Instytut Wyszyńskiego blokuje budowę wiaduktu. Chce 4 miliony za teren wart 600 tys.
Kierowcy dalej będą stać w korkach. "Przyjeżdżał tu Prymas Tysiąclecia"
10.02.2015 11:26
Ponad sześć razy więcej, niż wyceniają rzeczoznawcy, żąda Instytut Prymasa Wyszyńskiego za fragment gruntu, na którym miasto chce zbudować wiadukt. Budowa stoi więc pod znakiem zapytania. O sprawie informuje dzisiejsza Wyborcza.
Zarząd Miejskich Inwestycji Drogowych od wielu lat nie może rozpocząć budowy wiaduktu usprawniającego ruch między Gocławkiem a Rembertowem i dalej, aż do Zielonki czy Zalewu Zegrzyńskiego. Miasto, by zbudować jedną z estakad, musiałoby postawić jeden z filarów na terenie należącym do Instytutu Prymasa Wyszyńskiego. Chodzi o wycinek działki mierzący 580 m kw.
To teren znajdujący się obecnie za murem. Można go zobaczyć skręcając z ul. Żołnierskiej w Marsa. Kierowcy mają dużo czasu na obserwowanie tego muru, bowiem od wielu lat tworzą się w tym miejscu gigantyczne korki. Budowa wiaduktu znacznie ułatwiłaby przejazd. Instytutowi nie można nawet zwyczajnie wypłacić odszkodowania i pozbawić praw własności do gruntu, bowiem ten teren jest chroniony - figuruje w rejestrze zabytków. Znalazł się w nim, bo jak wyjaśniają władze Instytutu, "przyjeżdżał tu osobiście sam Prymas Tysiąclecia".
Małgorzata Gajewska z Zarządu Miejskich Inwestycji Drogowych poinformowała WawaLove.pl, że już w 2009 roku Zarząd wystąpił do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego o wyłączenie tego fragmentu z rejestru zabytków. W 2010 przyszła odpowiedź, że ZMID nie jest stroną prawną w tej sprawie. To właściciel musiałby wystąpić z takim wnioskiem. Właściciel, czyli Instytut Prymasa Wyszyńskiego nie chce tego zrobić, mimo iż miasto gwarantuje, że spełni wszystkie jego warunki.
- Negocjacje z kościelną instytucją są wyjątkowo niełatwe - mówi WawaLove.pl rzeczniczka ZMID. Pierwsze spotkanie z przedstawicielami Instytutu odbyło się dopiero w 2013 roku. Instytut (z siedzibą w Częstochowie) niechętnie odbiera telefony, nie odpowiada na listy, Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, jednego z dziennikarzy, który próbował dowiedzieć się czegoś więcej na temat tego terenu, wysłał po odpowiedź... do Watykanu.
Drogowcy wyliczyli, że jeśli chcą postawić w tym miejscu filar estakady, potrzebują 580 m kw. gruntu (na mapce zaznaczyliśmy ten teren zieloną strzałką) Rzeczoznawcy wycenili ten fragment na 600 tys. zł. Jednak, jak się dowiedziała Wyborcza, Instytut Prymasa Wyszyńskiego chciałby za niego prawie 4 mln zł. To tylko początek żądań kościelnego zgromadzenia. Wsród wielu dodatkowych warunków jest m.in. taki, by to miasto płaciło za naprawy domu stojącego na tym terenie podczas całej eksploatacji wiaduktu.
Jeśli miasto nie podoła żądaniom, zostanie wybudowana tylko jedna estakada. Wyjeżdżający z miasta jechaliby nią wygodnie, w drugą stronę korek byłby dokładnie taki, jaki możemy oglądać obecnie. Nie trzeba chyba dodawać, że straty spowodowane korkami w tym miejscu będą o wiele większe, niż cena za ziemię jaką chce kościelna instytucja.
Przeczytajcie też: Po co nam "podpupniki"? "Nie są dla starszych osób!"