RegionalneWarszawaInnowacyjne i ekologiczne. Takie mogłyby być nowe stacje metra [ROZMOWA]

Innowacyjne i ekologiczne. Takie mogłyby być nowe stacje metra [ROZMOWA]

Architekt Bartłomiej Gasparski: "Szkoda, że przegrała zieleń"

Innowacyjne i ekologiczne. Takie mogłyby być nowe stacje metra [ROZMOWA]

26.02.2016 15:30

Kilka dni temu poznaliśmy zwycięzców konkursu na koncepcję architektoniczną trzech stacji na Targówku i dwóch w stronę Bemowa. Wygrały firma ILF Consulting Engineers Polska oraz konsorcjum Biura Projektów „Metroprojekt” i AMC Andrzej M. Chołdzyński. Władze Warszawy ogłosiły wyniki konkursu jeszcze zanim się uprawomocniły. Nie poznaliśmy też innych, zaproponowanych w konkursie projektów. Dlaczego? Rozmawiamy o tym Bartłomiejem Gasparskim, architektem krajobrazu, podwykonawcą konsorcjum, które również brało udział w konkursie na opracowanie projektów kolejnych odcinków drugiej linii metra, w tym stacji Wola Park i Powstańców Śląskich.

WawaLove.pl: Jak się panu podoba decyzja komisji konkursowej?

Bartłomiej Gasparski: - Nie podoba mi się na razie. Oczywiście z mojego punktu widzenia, bo nasza pracownia została oceniona najniżej.

Widziałem wygraną pracę, widziałem też waszą. Nie potrafię ocenić, która ładniejsza, ale przypuszczam, że w takim konkursie chodzi o szczegóły, na których przeciętny Kowalski się nie zna. Czym kieruje się komisja przy wyborze?

- Jest dostępny regulamin konkursu, są też podane kryteria oceny, więc wiemy czym kierowała się komisja. Najważniejszym aspektem, stanowiącym aż 30 proc. oceny są koszty wykonania projektu. Nie realizacji samej inwestycji, czyli budowy, ale kosztów wykonania projektu. W tym kryterium byliśmy akurat najkorzystniejsi. Mniej punktów dostaliśmy za to w innych, bardziej ocennych aspektach.

Co wzbudziło pana zainteresowanie przy czytaniu decyzji?

- Pewne kryteria wydają się być dla mnie dyskusyjne, szczególnie te związane z rozwiązaniami architektonicznymi. Widzimy tu, że zwycięzca miał maksymalną liczbę punktów, a my znaleźliśmy się daleko w tyle. A tymczasem chodziło o zastosowanie rozwiązań zgodnych z obowiązującymi przepisami, zapewniającymi np. maksymalny poziom obsługi osób niepełnosprawnych. W naszym projekcie oczywiście o tym nie zapomnieliśmy, zastosowaliśmy zresztą podobne, a może nawet ciekawsze rozwiązania. W tym temacie wiele się przecież wymyślić nie da - szerokie drzwi, windy, podjazdy, tzw. 'pinezki" na peronie, linie ostrzegawcze dla niewidomych - to jest obowiązkowe. A mimo to dostaliśmy o wiele mniej punktów. Zupełnie innym aspektem jest sposób wkomponowania stacji w zabudowę miasta.

Jedna z Waszych stacji tryska zielenią

- I to jest właśnie dla mnie dyskusyjne, bo sam współautor zwycięskiej pracy, znany architekt o wielkim doświadczeniu, pan Chołdzyński...

Autor nagradzanej stacji "Plac Wilsona"...

... właśnie. I on mówi: „metro stanowi rolę miastotwórczą, więc jest elementem bardzo ważnym, więc stacja powinna odpowiadać oczekiwaniom mieszkańców”. Oczywiście w zależności od kontekstu, bo przecież inną charakterystykę ma Centrum, inne ma Bemowo, czyli sypialnia Warszawy. Przecież Bemowo to miejsce dość zabetonowane, więc tam jest oczekiwanie, że będzie więcej tej zieleni. W naszym projekcie zastosowaliśmy tzw. zielone dachy, intensywną, opartą o gatunki rodzime zieleń. W zwycięskiej pracy zupełnie zapomniano o tym aspekcie. Widać to zwłaszcza w kontekście oczekiwań mieszkańców, które zostały przecież sformułowane wielokrotnie, chociażby w postaci zielonego skrzyżowania (chodzi o projekt obywatelski skrzyżowania Powstańców Śląskich z Górczewską, zakładający roślinną, zieloną aranżację). Przy okazji budowy metra można - może nie całość, ale duże elementy tego pomysłu zrealizować, a przynajmniej przenieść jego idee. A w przypadku zwycięskiej pracy tego nie dostrzegam.

