W poszukiwaniu przyszłego prezydenta. Nowe nazwiska na giełdzie

PiS sonduje kilkanaście nazwisk w ramach wyłaniania kandydata na najwyższy urząd w państwie. W partii coraz więcej przychylnych słów słychać o pośle Zbigniewie Boguckim. Z kolei Koalicja Obywatelska może pokazać swojego kandydata już na przełomie września i października i, wbrew staraniom Radosława Sikorskiego, trzyma kurs na Rafała Trzaskowskiego.

Mariusz Błaszczak i Zbigniew Bogucki
Mariusz Błaszczak i Zbigniew Bogucki
Źródło zdjęć: © East News | Dawid Wolski

09.07.2024 | aktual.: 09.07.2024 18:00

Przyszłoroczne wybory prezydenckie tak naprawdę domkną obecny cykl wyborczy, rozpoczęty wyborami parlamentarnymi jesienią zeszłego roku, przez samorządowe wiosną br. po czerwcowe wybory europejskie. Wybory prezydenckie w obecnym układzie politycznym są fundamentalnie ważne - zwycięstwo kandydata obecnej większości przypieczętuje zwycięstwo Donalda Tuska i usprawni rządzenie, bo zminimalizowane zostanie ryzyko weta prezydenckiego czy znikną spory o personalia, np. o nominacje sędziowskie czy ambasadorskie.

Z kolei zwycięstwo kandydata PiS oznaczałoby obronę ostatniego przyczółka władzy, który dziś skutecznie potrafi paraliżować działania obozu rządzącego oraz perspektywy na powrót PiS do władzy. Nic dziwnego, że partie już wchodzą w tryb kolejnej kampanii i rozglądają się za kandydatem, który zwiększy szanse na wyborczy sukces.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Partyjne tuzy

Największą zagadką wciąż pozostaje kandydat Prawa i Sprawiedliwości. Z naszych rozmów wynika, że badaniem tego, kto ze środowiska Zjednoczonej Prawicy najbardziej rokuje, zajmują się dwa-trzy niezależnie działające od siebie zespoły.

- W puli jest jakieś 10-12 nazwisk, które bierzemy pod uwagę - twierdzi rozmówca money.pl. Inny mówi o nawet 20 potencjalnych nazwiskach z samego PiS oraz jego akolitów. - Prezes PiS ma oczywiście swoich faworytów, ale celowo nie ujawnia ich partyjnym badaczom. Obecnie szukamy nie tylko nazwisk, ale też tematów, które dla takiego kandydata byłyby istotne w kampanii - tłumaczy jeden z działaczy PiS.

Oczywiście rozważane są zgrane i dobrze znane nazwiska, takie jak Mateusz Morawiecki, Przemysław Czarnek czy Beata Szydło.

Ich szanse zależeć będą od kondycji Tuska i jego rządów. Oceniamy, że jeśli wyborcy nie będą widzieć sprawczości obecnej ekipy, wśród części z nich pojawić się może nostalgia za sprawczością poprzedników, a to zwiększałoby szanse tego rodzaju naszych kandydatów - przekonuje rozmówca z PiS.

Były szef rządu podobno nie pali się do startu, zdając sobie sprawę, że nie wyjdzie zwycięsko z ewentualnej drugiej tury wyborów z uwagi na polityczną hipotekę, której nabrał przez lata swojego premierostwa. Przemysław Czarnek, o ile jest postrzegany przez część partyjnych działaczy jako potencjalny następca Jarosława Kaczyńskiego za sterami partii, o tyle jako kandydat na prezydenta byłby zbyt polaryzujący. - Potrzebujemy kogoś, kto sięgnie po centrum - tłumaczy rozmówca z PiS.

Marne szanse na partyjne namaszczenie w prezydenckim wyścigu ma Beata Szydło i to nie tylko dlatego, że PiS z badań wychodzi, że w czasach wojennych większe szanse na elekcję ma kandydat mężczyzna.

- Ona swoje szanse przekreśliła tym, co nabroiła w sejmiku Małopolskim, torpedując wybór Łukasza Kmity na marszałka. Gdyby nie to, zostałaby także wiceprzewodniczącą Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w europarlamencie, a tak to prezes Kaczyński powierzył tę rolę Joachimowi Brudzińskiemu - przekonuje nasz rozmówca z PiS.

W grze jest także były szef MON Mariusz Błaszczak, którego co prawda wysoko sobie ceni Jarosław Kaczyński, ale w partii nie słychać zachwytów. - On ma mentalność urzędnika, w dodatku upartyjnionego - słyszymy od działacza PiS.

Kandydaci z drugiej linii

Z tych powodów w PiS na tzw. prezydenckiej giełdzie coraz częściej słychać mniej oczywiste nazwiska. Od kilku rozmówców usłyszeliśmy np. pochlebne słowa o Zbigniewie Boguckim, pośle-debiutancie i byłym wojewodzie zachodniopomorskim.

- Bogucki jest prawnikiem, miał okazję błysnąć, zasiadając w komisji śledczej, nie jest zaangażowany w żadne partyjne spory w tej chwili, nie budzi negatywnych emocji, a startując na posła w Szczecinie, uzyskał zaskakująco dobry wynik - zachwala go jeden z jego partyjnych kolegów.

Pytanie jednak o to, czy Bogucki ma w sobie na tyle charyzmy, by porwać tłumy na kampanijnych wiecach. A także czy nie będzie się za nim ciągnąć głośna sprawa zatrucia wody w Odrze.

Wszyscy wiemy, że nie znajdziemy "kandydata-dziewicy", każdy minister w naszym rządzie będzie czymś obciążony - odbija piłeczkę nasz rozmówca. Z polityków młodszego pokolenia po ostatnich wyborach zmalały szanse Tobiasza Bocheńskiego, którego PiS wcześniej wystawił na wybory prezydenta stolicy.

