W Polsce i na Słowacji można jeździć na jednym karnecie
W Zwardoniu i słowackim Serafinowie narciarze mogą szusować mając tylko jeden karnet! To pierwsza tego typu inicjatywa w Polsce. Jej wprowadzenie w życie w dużym stopniu umożliwiło wejście Polski i Słowacji do układu z Schengen - "Dziennik Zachodni".
16.02.2008 | aktual.: 16.02.2008 03:31
Na jednym karnecie można pojeździć na trzech wyciągach w Polsce - dwóch talerzykowych (jeden o długości 300, a drugi 350 metrów) i orczykowym o długości 700 m, a także trzech wyciągach talerzykowych na Słowacji o różnych skalach trudności i długościach - 600, 900 i 1000 metrów.
Zdaniem Alojza Petraka, szefa ośrodka w Serafinowie, porozumienie to trafiony pomysł. Współpraca międzynarodowa ma przyszłość. Klienci szukają urozmaicenia, a połączenie sił na pewno im to daje. Gdy komuś znudzi się jeżdżenie na jednym stoku, może przejść na inne o różnej długości i stopniu trudności - mówi Słowak.
Narciarze uważają, że inicjatywa jest przyszłościowa i Zwardoń, jako wciąż jeszcze mało znany ośrodek zimowy, będzie mógł się przez to rozwinąć. Jeżeli ceny wspólnych karnetów będą przystępne, to w przyszłości połączenie wyciągów jest dobrym posunięciem - uważa Tadeusz Leszczyński z Żor. Słowacy też chwalą pomysł. Dzięki temu, że można szusować na różnych stokach, oferta staje się atrakcyjniejsza, a na tym to przecież polega, by odciągnąć od konkurencji jak najwięcej ludzi - twierdzi Petra Chaviloćkova ze Skalitego. O pozyskanie jak największej ilości narciarzy warto powalczyć, bo konkurencja w okolicy jest faktycznie bardzo duża.
Obecnie cena karnetu w tym ogromnym ośrodku wynosi ponad 90 zł na cały dzień. Tymczasem za karnet całodzienny na Skalance lub wyciągach w Serafinowie zapłacimy tylko 35 zł. To właśnie powoduje, że ludzie zaczynają chętnie korzystać z mniejszych, ale tańszych stoków. Może w Oszczadnicy warunki są lepsze, ale względy finansowe też odgrywają dużą rolę - mówi Małgorzata Wilczyńska z Katowic. Ważne jest też to, iż na zwardońskich wyciągach nie ma kolejek jak w Oszczadnicy. Na dodatek, chcąc jeździć na kilku wyciągach, nie trzeba stać w oddzielnych kolejkach, bo karnet kupiony w jednym okienku, obowiązuje na kilku stokach - podkreśla katowiczanin Leszek Dobosz.
Do tej pory Słowacy nie mieli na swoich stokach ratownika GOPR. To się zmieniło. Gdy zachodzi potrzeba udzielenia komuś pomocy, to my to robimy. Słowaków zwozimy po ich stronie, a Polaków po naszej - tłumaczy Antoni Hula, ratownik Beskidzkiej Grupy GOPR. (PAP)