Wałęsa jak Myszka Miki? Gliński: to element kultury popularnej o zasięgu globalnym
- Większość konstytucyjną zbudujemy za dwa lata w normalnym trybie wyborczym - powiedział w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński. Pytany o ocenę Lecha Wałęsy, porównał legendę opozycji antykomunistycznej do jednego z symboli amerykańskiej pop-kultury. - Czy Myszka Miki jest słusznie częścią kultury? Jest i już. Z Wałęsą też tak wyszło - stwierdził.
06.09.2017 | aktual.: 06.09.2017 06:59
Na sugestię dziennikarza, że przy obecnych sondażach PiS mogłoby mieć większość konstytucyjną, gdyby doszło do przyspieszonych wyborów, Gliński odpowiedział: "Większość konstytucyjną zbudujemy za dwa lata w normalnym trybie wyborczym".
- Nasze środowisko jest spokojne o przyszłość dla Polski, choć to wymaga zawsze ciężkiej pracy i pokory. Wiemy o tym i wiemy też, że Polacy nie zgodzą się na dopuszczenie do władzy donosicieli i ulicznych nienawistników. Złe emocje nie uzdrowią Polski. Obiecywaliśmy społeczeństwu sensowną zmianę i jej konsekwentnie dokonujemy - dodał.
Wicepremier pytany o to, kto jest prawdziwym symbolem "Solidarności" odpowiedział, że Lech Kaczyński jest "postacią ważną dla Solidarność i dla polskiej polityki ostatnich czterech dekad", a także "najlepszym polskim prezydentem po 1989 roku, świetnym prezydentem Warszawy".
Natomiast Lech Wałęsa jest - w opinii wicepremiera - "elementem kultury popularnej o zasięgu globalnym".
Czytaj również: Zaskakujące słowa Glińskiego ws. puszczy białowieskiej
- Czy Myszka Miki jest słusznie częścią kultury? Jest i już. Z Wałęsą też tak wyszło, choć pewnie "inni szatani byli tam czynni". Młody robotnik mógł być przemielony przez system. Żyłem w PRL-u i nie będę oceniał, czy młody Wałęsa był dobry czy zły. Był trybikiem w maszynie, która miażdżyła miliony. Ale możemy oceniać późniejsze działania Wałęsy i to, jak daje się wykorzystywać we współczesnej walce politycznej. Wałęsa to taka znana na świecie Myszka Miki, która bezwzględnie jest obecnie wykorzystywana w polityce wewnętrznej i również zagranicznej przeciwko rządowi RP - ocenił minister.
Gliński pytany był również w "Rzeczpospolitej" o to, co rząd chce zrobić w polityce historycznej. Wicepremier odparł, że trzeba opowiedzieć światu historię o Polsce, ponieważ - jego zdaniem - "nie jest ona znana, co pokazuje ów zakłamany przekaz w Domu Historii Europejskiej".
- Tam nie ma Polskiego Państwa Podziemnego. Tam przesiedleńcy są pokazywani głównie poprzez niemieckie ofiary wojny. Sprawcy stają się ofiarami. I to nasze stanowisko nie wynika oczywiście z żadnych kompleksów czy nadmiernej hardości, jak próbują insynuować nasi polityczni przeciwnicy w kraju i za granicą. To jest po prostu nasz obowiązek wobec Polski, wobec przeszłych, dzisiejszych i przyszłych pokoleń Polaków. To jest także zwykła, normalna prawda historyczna. Bo, tak na marginesie, my wierzymy, że prawda istnieje - powiedział Gliński.
Wicepremier pytany również o to, jak będzie zmieniać się Muzeum II Wojny Światowej, odpowiedział, że stopniowo będzie zmieniać ekspozycja, ponieważ - w jego opinii - "tam są niedopuszczalne manipulacje".
- Nie ma postaci ojca Kolbe. Irena Sendlerowa jest schowana gdzieś za hydrantem. Rotmistrz Pilecki pokazany skromniutko, nie istnieje określenie "żołnierze wyklęci" - wymienił Gliński.
Dodał, odnosząc się do tego, o czym pisał prof. Jan Żaryn, że na ekspozycji prawie nie ma polskiego Kościoła
- Polska była i jest państwem katolickim. Rola Kościoła podczas wojny była niezmiernie istotna, także dla wspierania narodu i poszczególnych jednostek w okresie najcięższej próby. A i po wojnie bez wsparcia Kościoła nie przetrwalibyśmy chyba PRL-u. Przyznają to chyba wszyscy, także niewierzący. I można to wymazać z historii? Przemilczeć w istocie w instytucji muzealnej zbudowanej w Polsce za pół miliarda złotych? - mówił Gliński.