Ciąg dalszy w sprawie pożaru barki na Wiśle. "Sytuacja jest dziwna"
Niszczejący obiekt straszył spacerujących nad Wisłą warszawiaków od marca. Po wezbraniu rzeki woda dostała się do środka i barka osiadła na mieliźnie. W końcu doszło do pożaru statku. Jego zgliszcza nadal tkwią przy brzegu i nic nie wskazuje na to, że szybko stamtąd znikną.
11.07.2018 12:05
W mediach pojawiła się nieoficjalna informacja, że ogień na pokładzie próchniejącej od lat barki mógł być wynikiem celowego działania. Podobnie jak pokazywał to przykład wysypisk, pożar jest często jedynym rozwiązaniem na generujący koszty problem. A statek Maristo generował ich całkiem sporo. Od 2008 roku właściciel stojącego przy brzegu wraku jest winien Skarbowi Państwa kilkanaście tysięcy złotych. Jednak sam zainteresowany nie przyznaje się do posiadania tej jednostki.
Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że do momentu wydania prawomocnego wyroku dotyczącego egzekucji nikt nie może nawet tknąć znajdującego się niedaleko mostu Łażienkowskiego pogorzeliska. Wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej, gdyby nie... braki w dokumentacji.
- Do wszczęcia egzekucji doszło już jakiś czas temu. Dyrektor wystawił tytuł wykonawczy i przesłał do organu egzekucyjnego. Okazało się jednak, że w tytule nie było numeru PESEL armatora tego statku, bo urząd w swoich dokumentach tego numeru nie posiadał. Zresztą, nie gromadzi tego typu danych. Tylko z tego względu Wojewoda Mazowiecki odmówił podjęcia egzekucji. W sumie błahostka, bo problem identyfikacji zobowiązanego tutaj nie istniał. Nie było bowiem wątpliwości co do jego tożsamości - przekonuje Arkadiusz Festyn z Urzędu Żeglugi Śródlądowej.
Statek widmo
Armator dostał upomnienie 27 listopada 2017 roku, ale szybko się odwołał. Twierdził, że niszczejący statek nie jest jego własnością. I w ten sposób postępowanie się przeciągało, a jednostka w dalszym ciągu stała na swoim miejscu i straszyła jeszcze bardziej. Nikt nie miał sposobu na uchylającego się od odpowiedzialności przedsiębiorcy.
- Twierdził, że wcześniej zbył tę barkę, ponoć jeszcze przed doręczeniem decyzji nakładającej na niego obowiązek odprowadzenia do miejsca postoju. Jednocześnie nie dokonał stosownych zmian w rejestrze statku i dalej figuruje jako armator tej jednostki. Natomiast osoba ta wciąż twierdzi, że nie jest właścicielem i nie ma żadnego związku z tą barką - mówi Festyn.
Na dodatek trudno uwierzyć w wersję przekazywaną przez rzekomego właściciela dawnego pływającego hotelu i sali biesiadnej. Mężczyzna cały czas interesował się losami statku, mimo że - jak sam przekonywał - dawno sprzedał ją komuś innemu.
- Ta sytuacja jest troszeczkę dziwna. Na przykład w trakcie inspekcji, gdy doszło do podtopienia statku. Jak inspektorzy pojechali oglądać tę barkę, to nagle ten pan był na miejscu, chociaż twierdzi, że nie ma nic wspólnego z tym obiektem. Powiedział, że jest "zarządcą" tej barki, przynajmniej taką informację przedstawił inspektorom. Nie wskazał jednak tytułu prawnego tego zarządu - argumentuje Arkadiusz Festyn.
Niemoc urzędników
Trudnym dla miasta armatorem zajmuje się także Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej. Urszula Tomoń przekonuje, że sprawa jest w toku i do momentu wydania prawomocnego wyroku nie da się nic więcej zrobić. Niestety urzędnicy mają związane ręce.
- Problem własności pojawił się jakiś czas temu, kiedy to dwaj panowie, którzy mieli spółkę, poróżnili się i ją rozwiązali. Teraz są tam jakieś spory. My oddaliśmy dwie sprawy do sądu. Zapadł już wyrok nakazujący zapłatę za bezumowne korzystanie z działek Skarbu Państwa. Od 2018 roku są zaległości na kwotę ponad 16 tys. złotych. Właściciel barki nie reagował na nasze wezwania dotyczące zabrania tej nielegalnej jednostki. Natomiast drugą sprawę złożyliśmy o usunięcie i zakazanie naruszenia własności, czyli zakazanie ponownego pojawienia się na terenie działek Skarbu Państwa - poinformowała redakcję WawaLove rzecznika RZGW.
Jeżeli zaś chodzi o pożar już i tak znajdującej się do połowy w wodzie barki, nie ma on wpływu na dalszy rozwój wypadków. Z problemem spalonej pozostałości nadal musi uporać się nieuchwytny armator.
- Pożar nie zmienia nic w kwestii usunięcia barki. Do tego zobowiązany jest właściciel. My nie możemy jej usunąć, ponieważ moglibyśmy zostać posądzeni o naruszenie czyjejś własności. Teraz trudno mówić o szkodach, natomiast gdyby wcześniej uległa jakiemuś uszkodzeniu, moglibyśmy mieć z tego powodu problemy. Nie mieliśmy też wiedzy, czy ta jednostka w ogóle jest zarejestrowana, czy może poruszać się po drogach wodnych, czy ma odpowiednie papiery i czy spełnia wymogi techniczne - przekonuje Urszula Tomoń.
Niebezpieczny wrak
Po ugaszeniu ognia przez cztery zastępy Straży Pożarnej, służby niezwłocznie zabezpieczyły pozostałości statku Maristo. Jednak incydent z soboty 7 lipca tylko zwiększył zagrożenie na tym terenie. Barka co prawda osiadła mieliźnie, ale nadal znajduje się w rzece. Cumy (a właściwie to, co z nich przetrwało), mogą w każdej chwili puścić. Czy więc nie lepiej byłoby wyjąć wrak z wody?
- Nie mamy takich narzędzi prawnych, które umożliwiają np. Straży Miejskiej na drodze zabrać samochód i odwieźć go na parking, bo był źle zaparkowany. Podjęliśmy te kroki, które mogliśmy podjąć. Kierujemy sprawę do sądu i czekamy na rozstrzygnięcie - wyjaśnia Tomoń.
Skontaktowaliśmy się z policją, która obecnie bada zajście. Do chwili wydania opinii przez biegłego, przyczyny pojawienia się ognia na pokładzie barki pozostają nieznane.
- W dniu pożaru wykonaliśmy na miejscu wszystkie niezbędne czynności procesowe, w tym tą najważniejszą, czyli oględziny miejsca zdarzenia wraz z biegłym z zakresu pożarnictwa. Przesłuchaliśmy świadka, czyli osobę, która nas zawiadomiła o tym pożarze. Stojąc na Moście Łazienkowskim zauważyła, że barka się pali i zadzwoniła na numer alarmowy. Teraz będziemy czekać na kluczową opinię biegłego, w celu ustalenia prawdziwej przyczyny pożaru. Nie wykluczamy, że to mogło być podpalenie bądź zwykły akt wandalizmu, być może ktoś zrobił to celowo z jakiegoś powodu. Trudno na tym etapie postępowania tu kogokolwiek oskarżać. Bierzemy pod uwagę każdą z hipotez - Robert Szumiata, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji.
Widzisz coś ciekawego? Masz zdjęcie, filmik? Prześlij nam przez Facebooka na wawalove@grupawp.pl lub dziejesie.wp.pl