Waldemar Kuczyński: artykuł "Gazety Wyborczej" - odtrutka na smoleński sarin!
Od dawna uważam i piszę, że "religia smoleńska", wiara, silniejsza pewno niż w Trójcę Świętą jest najgroźniejszą dziś trucizną zakażającą kraj. Jej dogmat częściej insynuowany, ale i wypowiadany przez "kapłanów" i podzielany bez zwątpień przez wyznawców, głosi, że zamordowano wielkiego prezydenta, a wraz z nim 95 przedstawicieli polskiej elity. I że zamach przygotowali polski premier, a na pewno i prezydent oraz prezydent Rosji - pisze Waldemar Kuczyński w felietonie dla WP.PL.
19.09.2013 | aktual.: 19.09.2013 14:07
Czytaj także wcześniejsze felietony Waldemara Kuczyńskiego
To jest ten dogmat, który tkwi u podstaw wielkiej, groźnej dla kraju i dla ludzkich głów fałszywki. Ta fałszywka, gdy chodzi o głównych inspiratorów ma jeden cel. Zniszczyć autorytet istniejącego państwa, po to by rękami oszołomionych fałszem wyborców zniszczyć potem ją samą. I na gruzach znienawidzonej Trzeciej Rzeczpospolitej budować państwo własne. Trucizna i fałsz, jako jego kamień węgielny. Taka ma być Polska. Nie ma w polityce ostatniego ćwierćwiecza, a może i dłużej zamiaru równie podłego i grożącego nieszczęściem dla kraju.
Nic, dosłownie nic nie wskazuje na to, by katastrofa smoleńska była czymś innym, niż wypadkiem lotniczym. Strasznym, ale od strony przebiegu, chyba jednym z bardziej trywialnych w historii wypadków lotniczych. Samolot sprawny we wszystkich elementach, o czym świadczą rejestratory, szoruje po trawie i uderza w drzewo, o czym też świadczą rejestratory. Wypadek tak trywialny w przebiegu technicznym, że badający go, fachowcy z profesji i z doświadczeniem, nie wdają się w badanie wraku na wszystkie możliwe ewentualności, bo uważają to za zbędne. Potem będzie im to wbijane w oczy. Ale kto mógł przypuścić, że zamachowa paranoja ogarnie znaczną część społeczeństwa. Lech Kaczyński miał ludzi sobie niechętnych, a nawet takich, którzy go nienawidzili. Zresztą on i jego brat byli głównymi prowokatorami tych złych emocji, bo sami byli ich pełni wobec licznych bliźnich. Ale na Boga, jakiż to musiałby być dureń, by dla zabicia polityka niewielkiej w świecie rangi i to na kilka miesięcy przed jego pewną klęską wyborczą,
mordować 96 osób. Przygotować mord polityczny, gdy chodzi o rangę osób na pokładzie, bez precedensu w najnowszej historii Europy? Kto mógł zyskać cokolwiek przez taki mord, kładąc na szalę skutki ewentualnego wykrycia go. Nie tylko w podręcznikach historii, ale i doraźne. Wierzącym w zamach oczywiście nie przyjdzie to do głowy.
Ale dlaczego nie zadali sobie tego pytania ludzie z cenzusami naukowymi, którzy pobiegli na wezwanie posła Macierewicza i zdecydowali pomóc w uwiarygodnianiu tej groźnej trucizny? Naukowiec, jeśli na to miano ma zasługiwać, pracuje w ramach ostrych rygorów, które chronią przed nie opartymi o dowody fantazjami. Kim są ci trzej panowie? Jak można mówić ze stuprocentową pewnością, że samolot w drzewo nie uderzył, że doszło do wybuchów bomby, takiej czy innej, raz tu, raz tu. Jak można bez dostępu do miejsca katastrofy, bez wnikliwej analizy rejestratorów lotu i wielu innych elementów? To nie jest nauka, to jest czynienie zła. Na dodatek żaden z nich wcześniej nie otarł się nawet o badanie lotniczego wypadku. To jest złoczyństwo! Ci naukowcy wyrządzili krajowi krzywdę i powinni być w tym zapamiętani. Także, jako przykłady złamania etosu nauki.
Pani redaktor Agnieszko Kublik i "Gazeto Wyborcza", artykuł "Trzej zamachowcy" to bardzo dobra robota. Strzał hochsztaplerstwu między oczy! Zresztą ono się obnażyło w opublikowanych przez prokuraturę zeznaniach "zamachowców". Prawda oczywiście z dogmatem nie wygra, człowiek zniewolony przez niego prawdy nie zauważy, nie przyjmie do wiadomości. Ale są ludzie skołowani tym wszystkim, jeszcze nie zatruci przez przez smoleński sarin. Może ta publikacja ich uratuje.