W Kosowie dominują barwy Unii Europejskiej i USA
Czy integracja z Europą krajów byłej Jugosławii uzdrowi poranione wojną społeczeństwa?
Podobno w czasie wojny w Bośni na budynku poczty głównej w Sarajewie ktoś napisał wielkimi literami: „Tu jest Bośnia!”. Następnego dnia „nieznani sprawcy” zamazali ten napis i umieścili nowy: „Tu jest Serbia!”. Wreszcie kolejnej nocy pojawił się trzeci: „Idioci! Tu jest poczta!”. Prawdopodobnie najlepszym rozwiązaniem dla „kotła bałkańskiego” będzie umieszczenie tam w najbliższej przyszłości napisu „Tu jest Europa!”.
20.11.2009 | aktual.: 20.11.2009 13:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kolejka do Brukseli
Jugosławia. Po wielkim projekcie socjalistycznej federacji zostało kilka samodzielnych państw. Każde z nich w różny sposób przeżyło rozpad organizmu, który przez kilkadziesiąt lat tłumił wszelkie nacjonalizmy. Większość z nich jednak doświadczyła tego w sposób wyjątkowo bolesny – krwawa wojna na Bałkanach w latach 90. ubiegłego wieku przyniosła setki tysięcy ofiar. Jednak mimo ciągle widocznych śladów nienawiści i żywych ran każdy z tych krajów wszedł na drogę integracji ze strukturami zachodniej demokracji. Liderem na tej drodze jest, oczywiście, Słowenia, która należy już do NATO, UE i strefy euro. Słoweńcy rozstali się z Jugosławią najmniej boleśnie. Jako pierwsi ogłosili niepodległość (czerwiec 1991 r.) i najkrócej musieli jej bronić przed zdominowaną przez Serbów armią jugosłowiańską (zaledwie kilka dni).
Gdyby nie wojna, na podobnym etapie byłaby dziś prawdopodobnie również Chorwacja, która ogłaszała niepodległość niemal w tym samym czasie, co Słowenia. Nie uniknęła jednak uwikłania w dłuższy konflikt i zbrodnie wojenne. Tymczasem jest liderem wśród czekających w kolejce do Unii krajów byłej Jugosławii, a w tym roku wstąpiła do NATO. Aspiracje zachodnioeuropejskie wykazuje także Macedonia (również poradziła sobie bez wojny), choć w jej przypadku nawet nazwa jest kontrowersyjna – przeciwko nazwie Macedonia protestują Grecy, stąd w nazewnictwie międzynarodowym funkcjonuje jako Była Jugosłowiańska Republika Macedonii. Drzwi do Unii uchylone są także dla Serbii, która dopiero niedawno przyjęła jednoznaczny kurs na Zachód i dała sygnał, że jest gotowa rozliczyć się ze zbrodniczej działalności. Również Czarnogóra, która najdłużej pozostawała w jednym państwie z Serbią (niepodległość ogłosiła, po referendum, dopiero w 2006 r.), stoi w poczekalni do Unii, a nawet wprowadziła już – tylnymi drzwiami – euro do
oficjalnego obiegu. Do zjednoczonej Europy chce dołączyć także Bośnia i Hercegowina, choć obecnie wydaje się najbardziej odległa od realizacji ambitnego celu. Jest jeszcze problem z Kosowem. To samozwańcze państewko, uznane przez większość krajów zachodnich, nadal traktowane jest przez Serbię jako jej integralna część. Tymczasem kosowscy Albańczycy, którzy stanowią większość w Kosowie, chcą stać się jak najszybciej pełnoprawnym członkiem UE.
