Waldemar Kuczyński: ojczyznę spokojną racz nam wrócić, Panie!
Po wypowiedzi Grzegorza Brauna wzywającej do zbiorowego mordu i jej aprobacie przez obecnych w Klubie Ronina, podobno też profesorów, dużo słychać o mowie nienawiści. Termin nie najlepszy, bo odrywa "mowę nienawiści" od samej nienawiści i zwalnia od szukania przyczyn, dlaczego tyle jej w debacie publicznej. Jakby ni stąd ni zowąd jej uczestnicy uznali, że trzeba użyć istniejącej gdzieś "mowy nienawiści", bo daje dobre skutki. Trafniejsze jest mówienie o nienawiści w mowie, bo kieruje uwagę na to, skąd się ona bierze w takim stopniu - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Waldemar Kuczyński.
29.11.2012 | aktual.: 05.12.2012 12:21
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Widzę wielką szczelinę, nie tak dawno powstałą, przez którą wlewa się to uczucie do debaty publicznej i dwa także nowe źródła, które ją energicznie przez tę szczelinę pompują.
Nienawiść, jak wszystkie uczucia, była, jest i będzie w życiu prywatnym i publicznym. Poglądy i emocje są ze sobą splecione. Póki jednak nie rozwinął się internet liczba osób zabierających głos publicznie była ograniczona, bo "trybun" było dużo mniej, a i liczba odbiorców, na których oddziaływano też była dużo mniejsza. Internet wprowadził na forum publiczne wszystkich. Wystarczy nie być analfabetą, umieć klikać i już się jest komentatorem, autorem, dziennikarzem, politykiem, mentorem, adwokatem, prokuratorem, sędzią, katem, grabarzem, kim kto chce. Codziennie w setkach tysięcy, albo milionach polskich głów buzuje wnerwienie na coś i na kogoś, jakieś poczucie krzywdy i szukanie winnych. Nie musi być kryzys, ale, jak jest, to jest tego więcej. I ta szczelina, globalna trybuna ludu pozwala znaleźć wroga i mu przywalić, tak mocno, jak tylko można, tym bardziej, że samemu jest się anonimem. Na to nie ma i nie będzie rady, jak długo internet pozostanie sferą wolności, a być nią powinien.
Do powszedniego strumienia nienawiści, dopustu bożego właściwie, doszły dwa źródła związane z naturą czasu, oraz z osobliwością sceny politycznej od kilku lat. Wraz z upadkiem komunizmu i "powrotem Polski do Europy", a jeszcze bardziej po wstąpieniu do Unii Europejskiej nasiliła się inwazja zachodnioeuropejskiego laicyzmu, gdy chodzi o religię, ale także o sferę obyczajową. Ten nurt, neoficki u nas, a więc i agresywny, zagarniający coraz więcej pola zderza się z obyczajowością tradycyjną, z wiarą ludzi i z Kościołem, który widzi w nim atak takiego ateistycznego prozelityzmu. I na froncie tego zderzenia kipi od nienawiści, po obu stronach, najbardziej właśnie w internecie.
I front drugi, polityczny, otwarty przez Prawo i Sprawiedliwość. Stało się to wtedy, gdy PiS zaatakowało brutalnie, nienawistnie istniejący kształt państwa. Gdy, jak napisałem w poprzednim komentarzu, napadło wraz z częścią Polaków na Trzecią Rzeczpospolitą i na resztę Polaków. Od tego momentu skończyła się debata o rządzie i polityce rządu, a zaczęła się wewnętrzna wojna o Polskę, zwana wojną polsko-polską. Ta napaść, trwająca nadal, jest źródłem potężnej fali nienawiści, najpierw napastniczej, a potem i obronnej.
Internet nie przestanie istnieć, nienawiść powszednia z życia nie zniknie, laicyzacji i zmian obyczajowych się nie zastopuje, ten front więc będzie nadal płonął. Ale front polityczny można zlikwidować. Potrzeba tylko jednego, by wszystkie siły polityczne, które mają zakorzenienie w społeczeństwie, uznały prawowitość obecnej Polski, jej ustrój i konstytucję i zrezygnowały z prób wrogiego zmieniania porządku publicznego i rozprawiania się z jego twórcami i obrońcami. Żadne regulacje prawne, żadne Rady niczego nie załatwią. To zależy wyłącznie od Jarosława Kaczyńskiego, a także od jego wpływowych sojuszników - Tadeusza Rydzyka i również od części kleru i hierarchii. W ich rękach jest uspokojenie w kraju i na nich ciążyć będzie odpowiedzialność, jeśli tu stanie się coś złego.
Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski