W Polsce już jest gorzej niż w Iranie. Co PiS zrobi z ustawą antyaborcyjną fundamentalistów?
Kierownictwo PiS w najbliższych dniach zdecyduje, co zrobi z obywatelskim projektem ustawy fundacji "Pro-prawo do Życia" – dowiaduje się Wirtualna Polska. Przewiduje on od 5 do 25 lat więzienia, a nawet dożywocie, za dokonanie aborcji. Już teraz wiadomo, że uchwalenie ustawy nie wchodzi w grę, ale nie jest jednak wykluczone, że partia rządząca skieruje projekt do prac w komisji, by kolejny raz puścić oko do fundamentalistów.
- Projekt jest oczywiście absurdalny – tak o obywatelskim projekcie ustawy fundacji "Pro-prawo do Życia" mówi nam nieoficjalnie ważny poseł PiS. Nie jest jednak przekonany, że władze partii zdecydują się go odrzucić w pierwszym czytaniu. – Możliwe, że będziemy obserwowali pompowanie bańki, znajdą się zwolennicy tych rozwiązań, a potem projekt utknie w sejmowej komisji i wszyscy o nim zapomnimy – dodaje inny polityk PiS.
Kierownictwo PiS-u w najbliższych dniach ma zdecydować, jaka będzie oficjalna linia partii. Decyzja może być tym trudniejsza, że projekt został skierowany do pierwszego czytania w czasie, gdy Polską wstrząsnęła sprawa ciężarnej 30-latki z Pszczyny, która zmarła po tym, jak szpital odmówił jej aborcji. Jak słyszymy nieoficjalnie, obecnie najbardziej prawdopodobne jest, że posłowie PiS skierują projekt do komisji, gdzie następnie go zamrożą.
Posłowie większości rządzącej oficjalnie nie chcą mówić o projekcie, który stawiałby Polskę w szeregu zaledwie dziewięciu państw z najbardziej restrykcyjnym prawem aborcyjnym na całym świecie. Już teraz – po ubiegłorocznym wyroku Trybunału Konstytucyjnego – polskie prawo jest bardziej rygorystyczne niż w Iranie – republice islamskiej opartej na prawie szariatu. Teheran dopuszcza możliwość usunięcia ciąży ze względu na ciężkie wady płodu. Polki – decyzją Trybunału Konstytucyjnego – zostały pozbawione takiej możliwości. Obecnie całkowity zakaz aborcji obowiązuje w Salwadorze, Nikaragui, Chile, Gwatemali, Dominikanie, Watykanie oraz na Malcie.
Politycy PiS nie wykluczają, że obywatelski projekt wykorzystają do politycznej rozgrywki i puszczenia oka do religijnych fundamentalistów. – Zawsze możemy powiedzieć, że nie chcemy odrzucenia obywatelskiego w pierwszym czytaniu – mówi nam poseł partii rządzącej. To wytrych stosowany przez obóz władzy, choć wbrew forsowanej narracji nie jest to wcale żelazna zasada. W ubiegłej kadencji Sejmu większość PiS odrzuciła w pierwszym czytaniu trzy projekty ustaw obywatelskich – dwa dotyczyły liberalizacji prawa aborcyjnego, a trzeci – emerytur przedstawicieli służb mundurowych.
Posłanki PiS bardzo sceptyczne
Anna Milczanowska, która podpisała się pod wnioskiem do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zakazu aborcji w przypadku wady płodu, teraz zasłania się nieznajomością obywatelskiego projektu. Po przytoczeniu najważniejszych założeń nie jest w stanie stwierdzić, jak zagłosuje w tej sprawie. – Nie mogę nic więcej powiedzieć, najpierw muszę się zapoznać ze szczegółami – ucina posłanka PiS.
Podobne odpowiedzi słyszymy od kilku innych przedstawicielek PiS. - Nie znam projektu, dlatego trudno mi się jest wypowiedzieć. Jeśli się z nim zapoznam, podejmę decyzję - mówi Lidia Burzyńska. Posłanka jednak rozwija swoją myśl: - Jeśli mamy przestrzegać polskiej konstytucji, to musimy przestrzegać prawa do życia. A nie ma zdefiniowanego momentu, od jakiego dziecko poczęte jest już osobą, a kiedy nią nie jest. Ja, jako poseł Lidia Burzyńska, nie jestem w stanie powiedzieć, w którym momencie mamy pozbawienie kogoś życia, a w którym można [dokonać aborcji – red.]. Nie mogę pokusić się o tak jednoznaczne stanowisko - dodaje.
Bardziej jednoznaczne spojrzenie na sprawę ma wiceminister środowiska Małgorzata Golińska. - W poprzedniej kadencji pojawił się podobny obywatelski projekt i mieliśmy co do niego potężne wątpliwości. Nie wiadomo było, jak te przepisy miałyby być stosowane w praktyce - np. wobec kobiet, które by poroniły. Pomysł karania kobiet jest dla mnie groźny z uwagi na potencjalne skutki. Założenie obywateli jedno, ale skutek może być bardzo trudny do zaakceptowania. Granica jest zbyt cienka - przyznaje nasza rozmówczyni.
Przypomnijmy, w sierpniu 2016 roku do Sejmu wpłynął podobny obywatelski projekt ustawy, który również przewidywał całkowity zakaz aborcji pod groźbą surowych kar. Za inicjatywą stało Ordo Iuris i ta sama fundacja "Pro-prawo do Życia". Projekt przeszedł w Sejmie pełną drogę legislacyjną i został odrzucony dopiero na ostatnim etapie prac – po drugim czytaniu. Przeciwko wyrzuceniu projektu do kosza zagłosowało wówczas 32 posłów PiS, 9 wstrzymało się od głosu, a 7 nie wzięło udziału w głosowaniu. Na końcowym etapie prac przedstawiciel wnioskodawców zaproponował wycofanie się z pomysłu karania matek za aborcję, ale taka zmiana nie była już możliwa.
Kolejne trzy rozmówczynie z klubu PiS, które nie chcą wypowiadać się pod nazwiskiem, przekonują, że projekt o karaniu kobiet za aborcję w wyniku gwałtu (nawet na 25 lat pozbawienia wolności) "nie ma prawa przejść przez Sejm". - Takie projekty pojawiały się i będą się pojawiać, ale posłowie mają prawo do swoich opinii, a wiem, że w klubie jest absolutny sprzeciw wobec tego typu restrykcyjnych rozwiązań - mówi Wirtualnej Polsce jedna z posłanek.
Pytaniami o losy ustawy wyraźnie poirytowany jest Waldemar Andzel, który pilnuje klubowej dyscypliny. – Proszę pytać szefa klubu – mówi. Na pytanie o to, jak on zagłosuje w tej sprawie, krzyczy do słuchawki "dziękuję, do widzenia", po czym się rozłącza. – Posłowie nie wiedzą, co mają mówić, bo nie ma żadnej politycznej decyzji w tej sprawie, więc nie chcą się wychylać – mówi nasze źródło w PiS.
- Im na tym zależy, ci wszyscy fanatycy to są ich wyborcy. Każdego projektu obywatelskiego można wysłuchać i następnie go odrzucić, nie pozwolić na dalsze prace. Mogę się założyć, że będą posłowie PiS, jeżeli nie większość, którzy będą się zastanawiać, czy aborcja powinna być zakazana także po gwałcie – komentowała w programie "Tłit" Barbara Nowacka z Koalicji Obywatelskiej. Posłanka twierdzi, że "państwo PiS widzi rolę kobiety jako inkubatora, osobę bezwolną, która nie może zdecydować o swoim rodzicielstwie".
Obowiązek rozpatrzenia projektu obywatelskiego
Dyskusja nad obywatelskim projektem ustawy jest szczególnie gorąca ze względu na zbieg okoliczności z tragiczną śmiercią ciężarnej 30-latki z Pszczyny. Kobieta zmarła w drodze na blok operacyjny, po tym jak odeszły jej wody płodowe. Według relacji pełnomocniczki rodziny zmarłej, lekarze przyjęli wobec niej "postawę wyczekującą", czyli mieli oczekiwać na obumarcie płodu.
Kontrowersyjny projekt, który w praktyce całkowicie miałby zakazać aborcji, to - jak podkreślaliśmy - propozycja przedstawiona przez obywateli. Możliwość takiej inicjatywy jest zapisana w konstytucji. Do wniesienia projektu konieczne jest utworzenie komitetu składającego się z co najmniej 15 pełnoletnich obywateli, a następnie zebranie co najmniej 100 tys. podpisów popierających inicjatywę. Zgromadzenie takiego poparcia gwarantuje, że nawet najbardziej absurdalny projekt trafi do Sejmu.
Samo skierowanie obywatelskiego projektu do pierwszego czytania nie jest niczym kontrowersyjnym. Kluczowa jest postawa posłów podczas dalszych etapów prac, kiedy politycy decydują, czy zamierzają dalej pracować nad przepisami, czy od razu wyrzucają je do kosza. Tak również jest w tym przypadku. Wieloletnia praktyka sejmowa pokazuje, że projekty obywatelskie nie są uchwalane i nie wchodzą w życie. Zazwyczaj są one "zamrażane" w sejmowych komisjach na długie miesiące.
Zgodnie z prawem, pierwsze czytanie obywatelskiego projektu przeprowadza się w ciągu trzech miesięcy od wniesienia go do marszałka Sejmu. Projekt fundacji "Pro-prawo do Życia" wpłynął 22 września 2021 r. To oznacza, że prace nad nim muszą się zacząć do 22 grudnia. Biorąc pod uwagę aktualny terminarz posiedzeń, będzie to możliwe na posiedzeniach 16 i 17 listopada, 1 i 2 grudnia lub 14,15 i 17 grudnia.
Obywatelski projekt ustawy fundacji "Pro- Prawo do Życia" skierowany do pierwszego czytania przewiduje całkowity zakaz aborcji. Według propozycji przerwanie ciąży byłoby zagrożone karą od 5 do 25 lat więzienia, a nawet dożywociem. Nieumyślne spowodowanie śmierci "dziecka poczętego" mogłoby skutkować pozbawieniem wolności od 3 miesięcy do 5 lat. Autorzy projektu proponują, że jeśli sprawcą byłaby matka, sąd mógłby zdecydować o złagodzeniu kary lub odstąpieniu od niej.