Reformatorzy i marzyciele
Co roku Komisja Europejska publikuje specjalny raport o postępie w przeprowadzaniu reform przez kraje, które już oficjalnie kandydują lub dopiero aspirują do członkostwa w UE. Dotarliśmy do oryginalnego tekstu tegorocznego raportu. Komisja chwali w nim przede wszystkim Chorwację – głównie za wstępne dogadanie się ze Słowenią w sprawie przygranicznego sporu terytorialnego. To właśnie ten spór, ciągnący się od czasu rozpadu Jugosławii, był powodem blokowania przez Słowenię negocjacji akcesyjnych Unii z Chorwacją. Ale na głaskaniu raport się nie kończy. Chorwacji dostaje się przede wszystkim za niedostateczne wyniki w walce z korupcją, brak reformy sądownictwa i za, mającą się dobrze, przestępczość zorganizowaną. Raport mówi też o przypadkach ataków na przedstawicieli mniejszości serbskiej w Chorwacji i dyskryminacji Serbów w przyjmowaniu do pracy. Sprawiedliwość jednak nakazuje przyznać – co też czyni raport – że w ciągu ostatniego roku kolejna duża grupa serbskich uchodźców (ponad 1300 osób) mogła wrócić do
swoich miejscowości w Chorwacji. Macedonia, oficjalnie kandydat do UE od 2005 roku, w raporcie wypada całkiem dobrze. Problemem jest jednak wspominany konflikt z Grecją o nazwę – bez uregulowania tej sprawy trudno będzie Macedonii wejść do Unii. Macedończycy nie mogą również poradzić sobie z bezrobociem, które sięga już 33 proc. Kiepsko wypada Bośnia i Hercegowina. Właściwie do niedawna nie można było mówić o niej jako o kandydacie na kandydata do Unii. W BiH nie było nawet jednej policji, tylko 17 samodzielnych komend głównych, całkowicie od siebie niezależnych. To już udało się naprawić, ale Bośnia ciągle nie może uregulować spraw podziału kompetencji między trzema zamieszkującymi ją narodami: Bośniakami (muzułmanami), Serbami i Chorwatami. Serbowie mają tu swoją autonomiczną Republikę Serbską, którą traktują jak rządzące się swoimi prawami państwo. Wielu z nich zrobiłoby wiele dla oderwania się od Bośni i połączenia z Serbią właściwą. Cała federacja BiH – niezależnie od narodowości polityków – przeżarta
jest korupcją chyba najbardziej spośród krajów byłej Jugosławii.
Z korupcją i bezrobociem boryka się także Czarnogóra. Raport ogólnie ocenia dobrze tutejszą realizację porozumienia o stowarzyszeniu z Unią. Najlepiej jednak – oprócz Chorwacji – wypada w raporcie Serbia. To cieszy tym bardziej, że po ubiegłorocznej deklaracji niepodległości wystosowanej przez Kosowo (przy wparciu Zachodu) istniało zagrożenie, że Serbia dokona gwałtownego zwrotu na Wschód, do swojego tradycyjnego sojusznika, czyli do Rosji. Mimo tych trudnych wydarzeń Serbowie w ostatnich wyborach wybrali kurs zdecydowanie prozachodni. W pozytywnej ocenie z pewnością pomogła współpraca nowych władz w Belgradzie z haskim trybunałem, w tym pomoc w ujęciu Radovana Karadżicia. Serbów zapewne cieszy fakt, że w raporcie Komisja Europejska najsurowiej oceniła Kosowo. Oderwanej od Serbii prowincji dostało się za brak wolności słowa w mediach, niejasny lobbing w tworzeniu ustaw oraz powszechną korupcję i nepotyzm w administracji państwowej. Z drugiej strony Serbia też dostała po nosie za to, że wspiera w Kosowie
alternatywne władze serbskie, które nie respektują władzy Albańczyków.
Nie tylko kocioł
Czy taką mozaikę problemów – przedstawioną w wielkim skrócie – można przyjąć do Unii Europejskiej? Czy nie grozi to przeniesieniem konfliktów i niezagojonych ran na forum europejskie? – Prawda jest taka, że sama Unia posiada za małą wiedzę na temat Bałkanów – mówi „Gościowi” prof. Jolanta Sujecka, bałkanistka z Uniwersytetu Warszawskiego. – Każdy, kto choć trochę zna ten region, wie, że utarte przez zachodnich dyplomatów terminy, jak „bałkańska beczka prochu” czy „kocioł bałkański”, są wielkim uproszczeniem – dodaje. – Ja na integrację tych krajów z Unią patrzę raczej z optymizmem. Bałkany zawsze były wieloetniczne i mają tradycję współistnienia – uważa prof. Sujecka. – W czasie pobytu w Macedonii byłam zbudowana tym, jak muzułmanie składają życzenia prawosławnym i odwrotnie – dodaje. Jednocześnie przyznaje, że pewne napięcia są nadal obecne. – Macedończycy mieli opory, by uczyć się języka albańskiego. Z kolei studenci dramaturgii na uniwersytecie w Skopje (stolicy Macedonii – J.D.) nie chcieli uczyć się
historii dramatu macedońskiego. Niedostrzeganie drugiej strony widoczne też było w Kosowie w czasach rządów Tito (przywódca Jugosławii – J.D). Pewien profesor opowiadał mi, że znajomość języka albańskiego wśród tamtejszych Serbów była minimalna. Językiem urzedowym był serbsko--chorwacki. W Macedonii jest podobnie – Albańczycy częściej znają macedoński niż odwrotnie – tłumaczy bałkanistka z UW. * Trauma Nagiej Wyspy*
Mimo pozytywnej oceny w raporcie niektórzy ciągle wątpią, czy Serbia mentalnie jest przygotowana do członkostwa w UE. Sam pamiętam powszechny kult Karadżicia i Mladicia – zbrodniarzy wojennych – w serbskiej części Kosowskiej Mitrovicy, a nawet w północnej Czarnogórze, gdzie koszulki z „srpskimi hierojami” schodzą jak ciepłe bułeczki. I mimo wygranej proeuropejskiej ekipy w Belgradzie aż 48 proc. Serbów jest przeciwnych wydawaniu swoich bohaterów trybunałowi w Hadze. – Serbom jest trudno przyjąć prawdę, że naród, który sam tak bardzo wycierpiał w czasie II wojny światowej, mógł dopuścić się takich zbrodni – uważa prof. Sujecka.
