Niespodziewany ruch wagnerowców. Autobusy ruszyły. Poszło o pieniądze?
Pojawiła się informacja, że najemnicy z Grupy Wagnera masowo opuszczają Białoruś i wracają do Rosji. Na terenie rządzonego przez Łukaszenkę kraju zostać miała tylko niewielka grupa instruktorów. - To nie jest wycofanie - uważa ppłk rez. Maciej Korowaj i wskazuje konkretną przyczynę ruchów bojowników Prigożyna.
10.08.2023 | aktual.: 10.08.2023 18:56
Według kanału Czeka-OGPU, którego źródła zbliżone są do kremlowskich służb bezpieczeństwa, wagnerowcy masowo opuszczają Białoruś. Najemnicy są przewożeni autobusami z obozów na Białorusi w partiach po 500-600 do Woroneża, Rostowa i Krasnodaru w Rosji.
Równocześnie podano, że Łukaszenka odmówił płacenia za obecność Grupy Wagnera na Białorusi i miał oczekiwać, że będzie ona finansowana z Moskwy. Jednocześnie na Białorusi miała pozostać jedynie grupa instruktorów, która ma szkolić podległe Mińskowi oddziały.
O sytuacji najemników Prigożyna pisze w swoim codziennym raporcie także amerykański think tank Instytut Badań nad Wojną. "Spekulacje na temat wycofania się Grupy Wagnera z Białorusi sugerują, że aspekty porozumienia między prezydentem Rosji Władimirem Putinem a finansistą Grupy Wagnera Jewgienijem Prigożynem po zbrojnym buncie Wagnera 24 czerwca upadły" - ocenili eksperci z Waszyngtonu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- To nie jest wycofanie. Białoruś to baza rotacyjna Grupy Wagnera dla Afryki. To są ruchy specjalne, maskujące. Podtrzymuję, że wagnerowcy są na Białorusi a ich ruchy są spowodowane potrzebą rotacji. Wjazdy i wyjazdy związane są z przygotowaniami kontyngentu, który uda się do Afryki, gdzie jest potrzebny - uważa ppłk rez. Maciej Korowaj. - Nie ma w tym dla mnie zaskoczenia - dodaje.
Analityk podkreśla, że teza o odmowie finansowania najemników przez Łukaszenkę także jest wątpliwa. Świadczyć mają o tym m.in. ostatnie decyzje białoruskiego dyktatora.
- Łukaszenka nie chce płacić? Wręcz przeciwnie. Białoruski dyktator wydał dekret, który wprowadził możliwość wejścia wagnerowców w struktury armii białoruskiej, jeśli doszłoby do ataku np. pułku kalinowskiego (ochotnicza jednostka w ramach Sił Zbrojnych Ukrainy złożona z Białorusinów, utworzona tuż po rosyjskiej agresji w 2022 roku - przyp.red.). Z jednej strony mamy prawo, z drugiej doniesienia, z trzeciej sytuację w Afryce - tłumaczy ppłk. rez. Korowaj.
- Prigożyn spotkał się z ludźmi z Afryki, którzy przybyli do Petersburga. W następstwie tych rozmów w bazie Grupy Wagnera na Białorusi zrobił się duży ruch związany z przygotowaniami do wyjazdu na Czarny Ląd. To zostało zinterpretowane, że Łukaszenka pozbywa się najemników - podkreśla rozmówca WP.
Putin gra na osłabienie Grupy Wagnera?
Instytut Badań nad Wojną sugeruje również, że może to być element działań Władimira Putina mający na celu osłabienie zdolności bojowych najemników Prigożyna. Jednym ze scenariuszy miałoby być podporządkowanie najemników rosyjskiemu ministerstwu obrony. Ppłk. rez. Korowaj odrzuca jednak taką możliwość.
- Grupa Wagnera nie zostanie oddana w komendę Siergieja Szojgu - zaznacza. - Na Kremlu odbyło się spotkanie, na którym padła propozycja przekazania najemników pod rozkazy MON. Została ona jednak stanowczo odrzucona. Putin wolałby, żeby wagnerowcy byli zarządzani przez Rosgwardię, czyli znajdowali się w gestii rosyjskiego resortu spraw wewnętrznych.
To jednak niejedyny punkt sporny, który oddala bojowników Prigożyna od rosyjskiego MON. Również chodzi o możliwości operacyjne Grupy Wagnera w Afryce. Wedle informacji Amerykanów szef rosyjskiego MON coraz śmielej poczyniła sobie na tym kierunku, próbując w ten sposób zniwelować wpływy wagnerowców. - Szojgu nie ma modus operandi do pracy w Afryce. To coś, co Grupa Wagnera budowała tam latami - uważa ekspert.
- Ruchy Wagnera na Białorusi to zwykła rotacja - podsumowuje ppłk. rez. Korowaj. - Grupa Wagnera to ciągle skalowalne zagrożenie i element wojny informacyjnej - dodaje.
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski