechobecnych w świątyniach nagrobków i zanik ich treści religijnej. Były to jednak błahostki w porównaniu z innymi - delikatnie mówiąc - niedogodnościami, wywoływanymi przez miejskie cmentarze. Nadmiar rozkładających się zwłok powodował zapadanie się grobów i nieznośny, trupi smród, roztaczający się po miastach Europy. Mniejsze miejscowości i wsie również dotykał ten problem, choć jego skala oczywiście malała proporcjonalnie do liczby okolicznych mieszkańców. Aura śmierci nie stanowiła tylko przeszkody natury estetycznej, ale również prawdziwe zagrożenie epidemiologiczne.

Prekursorem walki z tymi niechcianymi zjawiskami był Paryż. W 1765 roku na przykład zakazano sadzenia drzew i krzewów na terenach cmentarnych. Sądzono, że pozbycie się roślinności wzmoże cyrkulację powietrza i problem zniknie. Oczywiście skutek. jeżeli był jakikolwiek, to raczej odwrotny do zamierzonego. Rozwiązanie przyszło dopiero wraz z królewskim edyktem Ludwika XVI, który zakazywał - poza ściśle określonymi wyjątkami - pochówków w kościołach oraz na terenach przykościelnych. Poza tym nakazywał przenoszenie w miarę możliwości cmentarzy „na miejsca oddalone”.

W rezultacie ze zlikwidowanego Cmentarza Niewiniątek, na którym warstwa trupów sięgała dziesięciu metrów, wywieziono w ciągu dwóch lat, począwszy od 1785, około 20 tysięcy zwłok. Choć edykt nie miał wpływu na polską rzeczywistość, to jednak szybko przetłumaczono go i ogłoszono w Warszawie, jako wzór mądrego rozwiązania problematycznej kwestii.

Cmentarze poza mury

Warszawiakom nie spodobał się jednak pomysł grzebania zmarłych w ziemi za miastem. Odbierano to jako „psi pochówek”, który jest niegodny człowieka. Lekceważono zagrożenie zarazy, po pierwsze nie upatrując jego zażegnania w przeniesieniu pochówków, po drugie powołując się na Opatrzność, która powstrzymuje łaskawie tragedię. Podnoszono kwestie wielowiekowej tradycji chowania na ziemiach przykościelnych i ryzyka zapomnienia o wywiezionych za tereny miejskie nieboszczykach.

Pomimo trudności sprawa przeniesienia warszawskich cmentarzy poza mury miejskie zdawała się powoli nabierać rozpędu. W 1770 roku (a więc wcześniej, niż w większości europejskich miast) inicjatywę podjął marszałek wielki koronny Stanisław Lubomirski, w zakres obowiązków którego wchodziło też gospodarowanie sprawami stolicy. Zwrócił się do najwyższych władz kościelnych w Polsce z apelem o jak najszybsze zaprzestanie pochówków na cmentarzach miejskich i aby „natychmiast inne miejsca od miast tutejszych dalsze, na wolnym powietrzu, ku obrządkowi temu pobożnemu zdatne, na spoczynek zmarłych wybrane i wyznaczone były.”

Realizacji zadania podjął się biskup Andrzej Stanisław Młodziejowski. Wydał specjalną instrukcję „O założeniu cmentarzy za miastem Warszawą dla chowania ciał umarłych”, w której opisał założenia rewolucyjnej zmiany. Władza świecka i duchowna zaczęły współpracować. W 1777 roku Departament Policji w Radzie Nieustającej zwrócił się do duchowieństwa z zapytaniem, jak mógłby najskuteczniej dopomóc w akcji wykorzenienia zwyczaju grzebania zmarłych po kościołach. Realizacje przedsięwzięcia opóźniły wspominane wcześniej problemy z finansowaniem, stąd dopiero w 1781 roku działającym za poparciem biskupa warszawskim księżom misjonarzom udało się zakończyć budowę pierwszej zamiejskiej nekropolii – cmentarza świętokrzyskiego.

Przełom po śmierci biskupa

Dwa lata później zakończono na jego terenie budowę kościoła, w którym miały odbywać się od tej pory uroczystości pogrzebowe. Cmentarz ogrodzono wysokim murem, oprócz kościoła na jego terenie znajdowały się dwie kostnice, dom grabarzy, oraz specjalne katakumby dla możniejszych klientów. Trafiali na niego zmarli z parafii św. Krzyża, mieszkańcy Ujazdowa, księża, zakonnicy i zakonnice.

Następnie pojawiać się zaczęli również pacjenci warszawskich szpitali i ofiary burzy dziejowych z przełomu XVIII i XIX wieku. W obywatelach Warszawy nadal silne jednak były uprzedzenia. Przełom nastąpił, kiedy biskup smoleński Gabriel Wodzyński zażyczył sobie, aby po jego śmierci publicznie w kościele odczytać pozostawiony testament. Zażądał w nim, aby jego szczątki pogrzebano na nowo wybudowanym cmentarzu. Życzenie spełniono, a jeden z kapłanów zanotował, iż „widok wspaniałego pogrzebu tego biskupa z dnia 27 listopada 1788 roku i obchodu na tym cmentarzu uroczystego silne wrażenie na umysły wywarł i przesąd przełamał.”

Pierwsza nekropolia funkcjonowała do roku 1836, kiedy to zamknięto ją z powodu niefortunnego położenia. Okazało się, że na jej terenie występuje wyjątkowo wysoki poziom wód gruntowych. Jakiś czas później miejsce to zostało wchłonięte przez rozrastające się miasto. W momencie zamknięcia cmentarza świętokrzyskiego istniała już jednak w Warszawie cała sieć nowoczesnych cmentarzy. W tym wybudowany jako pierwszy z nich w 1790 roku i dobrze dziś znany Cmentarz Powązkowski.

Źródło: M. Balcerkiewicz/ Histmag.org (Oprac: Wawalove.pl)

Obraz
historiawarszawaciekawostki
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)