Dom samotnej matki na Białołęce w tarapatach. Urzędnicy: ośrodek trzeba wyburzyć
W domu samotnej matki na Białołęce brakuje pieniędzy na ogrzanie budynku. - Tona węgla przy dużych mrozach wystarcza na 4-5 dni, a kosztuje 850 złotych - mówią pracownicy ośrodka. Władze dzielnicy nie mogą pomóc, bo budynek powstał bez żadnych zgód i pozwoleń. - Trzeba go wyburzyć - przyznaje rzeczniczka dzielnicy.
Żeby dotrzeć do domu samotnej matki przy ul. Skierdowskiej 2, trzeba przejść dwa kilometry przez las od strony ul. Modlińskiej. Na skraju znajduje się dom bez ogrodzenia, obdrapany, z błotnistym dojazdem. Kiedyś mieścił się tam ośrodek MONARU. W 2011 roku, gdy podopieczni wyprowadzili się z obiektu, zajęły go kobiety. Przerobiły barak na dom. Powstało stowarzyszenie "Wspólnymi siłami". Od tamtej pory ośrodek boryka się z różnymi problemami. - Przeważnie brakuje pieniędzy na jedzenie i opał - mówią podopieczni.
Kilka dni temu pracownicy domu samotnej matki zaapelowali o pomoc. "Czy ktoś z Państwa jest w stanie wspomóc nas przy zakupie węgla? Na chwilę obecną nie mamy środków na zakupu, a w ciągu najbliższych dni znowu mają pojawić się mrozy" - napisali w sieci.
- W okresie zimowym potrzebujemy sporo węgla, zwłaszcza gdy robi się bardzo zimno. Lokal ogrzewamy z własnej kotłowni. Tona węgla przy dużych mrozach wystarcza na 4-5 dni, a kosztuje 850 złotych – mówi WawaLove Maciej Kryszewski, wolontariusz z domu samotnej matki na Białołęce.
Kryszewski wylicza inne wydatki: 400 zł za wywóz nieczystości, 3000 tys. zł za prąd. - To kwoty, które wydajemy miesięcznie - mówi. Obecnie w ośrodku przebywa 12 mam i 24 dzieci. - Niektóre rodziny mieszkają tu kilka lat, inne parę miesięcy. Zależy od tego, w jakim czasie dostaną mieszkania socjalne.
Kobiety dbają o ośrodek, same go sprzątają i pielęgnują teren dookoła budynku. - Część kobiet pracuje poza ośrodkiem, kilka z nich zajmuje się rękodziełem. Dziewczyny własnoręcznie robią szopki bożonarodzeniowe, wieńce, bombki, jajka wielkanocne, a potem sprzedają je przed kościołem - opowiada Kryszewski.
Wyburzanie i kłótnie
Po apelu do internautów do ośrodka zgłosiło się wiele osób oferujących pomoc. Wiele z nich przekazało pieniądze na opał. - Do końca zimy nie musimy się martwić o węgiel - mówi z zadowoleniem wolontariusz. - Pieniądze były bezpośrednio przekazywane na skład węglowy. Chcieliśmy, żeby ofiarodawcy wiedzieli, że pieniądze są wydawane na ogrzanie domu.
Jego entuzjazjm studzą słowa rzeczniczki urzędu w Białołęce. - Decyzją Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego dom jest przeznaczony do rozbiórki. Grunt jest pod roszczeniami, a sam budynek to samowola budowlana, został wybudowany bez projektu, bez pozwolenia na budowę. W tym obiekcie przebywają nie tylko samotne matki, ale też całe rodziny, a także panowie - mówi WawLove Marzena Gawkowska.
Rzeczniczka ma rozwiązanie dla podopiecznych z domu samotnej matki. - Chcemy z mieszkańcami Skierdowskiej 2 postąpić tak, jak zrobiliśmy to z podopiecznymi z domu samotnej matki Bajka. Przez lata żyli w koszmarnych warunkach. Nie mogliśmy im pomóc, bo nie możemy inwestować w budynki, których nie jesteśmy właścicielami i stanowią zagrożenie dla ludzi. W sierpniu 2016 roku wszystkie osoby z "Bajki" przenieśliśmy do domów komunalnych lub socjalnych, które wcześniej zaakceptowali. Natępnie zburzyliśmy barak. Pół roku przygotowywaliśmy się do tej akcji. Tak samo chcemy zrobić w przypadku domu Stowarzyszenia "Wspólnymi Siłami" przy ul. Skierdowskiej 2.
Aby podjąć decyzję o wyburzeniu baraku, potrzebne są wnioski o przyznanie nowych lokali dla podopiecznych. - Niestety nie wszyscy je złożyli. Cały czas apelujemy do tych osób, żeby dały sobie pomóc. Rozwiązaniem jest wyprowadzka wszystkich z tego ośrodka w jednym czasie. W przeciwnym razie zwolnione lokale będą zasiedlane przez kolejne osoby - wyjaśnia.
Gawkowska zaznacza, że urząd posiada pieniadze na opał dla mieszkańców w trudnej sytuacji. - Ci, którzy są w trudnej sytuacji, mogą wnioskować o zasiłek celowy na opał. Żadna z rodzin, która mieszka w domu samotnej matki przy ul. Skierdowskiej 2, z takim wnioskiem do dzielnicy nie wystąpiła. Co ważne - pracownik socjalny odwiedza regularnie ten dom. W zeszłym tygodniu był w czwartek, ostatnio wczoraj w poniedziałek. Nie wszystkie rodziny go wpuszczają, więc warunków w każdym mieszkaniu nie jesteśmy w stanie ocenić. Ale zaznaczam, że zimno tam nie było - mówi Gawkowska i dodaje: - Gdyby się okazało, że jest zagroże rzecznik dzielnicynie, to z uwagi na dobro rodzin, a w szczególności dzieci, mamy obowiązek interweniować.
Maciej Kryszewski denerwuje się komentarzem rzecznik dzielnicy. - Pani rzecznik nie zna chyba wyroku sądowego, który zapewnia legalny pobyt podopiecznym w domu samotnej matki - mówi. Dlaczego kobiety nie chcą przystać na lepsze warunki oferowane przez dzielnicę? - Kobieta, która dostałaby lokal nie jest w stanie utrzymać siebie i dziecka i jeszcze opłacać czynsz. Wiele z nich żyje za pieniądze z 500 plus. To czysta ekonomia. Tutaj mają wszystko.