Projekt stacji Powstańców Śląskich" z ekeologicznym dachem. Wizualizacja Palmett.pl

- Uważam też, że kwestią mocno dyskusyjną jest sposób rozwiązań technicznych, które wpłyną na funkcjonowanie tego fragmentu miasta w trakcie budowy. Dokładnie przemyśleliśmy ten aspekt. Żeby taką stację zbudować, muszą wjechać potężne maszyny, dźwigi, następuje paraliż okolicy. Ponadto potrzebne jest wielkie zaplecze budowlane. Zresztą mieszkańcy warszawy doskonale wiedzą, z jakimi kłopotami to się wiąże. Więc dokładnie to przemyśleliśmy - nie chcieliśmy by budowa ingerowała w funkcjonowanie. Zaproponowaliśmy technologię budowy tych stacji, by była niemalże bezwykopowa. Tymczasem w zwycięskiej pracy widzimy, że autor śmiało powiela rozwiązanie z wcześniejszych budów. Chce robić stacje w otwartym wykopie, zatem musi wszystko rozgrzebać.

Czyli mieszkańcy z najbliższej okolicy budowy będą się musieli liczyć z ogromnymi utrudnieniami?

- Oczywiście. Musze jednak podkreślić, że nie mieliśmy jeszcze okazji przejrzeć całej zwycięskiej pracy, jednak przedstawione plansze dają ogólny pogląd. Całość to przecież wielka księga z kilkuset stronami.

Co jeszcze wyróżniało wasz projekt?

- Wzięliśmy również po uwagę rozwiązania proekologiczne, na przykład retencjonowanie wody z całej inwestycji i wykorzystywanie jej jako tzw. szarej wody , czyli np. do spłukiwania toalet, które są elementem stacji lub do podlewania roślin, które posadzimy na dachu. Zaproponowaliśmy też dodatkowe elementy odzysku energii - różne rozwiązania, które można by w trakcie realizacji wykorzystać, a nawet tylko przetestować.

Proszę pamiętać, że w czasie realizacji takich, wielkonakładowych inwestycji można próbować wprowadzać pewne modele , które będą skutkować w ogóle podnoszeniem innowacyjności prac. Na wydaje się przecież setki milionów, miliardy złotych i można, niewielkim nakładem pieniędzy coś przetestować.

W zwycięskich projektach tego nie widzicie?

- Na razie - na podstawie oglądu tylko i wyłącznie tych opublikowanych przez media i ratusz plansz - ja niestety tego nie widzę. My daliśmy temu wyraz, żeby komisja miała świadomość, że coś tam dodatkowego dodajemy, nie tylko samą czystą komunikację.

Projekt stacji "Wola Park". Wizualizacja Palmett.pl

Czytając to, co pan mówi, niejeden czytelnik pomyśli: "przegrał konkurs i się żali, bo stracił pieniądze z kontraktu”. Bo przecież tu nie chodzi tylko o wygraną w konkursie (50 tys. zł), ale podpisanie kontraktu na kilkadziesiąt milionów

- My zaproponowaliśmy, jako konsorcjum, cenę 20 kilka milionów złotych. Dostaliśmy najwyższą możliwą ilość punktów za to. Konkurencja jak wynika z uzasadnienia, wyższą. Mówimy tu o milionach złotych za wykonanie samej dokumentacji projektu budowlanego, bo projekt wykonawczy będzie już w zakresie wykonawcy tej inwestycji. Moje rozżalenie, na pewno nacechowane emocjonalnie, nie ma tu jednak nic do rzeczy. Jest mi zwyczajnie przykro, że metro warszawskie nie pokazało nawet warszawiakom tych alternatyw, nie wszczęło dyskusji, Widzieliśmy tylko zwycięskie pracę. To mi się wydało dziwne. Dziwne jest także to, że pani prezydent i pan wiceprezydent, ogłosili te wyniki przed oficjalnym poinformowaniem uczestników.

