PolskaWalczy nie tylko o córkę

Walczy nie tylko o córkę



Grzegorz Prokop nie ma wątpliwości: jego jedenastoletnia dziś córeczka Sylwia zachorowała na nowotwór przez to, że nieustannie jest bombardowana radioaktywnym promieniowaniem.

Walczy nie tylko o córkę

O to, by władze gminy odradonowały wodę z miejscowego ujęcia, czerpaną ze sztolni byłej kopalni uranu, walczy już siódmy rok. Poza specjalistami, wszelkie instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo, lekceważą problem
– Początkowo była nas większa grupa mieszkańców Janowic Wielkich i okolicy – mówi Grzegorz Prokop. – Domagaliśmy się zmniejszenia zawartości radonu w naszej wodzie. Teraz praktycznie nas polu walki zostałem tylko ja i Ryszard Sobolewski. Sobolewski jest byłym radnym gminnym i sołtysem pobliskiego Radomierza, gdzie wkrótce dotrze ta sama woda. Mówi, że sprawa radonu przyczyniła się do tego, że nie jest już sołtysem. Ludzie się od niego odwrócili, mają go za pieniacza i wariata.
– Dochodzi do nieprzyjemnych sytuacji – mówi Sobolewski. – Nazywają mnie „Jańciem Wodnikiem”, „chemikiem”, kpią. Promieniowania nie widać, zabija powoli, łatwo nas ośmieszać i kwestionować wszystko, co robimy. Mimo osamotnienia, nie przestają walczyć: żądać kolejnych ekspertyz, pisać pism, doniesień do prokuratury. Są przekonani, że racja jest po ich stronie, nawet gdyby miały to pojąć następne pokolenia.

Lecznicza bez wskazań

Sprawa ma swój początek w 96 r., kiedy gmina zdecydowała zbudować ujęcie wody m.in. dla Janowic w pobliskiej Miedziance, w nieczynnej sztolni kopalni uranu. Grzegorz Prokop był wówczas urzędnikiem gminy, znał szczegóły tej inwestycji.
– Po pierwszej ekspertyzie, wykonanej przez wrocławskiego hydrogeologa, wszystko wydawało się jasne – wspomina Prokop. – Ekspert stwierdził podwyższony poziom radonu od 2,9 do 3,5 nCi/l (nanocurie na litr). Tymczasem, według polskich norm, woda z zawartością powyżej 2 nCi /l jest uznawana za wodę leczniczą, dawkowaną pod kontrolą lekarza. Według tej ekspertyzy, ujęcie musi być zaopatrzone w urządzenie do odradonowania wody. To musi być specjalna konstrukcja, która na stałe usuwałaby znaczną część tego gazu. Na podstawie ekspertyzy wydane zostało pozwolenie wodnoprawne. Ostatecznie powstał projekt, zatwierdzony przez urząd wojewódzki z pouczeniem, że studium wykonane przez hydrogeologa jest jego integralną częścią. Zdaniem Prokopa i Sobolewskiego, oznacza to, że ujęcie bez urządzenia do odradonowania wody nie ma prawa funkcjonować. Tak się jednak nie stało, z kranów popłynęła woda nieoczyszczona.

Wszystko w normie, bo norm brak

Wójt Janowic Wielkich, Jerzy Grygorcewicz, ma dosyć sprawy radonu, uważając ją za polityczną i szkodliwą dla regionu (bo może odstraszać turystów). Nie ma sobie nic do zarzucenia.
– Tamta ekspertyza była całkowicie błędna – ucina. – Firma, która wygrała przetarg na tę inwestycję nie musiała się na niej opierać – mówi. – Wszystkie służby dopuściły ujęcie do użytkowania, woda z radonem nie jest niebezpieczna. Tak stwierdził Zakład Ochrony Radiologicznej i Radiobiologii przy Państwowym Zakładzie Higieny, Centralne Laboratorium Ochrony Radiologicznej, Powiatowy Inspektor Sanitarny. Woda nie przekracza polskich norm, bo... takich w Polsce nie ma. Wójt podkreśla, że normy na dopuszczalną zawartość radonu w wodzie przyjęło zaledwie siedem państw na świecie. Woda z Miedzianki mieściłaby się w większości z nich.
– Bo problem nie w wodzie, ale w powietrzu, do którego trafia radioaktywny gaz – przekonuje Ryszard Sobolewski. – W naszych łazienkach, kuchniach wdychamy radioaktywny gaz. Jak zachowywać się w takich pomieszczeniach – precyzyjnie stwierdził inspektor ochrony radiologicznej z Uniwersytetu Śląskiego w opinii wykonanej na prośbę Sobolewskiego: „Właściwie należałoby na okres gotowania wychodzić z kuchni. Podobnie biorąc kąpiel w łazience narażeni jesteśmy na dodatkowe inhalacje radonowe, szczególnie biorąc kąpiel pod natryskiem”. Podobnych opinii Prokop i Sobolewski mają więcej. Ale nie od instytucji, których zdanie dla władz gminy byłyby wiążące.