Jednak zdaniem bałkanistki z UW, wbrew powszechnemu mniemaniu, głównym zmartwieniem Serbów nie jest dzisiaj wcale trauma niedawnej wojny. – To jest moment, w którym coraz głośniej mówi się o wielkiej traumie Nagiej Wyspy, jugosłowiańskiego gułagu. Dopiero teraz ukazują się pamiętniki, wspomnienia z czasów Titowskiej Jugosławii, z których wyłania się obraz łagrów i totalitarnego państwa – mówi Sujecka. Trauma ostatniej wojny jest przez Serbów ciągle odsuwana. – Dominuje chęć niemówienia o tym, unikania tematu. Głębsza refleksja nad tym, co się stało, zapewne jeszcze przyjdzie – twierdzi prof. Sujecka. Bałkanistka uważa również, że podziały między narodami byłej Jugosławii niekoniecznie wyglądają tak, jak przedstawiają je radykałowie ze wszystkich stron konfliktu. – Przecież Jugosławia trwała od 1918 do 1991 roku, więc mieszane małżeństwa w tym czasie także zrobiły swoje. W 2003 roku w belgradzkiej telewizji widziałam, z jakim bólem mówiono o sytuacji rodzin mieszanych, które w czasie konfliktu przeżywały
dramat rozdarcia. Oni zaczęli wtedy mówić o tym, kontaktować się ze sobą. Nadzieją napawają wspólne inicjatywy wydawnicze, jak chociażby „Leksykon Jugomitologije” (Leksykon Jugomitologii), wydany równocześnie w Belgradzie i w Zagrzebiu w 2004 roku i prezentujący mity Jugosławii powojennej z dystansem – dodaje Sujecka.
Kto pyta, ten błądzi
Wydaje się, że dla poranionych ciągle Bałkanów integracja z Unią będzie stabilizatorem i gwarancją pokoju. Problem może być tylko wtedy, gdy zjednoczona Europa przekształci się w taką federację państw, w której narodowe interesy mniejszych partnerów będą lekceważone. Przestrogą dla Europy powinny być rozwiązania Titowskiej Jugosławii, która właśnie w sposób sztuczny tłumiła narodowe aspiracje. To się musiało skończyć rozpadem i krwawą wojną. Albańska pisarka Ornela Vorpsi w swoich doskonałych szkicach bałkańskich „Ręka, której nie kąsasz” wspomina dowcip, jaki usłyszała od pewnego Serba w Belgradzie: Serbowie łapią trzydziestu Albańczyków. Pytają pierwszą dziesiątkę, czy chcą zostać Serbami. – Nie! – pada odpowiedź. – Zabić ich! – brzmi rozkaz. Pytają drugą dziesiątkę o to samo. – Nie! – odpowiadają Albańczycy. – Zabić ich! – Pytają trzecią dziesiątkę. Tak! – godzą się jeńcy. – Zabić ich! – pada rozkaz. – Jak to, przecież chcemy zostać Serbami? – protestują. Serbowie na to: – Po stronie serbskiej również
zdarzają się straty.
Czas pokaże, czy na podobny cynizm nie będzie już miejsca nawet w dowcipach. Problem w tym, że Bałkany – jak pisał rumuński eseista Emil Cioran – to są same pytania bez odpowiedzi.
Jacek Dziedzina