Wałęsa: Okrągły Stół był kiepski, ale dał Polsce możliwości
Były prezydent Lech Wałęsa powiedział, że Okrągły Stół był porozumieniem kiepskim i na niskim poziomie, ale dzięki niemu otworzyły się przed Polską możliwości. W poniedziałek przypada 15. rocznica zakończenia obrad Okrągłego Stołu.
05.04.2004 | aktual.: 05.04.2004 17:14
Według Wałęsy, zawarte w tamtym czasie porozumienie "to było maksimum, co można było zrobić". "To była walka o możliwości. Ja sam siebie przegrałem, oddając to narodowi. Pewno, że proponowałem system prezydencki, dekrety, inaczej zamknąć okres 'Solidarności'. Pomysły były, natomiast rodacy nie przyjmowali ich. Może tak musiało być" - powiedział Wałęsa.
Były prezydent, mówiąc w lutym o porozumieniu Okrągłego Stołu, w 15. rocznicę rozpoczęcia obrad, podkreślił, że w tamtym czasie nie było innej możliwości jak kompromis z rządzącymi w PRL.
"Gdybym dzisiaj, mając po 15 latach taką wiedzę, jaką mam, zawierał ten kompromis, to byłby on prawdopodobnie jeszcze niższy, uzyskałbym mniej niż wtedy. Przekraczaliśmy wówczas granice wytrzymałości i rozsądku, nasze żądania i życzenia były ponad tamte warunki" - powiedział Wałęsa.
Były prezydent jest pewien, że spotkanie opozycji i władzy przy Okrągłym Stole było konieczne. "W łańcuchu zdarzeń, walki narodu z komunizmem, to było bardzo ważne ogniwo. Nie można było wtedy inaczej. Komunizm i tak by się skończył, tylko znaczniej później i na pewno krwawo, trzeba by jeszcze strzelać. Jak widać na przykładzie Kuby i Korei Północnej, ten system może jeszcze długo trwać" - zaznaczył w poniedziałek.
Wałęsa powiedział, że w lutym 1989 r. przystępując ze stroną opozycyjną do rokowań z władzami PRL, za najważniejsze cele postawił sobie legalizację "Solidarności" i prawo do wolności zrzeszania, bo uznał, że dzięki temu uda się "zbudować resztę". "Moja koncepcja była taka: 'Dajcie mi tyle, ile można; ja tylko włożę robotniczy but między drzwi, a już ich później nie domkniecie'" - dodał.
Zdaniem twórcy "Solidarności", strona rządowa zgadzając się na rokowania z opozycją przy Okrągłym Stole, nie dopuszczała możliwości, że za kilka miesięcy odda władzę. Tymczasem 24 sierpnia 1989 r. Sejm kontraktowy wybrał Tadeusza Mazowieckiego na pierwszego, niekomunistycznego premiera.
(Wybory do Sejmu PRL X kadencji były rezultatem kontraktu, jaki władze i pozasystemowa "solidarnościowa" opozycja zawarły przy Okrągłym Stole. Kontrakt zakładał, że 35% mandatów w Sejmie zostanie obsadzone w wolnych wyborach, natomiast 65% będzie zagwarantowane rządzącej w PRL koalicji. Wszystkie mandaty możliwe do obsadzenia w wolnych wyborach (161) zdobyli kandydaci Komitetu Obywatelskiego "Solidarność". Kluby koalicyjne dostały tyle mandatów, ile przysługiwało im z klucza w ramach zagwarantowanych 65%).
"To był dla nich wypadek przy pracy, byli zadufani, oślepli, myśleli, że cały czas są silni. Potem już nie wiedzieli, jak z tego wybrnąć; przecież nie mogli po raz drugi wprowadzić stanu wojennego. Właściwie to nie mieli wyboru. Oni do dziś się nie pogodzili z tą klęską" - uważa były prezydent.