Radon razy dwa

– Radon jest bardzo poważnym problemem w wielu krajach – tłumaczy dr Tadeusz Przylibski z Zakładu Geologii i Wód Mineralnych Politechniki Wrocławskiej. – To ważny gaz, jego udział w średniorocznej dawce promieniowania, jaką otrzymuje człowiek ze wszystkich źródeł stanowi 50 proc. W Polsce jest to lekceważone, nie ma przepisów, norm, na których można się opierać i według których wymuszać działania władz. Dwa lata temu, kilka różnych ośrodków kraju (m.in. Politechnika Wrocławska) powołało Centrum Radonowe – pozarządową instytucję, która ma m.in. określić poziom zagrożenia. Być może upora się z tym za kilka lat.

Zalecenia Unii Europejskiej jednoznacznie określają poziom radonu dla ujęć wody (na znacznie niższym poziomie od tego w Miedziance). Jednak na razie zaleceniami nikt się w Polsce nie przejmuje, bo to tylko zalecenia. Dr Przylibski mierzył poziom aktywności tła w domu Prokopa. Nie ma wątpliwości, że jest on podwyższony. Głównym źródłem promieniowania jest rzeczywiście podłoże. Tak jest na całym Dolnym Śląsku. Ale w Janowicach do naturalnego promieniowania z gruntu dochodzi to, które dociera z wodociągu. Oczywiście, że woda z radonem jest zdatna do picia. Samo zagotowanie pozbawi ją większości tej substancji. Uwolni się w powietrze. Kiedy odkręci się kurek w łazience Prokopa, po dziesięciu minutach ma się kilkukrotnie więcej radioaktywnego gazu w pomieszczeniu. I to jest właśnie najgroźniejsze, bo radon dociera do płuc. Grzegorz Prokop: – Moja córeczka przeszła półroczną chemioterapię. Jeszcze za wcześnie, by stwierdzić, że jest zupełnie zdrowa. Jestem przerażony, bo mam świadomość, że kiedy wróciła do domu, w
dalszym ciągu jest narażona na to samo promieniowanie, które prawdopodobnie przyczyniło się do choroby.

Wentylator świętego spokoju

Dr Przylibski dziwi się wójtowi, że nie załatwił problemu w prosty sposób.
– Radioaktywność należy ograniczać tak dalece, jak tylko uda się to zrobić w granicach rozsądku – mówi. – Na to nie trzeba przepisów. W ujęciu wody w Miedziance można to było zrobić łatwo i tanio. Tym bardziej to niezrozumiałe, że ci ludzie sami znaleźli sponsora inwestycji, nie obciążałaby więc budżetu gminy. Pod koniec ubiegłego roku rada gminy przyjęła jednak uchwałę, zobowiązującą wójta do zamontowania urządzenia do mechanicznego odradonowania wody z ujęcia w Miedziance. W lipcu założono tam wentylator, który kosztował gminę 8 tys zł.
– To kpina w żywe oczy – twierdzą Prokop i Sobolewski. – W ten sposób nie odradonuje się wody. Dr Przylibski nie widział jeszcze wentylatora zamontowanego w ostatnich tygodniach na ujęciu wody. Podkreśla, że jeśli opisano mu go w rzetelny sposób, takie urządzenie nie wpłynie w znaczący sposób na zmniejszenie zawartości radonu. Chyba podobnego zdania jest wójt, który musiał wykonać uchwałę rady gminy, choć uważa, że to dmuchanie na zimne (bo przecież radon w wodzie nie jest groźny).
– Wentylator na pewno nie zaszkodzi – powtarza Jerzy Grygorcewicz, pytany o parametry urządzenia. – Nie wiem dokładnie, jak wpłynie na ograniczenie zawartości radonu w wodzie, będziemy to badać w sierpniu. Grzegorz Prokop uważa, że gdyby nie bezczynność urzędników i lekceważenie radonu przez polskie instytucje, Sylwia mogłaby być zdrowa. Chce, żeby sprawie przyjrzała się prokuratura. Już nie pod kątem przepisów hydrologicznych czy budowlanych, ale pod kątem stwarzania zagrożenia zdrowia i życia.

Alicja Giedroyć

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)