"W sprawie krzyża granice zostały przekroczone"
Granice zostały przekroczone - uważa prof. Zbigniew Mikołejko, filozof religii z Polskiej Akademii Nauk odnosząc się do wydarzeń rozgrywających się przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie i sporu o obecność krzyża w tej przestrzeni publicznej.
W najbliższy wtorek 10 sierpnia miną cztery miesiące od katastrofy pod Smoleńskiem i tego dnia SLD zwołuje wiec w obronie świeckości państwa. Krzyż przed Pałacem Prezydenckim stoi nadal, choć zgodne z porozumieniem kurii warszawskiej, harcerzy i Kancelarii Prezydenta od ubiegłego wtorku miał być w kościele św. Anny.
- Trwa spór o krzyż przed Pałacem Prezydenckim, wydaje się, że wszyscy mają rację. Jako filozof, religioznawca, obywatel kraju, jak by Pan określił zjawisko, z jakim mamy do czynienia przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie?
Prof. Zbigniew Mikołejko: - Nie wszyscy mają rację. Oczywiście spór jest podstawą wszelkiego życia społecznego, ale spór, który się ostatecznie rozstrzyga consensusem. Nie przyznawajmy w tym sporze wszystkim racji, bo ulegniemy politykom, którzy chcą nam wmówić, że podstawą życia społecznego jest jedność. Jako człowiek już doświadczony pamiętam, że parę rzeczy budowaliśmy pod hasłami jedności narodu, i nie bardzo nam to wychodziło. Ujednolicenie, unifikacja powoduje zamazywanie tożsamości. Różnice powinny istnieć i mogą się manifestować. Jednak to, co się dzieje na Krakowskim Przedmieściu, jest przekroczeniem granic nie tylko co do różnicy poglądów czy też odmiennych postaw, ale i w wielu innych sferach.
- Jakich? Proszę je określić.
Prof. Mikołejko: - Przekroczono choćby granice języka, jaki towarzyszy tym wydarzeniom. Chodzi o język werbalny i język gestów. Teatr histeryczny wskazuje na przerysowanie napięcia; wywołuje wrażenie, że nie mamy do czynienia z różnicą stanowisk, zmaganiem się stron dyskursu publicznego, lecz z działaniem wrogich sił, spiskiem, totalnym zagrożeniem. Mówienie, że prezydent Komorowski swoją wypowiedzią, iż trzeba krzyż przenieść w odpowiednie godne miejsce, wywołał splot tych napięć, jest krzywdzącym nieporozumieniem. Tak naprawdę była to normalna odpowiedź na zadane mu pytanie. Każdy udzieliłby takiej odpowiedzi. Niestety, wypowiedź ta została wykorzystana po to, żeby można było eskalować napięcie, przerysować sytuację ponad granicę rozsądku i przyzwoitości.
- Vox populi, vox Dei - mówią posłowie PiS, zadowoleni, że nie doszło do skutku przeniesienie krzyża.
Prof. Mikołejko: - Na Krakowskim Przedmieściu nie mamy do czynienia z populusem, z ludem. Lud liczy trochę więcej niż te parę setek rozemocjonowanych pań i panów, które - stymulowane przez jedną partię - zjawiły się tam, by odegrać pewien spektakl. Niestety, ten spektakl, w moim odczuciu, jest zakwestionowaniem legalności władzy, legalności wyborów. Tak więc to było antyludowe wystąpienie, bo jednak demos, populus, czyli lud, wypowiedział się po prostu w wolnych wyborach - bo to jest podstawowy język demokracji.
- Ale wśród tych ludzi, gromadzących się wokół krzyża, są tacy, którzy przyszli tam ze szlachetnych pobudek, z dobrymi intencjami, nieświadomi tego, że są, czy mogą być, instrumentalnie wykorzystani do gry politycznej.
