ŚwiatW pożarze w Norwegii zginął prawdopodobnie robotnik z Polski. "Tragedii można było uniknąć"

W pożarze w Norwegii zginął prawdopodobnie robotnik z Polski. "Tragedii można było uniknąć"

Decydują się na pracę zagrażającą ich życiu, mieszkanie w spartańskich warunkach. Tak wygląda rzeczywistość wielu polskich emigrantów, którzy wyjechali do Norwegii do pracy. A o tragedię nietrudno. Kilka dni temu w pożarze baraków zginął człowiek. To prawdopodobnie Polak. - Nie rozumiem, jak można kazać ludziom mieszkać w czymś takim, to powinno być nielegalne – powiedziała wstrząśnięta partnerka mężczyzny.

W pożarze w Norwegii zginął prawdopodobnie robotnik z Polski. "Tragedii można było uniknąć"
Źródło zdjęć: © PAP | Grzegorz Momot

18.10.2013 11:49

W ostatnich latach miało miejsce kilka tragicznych wypadków tego typu. W każdym z takich przypadków przewijają się podobne wątki: praca na czarno za niskie stawki, tanie mieszkanie znalezione przez pracodawcę, pośrednika lub kolegę, skandaliczne warunki BHP i niewielka troska o bezpieczeństwo. Migranci zarobkowi oraz pracownicy sezonowi pragną odłożyć jak najwięcej z norweskiej wypłaty i oszczędzają na czym się da, często mieszkając w kilku w spartańskich warunkach. Bywa też, że to pracodawca oferuje im niedostosowane, stwarzające zagrożenie dla życia warunki mieszkaniowe.

Problem jest duży, bo w Norwegii, jak informuje Norweski Urząd Statystyczny, mieszka około 80 tys. Polaków z ważnymi pozwoleniami na pobyt i pracę. W rzeczywistości liczba ta może być większa nawet o 40 tys., bo pracownicy przebywający tu krócej niż 3 miesiące w ogóle nie mają obowiązku rejestracji.

Chaos i dym

To w jak trudnych warunkach żyją Polacy, którzy decydują się na emigrację zarobkową, obrazują ostatnie wydarzenia z Porsgrunn. Pożar wybuchł późno w nocy z 12-tego na 13–tego października w barakach zajmowanych przez pięciu polskich pracowników. Z jednym z nich nie można od czasu zdarzenia nawiązać kontaktu. Kiedy w zgliszczach strażacy odnaleźli ciało, ruszyło śledztwo. Jest bardzo prawdopodobne, że ofiara to Polak, który formalnie ma status zaginionego. Kilkanaście godzin po zdarzeniu telewizja NRK dotarła do informacji, że baraki, w których bytowali Polacy, w ogóle nie nadawały się do zamieszkania. Portal „varden.no” poinformował natomiast, iż w tej samej dzielnicy doszło wcześniej do pożaru mogącego być wynikiem podpalenia.

Zgłoszenie o pożarze w barakach mieszkalnych straż pożarna przyjęła około 4 nad ranem. Zanim strażacy podjęli akcję gaśniczą, spłonęło całe drugie piętro. Kiedy nad ranem dziennikarze „varden.no” rozmawiali z przedstawicielem firmy wynajmującej Polakom pomieszczenia, ten nie bardzo potrafił określić, czy baraki nadawały się do celów mieszkalnych i odsyłał do kogo innego.

Portal zamieścił wypowiedź mężczyzny, któremu mimo dymu udało się wydostać z pożaru, a którego nazwano Michaelem.

- Tylko tyle zdążyłem zabrać z płomieni – mówił "Michael” pokazując portfel i telefon komórkowy.

Baraki "na dziko"

Telewizja NRK poinformowała, że pomieszczenia, w których mieszkali polscy robotnicy, nigdy nie uzyskały akceptacji gminy. Hanne Birte Hulloeen z wydziału mieszkaniowego gminy Porsgrunn potwierdziła, iż do urzędu nie wpłynął wniosek o zaakceptowanie baraków jako pomieszczeń mieszkalnych.

Firma „Trio Montasje”, w której pracują Polacy, to jednocześnie właściciel baraków. Jej przedstawiciel twierdzi, iż pracownicy "zajmowali pomieszczenia tylko czasowo". Z informacji NRK wynika, że uciekinierom z pożaru zapewniono inne lokale i nadal pracują oni dla "Trio Montasje".

- Spodziewałam się, że tu może dojść do pożaru – powiedziała portalowi "pd.no” partnerka zaginionego Polaka Anja Normann. – Od jakiegoś czasu miałam w głowie tę myśl. Nie rozumiem, jak można kazać ludziom mieszkać w czymś takim, to powinno być nielegalne. Śledztwo w sprawie pożaru w Porsgrunn trwa.

Tanio i niebezpiecznie

W 2009 roku w wyniku pożaru w Bergen zginęło dwóch polskich obywateli, czterech zostało rannych, a dziewiętnastu straciło dobytek. W 2008 roku w Drammen, w jednym z najtragiczniejszych pożarów od czasów II wojny światowej, śmierć poniosło siedmiu Polaków. Za jedną z przyczyn tragedii uznano złamanie zasad BHP i przerabianie sieci elektrycznej. Rodziny nie posiadających umów i ubezpieczenia pracowników znalazły się w fatalnej sytuacji finansowej.

- Najczęściej to "nowym" emigrantom oferuje się warunki mieszkaniowe urągające standardom – mówi polskojęzyczny adwokat Sebastian Garstecki, który w Oslo prowadzi popularną wśród polskich pracowników kancelarię. – Ludzie, którzy dopiero znajdują swoją pierwszą pracę, godzą się na nie i dopiero po czasie, gdy uskładają coś, znajdują lepsze lokum. Inni decydują się dalej mieszkać w złych warunkach ze względów ekonomicznych.

Zdaniem Sebastiana Garsteckiego niektórzy norwescy pracodawcy mają niewielką motywację, by polepszyć warunki życia i pracy imigrantom zarobkowym. I radzi, by niegodne warunki mieszkaniowe oraz łamanie norm BHP zgłaszać inspekcji pracy lub lokalnej straży pożarnej.

- Z mojej praktyki wynika, że często lokum poniżej standardów to część składowa większego problemu – mówi adwokat. – W wielu sprawach dotyczących łamania praw pracowników obok takich problemów jak na przykład zbyt niska płaca, brak pieniędzy za nadgodziny, czy wydłużanie czasu pracy, występuje jednocześnie sprawa złych warunków zakwaterowania.

Ostrzeżenia strażaków

W 2012 roku Straż Pożarna okręgu Rogaland alarmowała w mediach, że wielu zagranicznych robotników w Norwegii mieszka w warunkach zagrażających życiu. Stało się to po tym, jak po kontroli w miejscowości Sandnes uznano za nienadający się do zamieszkania budynek, w którym mieszkało 23 polskich pracowników.

Gro Ellingsen z Norweskiej Inspekcji Pracy mówiła przy okazji tej sprawy portalowi "e24.no", że wielokrotnie wizytowała lokale pracownicze nie spełniające podstawowych wymogów prawnych – pozbawione nie tylko alarmu przeciwpożarowego, ale też ogrzewania, toalet, dostępu do bieżącej wody. Jej zdaniem częścią problemu jest opór imigrantów przed zgłaszaniem nieprawidłowości. Dokąd inspektorzy będą się dowiadywać o zagrażających życiu warunkach mieszkaniowych sporadycznie i od osób trzecich, śmiertelne w skutkach pożary będą się zdarzać.

Specjalnie dla WP.PL Sylwia Skorstad

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)