Ja o tym wiedziałem wcześniej niż pan?

- Zdecydowanie, bo przecież o tym pisaliście w środę, a dopiero w czwartek o 14,00 dostaliśmy oficjalne powiadomienie. Dziwne jest to też z tego powodu, że wybór nie jest jeszcze prawomocny. W świetle przepisów praw zamówień publicznych przysługuje dziesięciodniowy okres do ewentualnego odwołania. Ta decyzja nie powinna być ogłoszona jako ostateczna, a taka była narracja: „Oto zwycięzca”. Rozumiałbym to, gdyby do konkursu złożyło prace kilkadziesiąt podmiotów. Wówczas trudno byłoby jakby o nich opowiedzieć, pokazać ich pracę. Tutaj tych projektów było raptem po trzy dla każdego odcinka. Pokazanie ich i oficjalne wymienienie uczestników konkursu w czasie konferencji nie byłoby jakąś wielką trudnością.

Zwłaszcza, że ci inni wykonali również kawał roboty, poświęcając swój czas

- To było ładnych kilka miesięcy pracy, a poziom szczegółowości był niemal równy poziomowi budowlanemu – o wiele bardziej w porównaniu z innymi konkursami architektonicznymi, gdzie zwykle mamy koncepcję i kilkustronicowy opis. Tu było potężne opracowanie. Może należałyby się słowa „dziękujemy za udział”? Zamawiający nie przyznał nawet dodatkowych nagród, czy wyróżnień.

Nagroda pieniężna w takim konkursie, czyli 50 tys. zł to jest nic w porównaniu z kosztami wykonania tej pracy. To raczej jest ładny gest. A tymczasem o pozostałych uczestnikach nikt nawet nie wspomniał. A przecież to nie była jakaś deklasacja, jak się popatrzy na wyniki. To nie było tak, że zwycięzca dostał 100 punktów, a reszta była poniżej jakiejkolwiek normy. Nie doceniono nawet oryginalności rozwiązań, innowacyjności. Inne spojrzenie na budowę stacji zasługiwało chociaż na słowo „dziękujemy”.

Lub chociaż pokazanie tego warszawiakom. Chętnie bym zobaczył te inne projekty

- Dokładnie. Chociażby po to, żeby wskazać kto i w jaki sposób myślał. Tymczasem całe to działanie wyglądało tak : "To są zwycięskie prace, reszta się nie nadawała, nawet nie zasługuje na wyróżnienie. A teraz podpiszemy z wygranymi kontrakt na grube miliony”. Bo tego też nikt wyraźnie nie powiedział - jaka jest wartość tego kontraktu. Być może gdyby o tym było głośno, zaczęłyby się dywagacje: „komu dajemy te grube miliny? I za co?” To oczywiście nie jest nic dziwnego, że w skali takiej inwestycji, w Warszawie, tyle się płaci To musi kosztować i nie jest to nic nadzwyczajnego, są nawet normy w tym zakresie, jaka jest wartość rynkowa takiej dokumentacji (około 5. proc. wartości rynkowej inwestycji - przyp. red.), wiec można sobie to wszystko policzyć, ale jednak nikt o tym głośno nie powiedział. Gdyby pokazano inne prace, może ktoś zapytałby - dlaczego ta praca, a nie inne? Co przesądziło? A tu wszystko było w pewnym stopniu schowane.

Jak pan myśli, czemu?

- Nie wiem, ale to przecież nie pierwsza miejska taka inwestycja, przy której konkurs tak wygląda. To samo miało miejsce w przypadku Stadionu Narodowego . Robi wrażenie jako wielki obiekt, bo się świeci, bo elewacja… Ale jak się popatrzy bliżej, to się nagle okazuje, ze na tym stadionie nie można np. zorganizować zawodów lekkoatletycznych. Bo się bieżnia nie mieści. Bo to jest tak naprawdę zaadoptowany stadion rugby. Dach nie sprawia, że stadion jest całoroczny. Więc pojawia się pytanie: czy wydając miliardy złotych można było osiągną efekt landmarku, obiektu, który stanowi o unikatowości miejsca? Skoro tyle wydajemy? Chińczycy zrobili jakieś ptasie gniazdo, obiekt charakterystyczny, fajny, a my - kopię czegoś co już stoi. Podciągnięto ideę pod gotowy projekt, w Kapsztadzie (RPA) stoi identyczny taki koszyk. Został wybrany, bo był gotowy.

Może chodzi o czas. Może gdybyśmy wdawali się w niepotrzebne dyskusje na temat wyglądu, takie inwestycje nie byłyby realizowane? Bo rozwlekałyby się w czasie? Bo warszawiacy długo nie mogliby z nich korzystać, a politycy pod tym podpisać?

- Nie sądzę. Mamy tak zdolnych architektów, z tak różnych pracowni. Mamy też świetnych inżynierów. Ten efekt, o którym pan mówi, jest do osiągnięcia. W przypadku Narodowego było mnóstwo błędów, które ktoś nawet próbował je tuszować, przy prostej adaptacji też je popełniano. Myślę, że jest to wielka i stracona szansa na zbudowanie czegoś unikatowego, co ma wielką wartość. Czemu tego nie zrobić, skoro wydajemy miliardy złotych?

Polacy lubią ten stadion

- Bo jest wielki, robi wrażenie tą wielkością, ma podświetlenie i dość sporo się na nim dzieje. Ale w skali światowej to jest nic unikatowego, wyjątkowego. Zwyczajne powielenie jakiegoś projektu. Nawet stadiony w Gdańsku i Wrocławiu są ciekawsze. A Narodowy? Powstał obiekt spinający optycznie Elektrownię Żerań z Elektrownią Siekierki. Biało-czerwony komin elektrowni z jednej, biało-czerwony komin z drugiej strony. A po środku biało-czerwony stadion. Myślę zwyczajnie, że to nie jest dobre i stać nas na coś lepszego.

A może nas nie stać na coś lepszego?

- Myślę, że przy takiej inwestycji zrobienie czegoś oryginalnego nie jest już jakimś wielkim kosztem. Bo przecież nie mówię, żeby budować Operę w Sydney. Obiekty sportowe są już rozpracowane, to już nie jest odkrywanie Ameryki. Nawet formę można tylko dać inną. We Wrocławiu i Gdański się udało. U nas nie.

Wsiądźmy z powrotem do metra. Czy w zwycięskim projekcie widzi pan jeszcze inne wady, oprócz wspomnianych?

- Przede wszystkim dostrzegam metodę otwartego wykopu przy budowie. Uważam, że jest to podstawowa wada. Mieszkańcy Bemowa całkiem niedawno przeżyli remont skrzyżowania Górczewskiej Z Powstańców Śląskich i nagle znów im się robi przebudowę. Będą zmiany w komunikacji, wytyczane jakieś objazdy. W tym, niewątpliwie newralgicznym miejscu nastąpi wyłączenie obu nitek jednocześnie – tak wynika z projektu zagospodarowania przestrzeni – trzeba je będzie rozkopać. I oczywisty błąd drugi: brak zieleni.

Zwłaszcza teraz, gdy tyle się o niej mówi

- Ja nawet nie powiem, że to jest modne. Trzeba wprost powiedzieć, że zieleń jest zwyczajnie dobra i potrzebna. Pominięcie tego aspektu wydaje mi się dziwne. Z planszy wynika, że aspekt ekologiczny nie został ujęty. Ponadto wiceprezydent Wojciechowicz podczas prezentacji zwycięzców użył sformułowania - i być może jest to tylko przejęzyczenie, skrót myślowy lub inna forma omyłki – ale wskazał, że dla sądu konkursowego było istotnym doświadczenie wykonawców w budowie metra. A tego nie było w kryterium konkursowym!

Trzeba powiedzieć, że na poziomie dopuszczenia do takiego konkursu trzeba było się wykazać referencjami i nasz główny konsorcjant, podobnie jak inni, takie referencje posiada, budował metro na Zachodzie Europy. Trochę to wszystko dziwnie wygląda, nawet to że firma, która wygrała, dostała 100 punktów. Ich projekt nie ma wad!

Przede wszystkim szkoda, że przegrała zieleń. Zieleń się zawsze dobrze komponuje, dobrze wgląda. Jeszcze nie spotkałem nikogo w mieście, kto powiedziałby, że źle mu się kojarzy. Poza tym zieleń to czysty zysk

Zysk?

- Zysk estetyczny i ekologiczny.

Obraz
Obraz
architekturakonkursrozmowa
Zobacz także
Komentarze (0)