Prof. Mikołejko: - A jednak doszło tam do przekroczenia granic ekspresji emocji. Niezależnie od tego, czy "pracują" emocje szlachetne, czy nieszlachetne, są to emocje, a więc nie "pracuje" wtedy roztropność, rozsądek, rozumna ocena sytuacji. No chyba, że się jest posłanką Szczypińską, która z kręgu rozmodlonych osób chłodno i skrupulatnie nadawała relację przez telefon, co wszyscy widzieliśmy w telewizji. Ten krzyż jest ponadto swoistym ekranem, na który rzutowane są sprzeczne ze sobą sensy, nacechowane ogromną emocją. Z jednej strony pomysły polityczne, z drugiej emocje głęboko pobożnych ludzi, którym się wydaje, że dzieje się krzywda krzyżowi. Myślę, że nie wszyscy rozumieją całe to wydarzenie i sądzą, że prowadzą wojnę o krzyż, podczas gdy tak naprawdę jest to wojowanie krzyżem. Na dodatek ten krzyż nie został wyświęcony, nie jest to krzyż wiary.
- Ale jest symbolem i religijnym, i narodowym.
Prof. Mikołejko: - Narody nowoczesne, nowożytne, gdy chciały podkreślić, upamiętnić ważne: wzniosłe bądź tragiczne chwile swej historii nie odwoływały się raczej do symbolu chrześcijaństwa. Prusacy postawili pomnik Wielkiego Elektora i Bramę Brandenburską, Francuzi - Panteon i Łuk Triumfalny, Włosi - Victoriano. A co się działo w Polsce? Byliśmy w niewoli trzech chrześcijańskich narodów i państw: protestanckich Prus, prawosławnej Rosji i katolickiej Austrii. W warunkach niewoli, aby zaznaczyć swoje przeżycia i ważne zdarzenia, żeby zebrać się wokół czegoś, nie mogąc sięgnąć po symbole narodowe, sięgaliśmy po krzyż. Obecnie zatem, na mocy jakiegoś atawizmu czy paradoksu, gdyż dzieje się to w czasach demokracji i wolności, sięga się po symbol, który z religijnego przemienił się w narodowy w warunkach zniewolenia. Zresztą wtedy, w II połowie XIX wieku, powstało też hasło Polak-katolik, które przecież wcześniej nie istniało. Współcześnie używa się więc - co zadziwiające - języka z czasów niewoli. - Jak
zwykle mocno zwróceni jesteśmy ku przeszłości. Socjologowie, politolodzy i publicyści zwracają uwagę, że niepokój może jednak budzić to, iż jakaś partia przypisuje sobie ważne symbole narodowe, chce nimi dysponować i o nich decydować.
Prof. Mikołejko: - To jest coraz bardziej widoczne, że opozycyjny PiS postanowił zawładnąć polskimi symbolami. Tak było w przypadku Wawelu jako miejsca pochówku pary prezydenckiej, tak jest i teraz w sprawie utrzymania krzyża przed Pałacem Prezydenckim - aż do czasu upamiętnienia ofiar tragedii smoleńskiej. Jest swoistym curiosum, aby komitet polityczny partii o tym decydował. A co będzie, jeśli forma upamiętnienia komitetowi politycznemu się nie spodoba. Już rozpoczął się spór wokół formy przyszłego pomnika, osoby rzeźbiarza itd. Czekają nas kolejne napięcia? Wiele przy tym mówi się o krzyżu, znaku polskości, ale nie mówi się Chrystusie. Jego nieobecność uderza w tej całej sprawie.
- Nie zawsze krzyż odwoływał się do męki Pańskiej.
