W desperacji biorą wszystko, czasem od oszustów
Przybywa bezrobotnych wykorzystywanych przez przestępców. Źródłem kontaktów do zdesperowanych osób od miesięcy poszukujących pracy są portale internetowe z ogłoszeniami o pracę. Bezrobotni zamieszczają w nich swoje ogłoszenia i podają numery telefonów.
- Osoby bez pracy zawsze były łakomym kąskiem dla przestępców, ale teraz oni zaczęli ich wykorzystywać w sposób szczególnie perfidny - mówi nadkom. Katarzyna Cisło, z małopolskiej policji.
Tysiąc złotych za zlecenie Z informacji uzyskanych od funkcjonariuszy policji wynika, że przestępcy wykorzystują takie osoby do oszustw, czy wyłudzeń pieniędzy. -Wykorzystują desperację ludzi, którzy nie mają pracy i szukają możliwości zatrudnienia, bo mają do zapłacenia rachunki i potrzebują na życie - mówi nadkom. Katarzyna Cisło. I opowiada, jak funkcjonariusze z tej komendy na początku listopada robili w Nowej Hucie zasadzkę na oszusta, który próbował wyłudzić 20 tys. zł od 64-letniej kobiety, od której oszuści próbowali wyłudzić pieniądze.
Po umówioną kopertę z gotówką nie przyszli jednak sami, ale przysłali „zatrudnionego" w tym celu bezrobotnego. To był 31-letni Józef K, którego oszuści znaleźli na jednym z popularnych portali internetowych zawierających ogłoszenia o pracę. Zaoferowali mu tysiąc złotych za odebranie przesyłki.
Dla mężczyzny jednak ta „super praca" o mały włos nie zakończyła się tragicznie. Kiedy mężczyzna odebrał go i odjechał swoim samochodem policjanci, którzy zostali wcześniej powiadomieni, próbowali go zatrzymać. Mężczyzna ruszył samochodem. Nie reagował na wezwania policjantów. Funkcjonariusze oddali strzały ostrzegawcze, a potem przestrzelili opony jego samochodu.
Zatrzymanemu w końcu kierowcy prokuratura postawiła zarzuty naruszenia czynności narządu ciała policjantów oraz wywierania wpływu na czynności funkcjonariuszy. Zarzutu oszustwa jednak nie usłyszał.- Nie mamy dowodów, że Józef K. odbierając pieniądze miał świadomość, że uczestniczy w oszustwie. Wykorzystano jego oferta poszukiwania pracy - tłumaczy Bogusława Marcinkowska, rzecznik krakowskiej Prokuratury Okręgowej. - Ten człowiek dla tych pieniędzy podjął duże ryzyko. O mało nie zabił policjanta. Narażał siebie. Policja użyła broni - mówi.
Niemal identyczny przypadek jak w Nowej Hucie małopolska policja odnotowała w Myślenicach. - Tam też „fałszywi wnukowie" do odbioru gotówki wykorzystali mężczyznę, który szukał pracy jako kierowca. Miał spore doświadczenie i to napisał w ogłoszeniu na jednym z portali - mówi prok. Marcinkowska.
Aplikant celny na lewo Na inny sposób wykorzystania bezrobotnych wpadł 32-letni Grzegorz G. spod Wieliczki. Na początku maja mężczyzna dał ogłoszenie w internecie. Napisał w nim, że szuka pracowników do nowo utworzonej komórki do zwalczania przestępczości związanej z grami hazardowymi w krakowskiej izbie celnej. Podał w nim swój prywatny numer telefonu.
Na jego ogłoszenie odpowiedziało kilku mężczyzn, w tym z wyższym wykształceniem. Rekrutacja odbyła się poza urzędem, na terenie Nowego Sącza. - To tajna jednostka więc nie może być inaczej - tłumaczył kandydatom do pracy na stanowisku „aplikanta celnego".