- W eurowyborach dał się wyprzedzić Małgorzacie Gosiewskiej, to o czymś świadczy - ocenia rozmówca z PiS.

W puli potencjalnie rozważanych, acz nieoczywistych kandydatów z PiS, są także inni posłowie: Kacper Płażyński (choć, jak słyszymy, narobił sobie kilku wrogów w partii, co obniża jego szanse), Marcin Przydacz i Andrzej Śliwka czy świeżo upieczeni europosłowie: Waldemar Buda czy Piotr Muller (jeden z rozmówców ocenia, że ma idealny profil, by kandydować, ale minusem jest stosunkowo młody wiek), a także kilku związanych z PiS samorządowców: prezydent Otwocka Jarosław Margielski czy prezydent Stalowej Woli Lucjusz Nadbereżny.

To, co ich łączy, to że dobrze wyglądają, są młodzi i podobni do Andrzej Dudy - zauważa nasza rozmówca z Nowogrodzkiej. A inny dodaje, że podobieństwo do obecnego prezydenta nie może być 100-procentowe. - Chodzi o kogoś, kto się od nas nie odklei - podkreśla.

Pytanie także o prezydenckie ambicje Marcina Mastalerka, szefa gabinetu prezydenta Andrzeja Dudy. O ewentualną realizację tych planów może być ciężko, bo Mastalerek skonfliktowany jest w głównymi postaciami w partii - w tym z samym Jarosławem Kaczyńskim czy Mariuszem Błaszczakiem - a bez jej zaplecza, także finansowego, raczej nie ma szans na przeprowadzenie szeroko zakrojonej kampanii.

- Być może on tylko negocjuje swoją przyszłą pozycję w partii w zamian za wycofanie się w pewnym momencie z prezydenckiego wyścigu - zastanawia się rozmówca z PiS. Partia daje sobie jeszcze kilka miesięcy na poszukiwania najlepiej rokującego kandydata. Wstępny plan zakłada, że nazwisko zostanie ogłoszone 11 listopada, w święto niepodległości Polski.

Tusk, Trzaskowski czy Sikorski

O możliwości przedstawienia własnego kandydata na prezydenta nieco wcześniej - na przełomie września i października - słychać w Koalicji Obywatelskiej. Na razie zdecydowana większość naszych rozmówców z tej formacji utrzymuje, że naturalnym kandydatem wydaje się wciąż Rafał Trzaskowski, zwłaszcza gdy Donald Tusk wykluczył chęć kandydowania.

Nie znaczy to jednak, że brakuje innych chętnych - najczęściej wskazuje się na szefa MSZ Radosława Sikorskiego. - Uważam, że w tych wojennych czasach zwierzchnik Sił Zbrojnych powinien mieć doświadczenie w dziedzinie bezpieczeństwa, powinien umieć odróżnić brygadę od batalionu - powiedział niedawno na antenie TVN24, co można interpretować jako szpilę wbitą w Trzaskowskiego (czemu sam Sikorski zaprzeczył). Szef MSZ ma wręcz forsować ideę prawyborów w partii, ale na to szanse są niewielkie.

- Niepotrzebna nam taka wewnętrzna jatka, jest dostatecznie innych problemów wokół - ocenia polityk KO. Inny dodaje: - Jeśli Sikorski chce się upokorzyć, możemy mu te prawybory zorganizować.

Co ciekawe, w PiS ciągle nie dowierzają w zapewnienia Tuska, że nie interesują go wybory prezydenckie, dlatego strategia poszukiwania kandydata ciągle uwzględnia przeciwny scenariusz. - Uważamy, że sprawa jest ciągle otwarta, takie fifty-fifty pomiędzy Trzaskowskim a Tuskiem - przyznaje rozmówca z PiS.

Co z pozostałymi?

Rozmowy na temat kandydata czy kandydatki trwają także na lewicy. To element szerszej układanki między Lewicą a Partią Razem. Do niedawna pewną kandydatką wydawała się minister rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, jednak dziś żaden z naszych rozmówców nie daje sobie uciąć ręki za ten scenariusz. Swoje aspiracje może też zgłaszać Partia Razem (np. wystawienie wicemarszałek Senatu Magdaleny Biejat, której warszawska kampania w wyborach samorządowych była dobrze oceniana).

Problem w tym, że chwilowo na linii Razem - reszta klubu Lewicy są silne napięcia, które rozładować mają rozmowy wewnątrz klubu "o dalszej formule współpracy". To pokłosie sporu o zaangażowanie się działaczki Razem Pauliny Matysiak w stowarzyszenie "Tak dla rozwoju" z udziałem polityków PiS - Marcina Horały i Szymona Szynkowskiego vel Sęka.

Na tle pozostałych formacji najbardziej zdeklarowane wydają się Trzecia Droga i Konfederacja. PSL i Polska 2050 utrzymują, że będzie jeden, wspólny kandydat Trzeciej Drogi i będzie nim marszałek Sejmu Szymon Hołownia.

- Kosiniak-Kamysz czuje, że ma sporo do zrobienia w MON. Poza tym już próbował swoich sił w wyborach prezydenckich i skończyło się to jego sromotną klęską, gdy do gry wszedł "ten trzeci" kandydat - tłumaczy jeden z naszych rozmówców.

Z kolei w Konfederacji to wybór między dwoma liderami ugrupowania.

- Mamy dwóch kandydatów: Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka. Ani ja, ani Grzegorz Braun, ani żaden inny kandydat nie będzie startował w prawyborach prezydenckich Konfederacji - powiedział w czerwcu w rozmowie z PAP poseł Konfederacji Przemysław Wipler.

Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (216)