Waldemar Kuczyński: czy to polska Watergate?
17 czerwca 1972 roku przyłapano w USA grupę osób, która nocą zakładała podsłuch w lokalu sztabu wyborczego Partii Demokratycznej. Można by rzec, że podrzucała pluskwy. Po rewelacyjnym śledztwie dziennikarskim skończyło się dymisją prezydenta Nixona, bo aż do niego sięgnęły macki afery. Nie robię tak dalekich skojarzeń z nieoczekiwanym znalezieniem materiałów pornografii dziecięcej oraz ludzkich szczątków w celi Trynkiewicza kilka dni temu. Broń Boże. Wszelako coś te dwie sprawy łączy - pisze Waldemar Kuczyński w felietonie dla WP.PL.
Czytaj także:
Wcześniejsze felietony Waldemara Kuczyńskiego
Afera Watergate polegała na drastycznym złamaniu prawa, dokonanym za wiedzą i akceptacją wysokiego szczebla władzy po to, by osiągnąć cel nie dający się osiągnąć na drodze prawnej. W przypadku, powiedzmy tak roboczo, "afery spod celi" być może było podobnie. I właśnie to być może, a okoliczności dają dużo podstaw by tak przypuścić, narzuca bezwzględną konieczność wyjaśnienia do samego końca, co się stało i jak daleko sprawa sięga. Dlaczego to jest takie ważne i dlaczego zatuszowanie takiej i podobnych spraw byłoby groźne dla porządku publicznego i dla państwa prawa? Także dla naszych wolności obywatelskich.
Wolność każdego z nas może być różnie zagrożona. Przez bliskich, sąsiada, przypadkowo spotkanych, zorganizowane grupy, czy przez najeźdźców. Broni nas przed tymi zagrożeniem państwo i prawo, jako narzędzie jego działania. Ale państwo może być także potencjalnym wrogiem wolności swych obywateli. Dlatego w systemie demokratycznym, w odróżnieniu od dyktatury, szczególną rolę w ochronie ludzi przed samowolą władzy pełni prawo, którego jej organom nie wolno przekraczać.
Na straży wolności stoi tak bardzo nielubiany czasem "impossybilizm prawny" państwa. Żadne państwo nie może sobie pozwolić na wszystko wobec obywateli, ale w demokracji ramy narzuca mu prawo z konstytucją na czele, a nie lęk przed buntem. Dlatego że państwu nie wszystko wolno, ze względu na ograniczające je prawo, obywatele mogą żyć bez właściwego dla dyktatur klimatu niepewności. Tam państwo może ugodzić w każdego, z każdej okazji i bez okazji też. I sama świadomość tego rodzi lęk, a czasami zwierzęcy strach zamieniający – jak w Korei Północnej - ludzi w bezwolne masy robiące co tylko im się nakaże.
Jest czymś niezmiernie ważnym, by puklerz prawa nie był dziurawiony przez samą władzę, która jest wystawiona na pokusy poszerzenia własnej swobody wobec obywateli. Ochrony przed takimi pokusami są dwie. Po pierwsze, i to bardzo ważne, demokratyczny etos ludzi państwa, ich charaktery. Siłą dyktatury są kanalie. Siłą demokracji ludzie dobrzy, szanujący wolność obywateli i gwarantujące im ją prawa. Nie ma demokracji bez demokratów. To ważna ochrona, ale bywa zawodna, gdy na wysokie stanowiska trafią ludzie myślący, a czasem i mówiący na przykład, że mają w nosie literę prawa, bo najważniejsza jest sprawiedliwość. To nie tak dawno głosił, były już, minister sprawiedliwości. Wiele wskazuje, że wedle tej zasady przygotowano, ale i uchwalono ustawę faktycznie o dożywotniej "psychuszce" dla wskazanych. A teraz to znalezisko kontrolowane, jak wiele na to wskazuje.
Bardzo dobrze, że krytyczna reakcja w mediach była tak mocna. Bo wydarzenie nie powinno rozejść się po kościach, być zachachmęcone, czy zamiecione pod dywan i zapomniane. Musi być jasność, czy zaniedbano rewizję celi, czy podrzucono. Jeśli podrzucono, to czy z chęci przypodobania się górze, czy przeciwnie, z sugestii, inspiracji lub wręcz polecenia góry. I oczywiście jakiej góry. To ważne zadanie dla organów państwa; prokuratury, służb, rzecznika praw obywatelskich. To także pole dla śledczych ekip medialnych. Demokracja potrzebuje sprawnych służb sanitarnych dla trzebienia przenikających do niej wirusów państwowej samowoli. To są zawsze wirusy potencjalnego zamordyzmu.
* Waldemar Kuczyński specjalnie dla WP.PL*