ŚwiatW obliczu Rosji, Brexitu i Trumpa Unia Europejska wzmacnia wysiłki obronne

W obliczu Rosji, Brexitu i Trumpa Unia Europejska wzmacnia wysiłki obronne

W obliczu niespokojnych czasów Europa zaczyna się zbroić. Pomóc ma Bruksela, która planuje wesprzeć wysiłki obronne państw członkowskich.

W obliczu Rosji, Brexitu i Trumpa Unia Europejska wzmacnia wysiłki obronne
Źródło zdjęć: © defense.gouv.fr

Brexit, groźne pomruki ze strony Kremla, zamachy terrorystyczne i wciąż tlący się kryzys migracyjny sprawiły, że ubiegły rok nie należał do najlepszych dla Unii Europejskiej. Czarę goryczy przelało zwycięstwo populisty Donalda Trumpa, który podważa spójność NATO i podkopuje transatlantyckie przymierze.

Już wynik brytyjskiego referendum sprawił, że unijni przywódcy coraz śmielej zaczęli mówić o ściślejszej integracji europejskich struktur obronnych. Wynik amerykańskich wyborów i groźba wycofania się USA z roli gwaranta bezpieczeństwa Starego Kontynentu tylko utwierdziły ich w przekonaniu, że to konieczny kierunek. Ćwierć wieku temu belgijski minister spraw zagranicznych Mark Eyskens powiedział, że "Europa jest gigantem ekonomicznym, politycznym karłem i militarnym robakiem". Od tamtej pory zmieniło się niewiele, ale Bruksela chce robić coraz więcej, by to zmienić.

Europa rozbrojona

Przez lata po zimnej wojnie Europa pełnymi garściami czerpała zyski z tzw. dywidendy pokojowej. Kiedy widmo wielkiej wojny między wrogimi blokami państw zniknęło, rządy sukcesywnie redukowały siły zbrojne i cięły wydatki na obronność. Zaoszczędzone pieniądze można było rozdać obywatelom, np. w postaci obniżek podatków czy transferów socjalnych. Po kryzysie finansowym w 2008 roku cięcia nabrały dodatkowego rozpędu, bo zawsze pierwszą ofiarą pilnych oszczędności padają budżety wojskowe.

Równocześnie diametralnie zmieniał się charakter europejskich armii, które zamieniały się w siły ekspedycyjne, przygotowane przede wszystkim do uganiania się za partyzantami oraz misji stabilizacyjnych i humanitarnych. Jak wielki to był błąd, pokazała wojna w Donbasie. Aneksja Krymu i rosyjska agresja na Ukrainę otrzeźwiła europejskich polityków i odwróciła trend w redukcjach wydatków wojskowych, choć trzeba uczciwie przyznać, że państwa UE sumarycznie nadal przeznaczają na obronność o 12 proc. mniej funduszy niż w przedkryzysowym roku 2007.

To wciąż kilka razy więcej niż Rosja, jednak ta przewaga może być złudna. Suma poszczególnych budżetów jest mniej efektywna niż jedna całość. Wiele wydatków i inwestycji w europejskich armiach niepotrzebnie się dubluje. Niedawno zwracała na to uwagę Elżbieta Bieńkowska, unijna komisarz ds. rynku wewnętrznego i usług, stwierdzając, że ta "nieefektywność" jest dziś jeszcze większa niż 10 lat temu.
Bieńkowska słusznie zauważyła, że w zjednoczonej Europie funkcjonuje ponad 150 różnych systemów uzbrojenia, podczas gdy w USA mniej niż 30. - Wszyscy coś produkują zupełnie osobno. Nie ma wspólnych celów, nawet pomimo tego, że większość członków UE należy również do NATO - stwierdziła komisarz, cytowana przez europejską edycję portalu Politico.

Wspólny rynek obronny

Portal zauważa, że Bruksela już od dłuższego czasu pracuje nad tym, by mocniej zintegrować politykę obronną i zbrojeniową, choć dopiero kumulacja zdarzeń w postaci nowej zimnej wojny z Rosją, Brexitu i zwycięstwa Trumpa spowodowała, że europejscy politycy zaczęli wykazywać większe zainteresowanie tymi inicjatywami.

W tym duchu kilka tygodni temu przywódcy UE zdecydowali, by 20-krotnie (z 25 mln euro 500 mln euro) zwiększyć unijne wydatki na badania i rozwój technologii wojskowych w rozpoczynającej się w 2021 roku kolejnej perspektywie budżetowej. Decyzja czeka na zatwierdzenie przez Parlament Europejski i państwa członkowskie.

Co więcej, Komisja Europejska chce mocniej koordynować wysiłki poszczególnych rządów przy zakupach uzbrojenia. Chodzi o to, by państwa nie działały na rynku zbrojeniowym w pojedynkę, ale w miarę możliwości wspólnie realizowały większe zamówienia, co dzięki efektowi skali pozwoli na duże oszczędności. KE rozmyśla też nad utworzeniem specjalnego funduszu obronnego, na który zrzucałyby się poszczególne państwa, a ich wkłady mogłyby nie być objęte gorsetem obowiązującego w UE rygoru fiskalnego. Poza tym fundusz miałby prawo do emisji obligacji z myślą o finansowaniu większych inwestycji wojskowych.

Według Politico również Europejski Bank Inwestycyjny, który wspiera unijne przedsiębiorstwa dziesiątkami miliardów euro preferencyjnych kredytów (tylko w 2015 r. było to 70 mld), zacznie inwestować w europejskie projekty obronne.

Odwrócić cięcia

Ściślejsza koordynacja polityk obronnych poszczególnych członków UE i próby utworzenia jednolitego rynku zbrojeniowego można uznać za pierwszy krok w stronę armii europejskiej, choć nadal jest to koncepcja bardzo odległa. Wciąż nie mamy pewności, jaka będzie przyszłość politycznej integracji Unii, ciężko więc w tej chwil snuć wizje o wspólnych siłach zbrojnych.

Z drugiej strony możemy sobie wyobrazić scenariusz odwrotny - Europa jako konfederacja państw, gdzie najważniejszym spoiwem będzie silna, wspólna armia. Taki obraz przyszłości nakreślił niedawno prezes PiS Jarosław Kaczyński, choć dziś takie rozważania to bardziej political fiction niż realna perspektywa.

Integracja w dziedzinie bezpieczeństwa jest oczywiście ważna, ale od samego mieszania herbata nie zrobi się słodsza. Poszczególne rządy muszą przede wszystkim zwiększyć własne wydatki na obronę, do czego od lat usilnie namawiają nas nie szczędzący pieniędzy na armię Amerykanie. Z 26 europejskich państw NATO tylko cztery przeznaczają na wojsko zalecane przez Sojusz minimum 2 proc. PKB (w tym Polska). Unia Europejska jest tak silna, jak silni są jej członkowie, dlatego odbudowę i wzmacnianie zdolności obronnych należy zacząć od siebie.

unia europejskawojskozbrojenia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (231)