Prof. Mikołejko: - W powszechnym doświadczeniu chrześcijańskim krzyż staje się znakiem męki Pańskiej dopiero w IV wieku, gdzieś od 335 roku, a więc kilka stuleci po ukrzyżowaniu Chrystusa. Wcześniej chrześcijanie, z obawy przed prześladowaniami, a niezależnie od tzw. teologii krzyża, rozwijanej przez św. Pawła i Ojców Kościoła, używali znaków zastępczych, takich jak pług, siekiera, ryba czy kotwica. Krzyż w owym IV- w życiu publicznym - stał się zresztą najpierw znakiem politycznym, znakiem zwycięstwa nad pogaństwem, a także wyrazem magii opiekuńczej (np. legioniści umieszczali go na hełmach, łączono go z symbolami władzy monarszej itd.). Notabene, warto sprostować pewną błędną legendę. Cesarzowi Konstantynowi - temu, który w roku 313 uczynił chrześcijaństwo religią legalną - jako znak, pod jakim miał zwyciężyć, wcale nie ukazał się krzyż, lecz chryzmon, czyli skrzyżowanie greckich liter X (chi) i P (rho). Wspominam tu o Konstantynie, bo od niego właśnie rozpoczyna się mariaż państwa i Kościoła.
- Podczas próby przeniesienia krzyża do kościoła św. Anny protestujący sprzeciwili się woli duchownych. Jak jest to możliwe, że ludzie, którzy manifestują swoje przywiązanie do religii, nie podporządkowują się woli Kościoła?
Prof. Mikołejko: - W krajach katolickich jest silny i klerykalizm, i antyklerykalizm. Ale nie o to tutaj chodzi. Należy raczej zastanowić się nad stosunkiem Polaków do autorytetu. Otóż Polacy od lat nie uznają autorytetów. I nawet wtedy, gdy deklarują, że kogoś podziwiają i kochają, to niekoniecznie go słuchają czy naśladują.
- Autorytetem był i jest dla większości Polaków Jan Paweł II.
Prof. Mikołejko: - Ale to się nie przenosi na Kościół jako instytucję. Zresztą Kościół w sprawie tego krzyża zbyt długo milczał, dystansował się, wreszcie wysłał młodych księży, którzy byli bezradni wobec rozjątrzonego wyzywającego ich od ubeków tłumu. Do takiej sytuacji nie powinno dojść.
- Kto pańskim zdaniem za to odpowiada?
Prof. Mikołejko: - Najpierw PiS, który, owszem, ma prawo opowiedzieć się za pozostawieniem krzyża, ale jako demokratyczna ponoć partia powinien zareagować, gdy wokół krzyża zaczęła się eskalacja zachowań niegodnych. W każdym razie powinien powiedzieć twardo, że jest przeciwnikiem takich sytuacji. Zabrakło też zdecydowanego zdania Kościoła. Zabrakło odwagi także i państwu - które powinno tę sytuację rozwiązać jako kwestię zachowania porządku publicznego. Krzyż należało z całym szacunkiem wyprowadzić, ofiary uczcić, miejsce sprzątnąć. Strasznie mnie to martwi, bo chciałbym, aby moje państwo było silne, sprawne, zwłaszcza że prawo i moralny wymiar sprawy były tutaj po stronie państwa.
- Halina Bortnowska w wypowiedzi dla PAP decyzję odstąpienia w tamtym dniu od przeniesienia krzyża uznała za roztropną. Według niej, lepiej niekiedy okazać słabość, mądry przecież ustępuje.
Prof. Mikołejko: - Oczywiście, dobrze, że nikt nie został poturbowany, ale to, co obecnie się dzieje przed Pałacem Prezydenckim - happeningi, jarmarczne widowiska - nie ma nic wspólnego z powagą. Uważam, że w tej sprawie nie ma zwycięzców: są sami przegrani. Krzyż został wykorzystany przez jedną z partii do walki politycznej. Kościół nie zajął wyraźnego stanowiska. Władza okazała się niesprawna. Społeczeństwo obywatelskie wykazało również słabość. Ludzie powinni tam pójść, pokazać, że wspierają swoje demokratycznie wybrane władze, że jest więcej tych, którzy nie chcą takich negatywnych emocji, takiej destrukcji, takiego przekraczania norm i granic w życiu publicznym.
Rozmawiała Anna Bernat z Polskiej Agencji Prasowej