Mężczyzna „przyjął do pracy" dwóch agentów. - Dostali umowy, fałszywe legitymacje i po kilku dniach mieli rozpocząć kontrolę wskazanych salonów gier - opowiada Katarzyna Cisło z małopolskiej policji. Mężczyźni dostali listę takich placówek i potem pojawili się w kilku lokalach na terenie Małopolski min. pod Krakowem i Bochnią. Fałszywi celnicy podjeżdżali pod salon, okazywali właścicielom podrobione dokumenty i zabierali urządzenia do wynajętych samochodów. W sumie na podstawie sfałszowanych upoważnień, które mieli przy sobie odebrali kilku właścicielom 10 automatów do gier wraz z gotówką znajdującą się w maszynach.
Sprawa wyszła na jaw, kiedy właściciele zarekwirowanych automatów skontaktowali się z izbą celną.
Policjanci zatrzymali 32-letniego oszusta, który podawał się za celnika. Mężczyzna usłyszał cztery zarzuty m.in. podawania się za funkcjonariusza publicznego, doprowadzenia właścicieli salonów z automatami do niekorzystnego rozporządzenia własnym i cudzym mieniem, by osiągnąć korzyści majątkowe. Poza tym usłyszał również zarzuty podrabiania i przerabiania dokumentów.
Grzegorz G. przyznał się do zarzucanych mu przez policjantów czynów i dobrowolnie poddał się karze. Mężczyzna dostał karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć oraz grzywnę. Osoby, które odpowiedziały na jego ogłoszenie zarzutów nie dostały. Byli świadkami w tej sprawie. - Ci ludzie poszukiwali pracy, ich desperację wykorzystał oszust - mówi nadkom. Cisło.
Dane oddam za grosz Młoda kobieta szukała pracy jako hostessa. I dostała przez Internet ofertę pracy w znanej warszawskiej „Galerii Mokotów". -Dla potwierdzenia swoich danych miała zrobić przelew 1 grosza na konto wskazane przez przyszłego pracodawcę. Zrobiła to - opowiada jeden policjantów.
Okazało się, że ktoś wykorzystał jej dane do zaciągnięcia pożyczki na lewym koncie założonym na nazwisko kobiety. - Takich historii jest więcej. Legendy dorabiane do oszustwa „na 1 grosz" są różne, cel - zawsze taki sam. Przelew 1 grosza w praktyce służy tylko do tego, by aktywować lewy rachunek, założony na cudze personalia - tłumaczy policjant zajmujący się ściganiem przestępczości zorganizowanej.
Tyle, że teraz częściej naciąga się na to osoby poszukujące pracy.
Naiwność czy desperacja? Zdaniem Jerzego Bartnickiego, dyrektora Powiatowego Urzędu Pracy w Kwidzynie, bezrobotni dają się wykorzystywać oszustom z dwóch powodów. - Po pierwsze jest to przejaw ogromnej desperacji tych osób, które dostając ofertę po wielu miesiącach bezowocnych poszukiwań, czują się tak, jakby złapały Pana Boga za nogi i godzą się na jakąkolwiek pracę - wyjaśnia urzędnik. - Po drugie osoby bezrobotne są zazwyczaj mniej zaradne i operatywne. Wielu nie ma pracy, bo nie potrafi się za nią zakręcić albo odpowiednio sprzedać. A tacy też nie potrafią rozpoznać oszusta - dodaje Bartnicki.
Problem z niskimi kompetencjami społecznymi osób długotrwale bezrobotnych zauważa także Piotr Broda - Wysocki z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych. - Ci ludzie często nie potrafią odróżnić prawdziwej oferty od oszustwa. Nie wiedzą, ile płaci się za taką pracę na rynku i z reguły mają zbyt wysokie oczekiwania finansowe. Dlatego nie wydaje się im, że tysiąc złotych za odebranie przesyłki to zbyt piękne, żeby było prawdziwe - tłumaczy ekspert.
Problem też w tym, że bardzo często jest to praca na czarno. - Bezrobotni bardzo często mają długi, zaległe alimenty i komornika na głowie. Dlatego bardzo chętnie zatrudniają się na czarno, bo brak umowy jest im na rękę. A nie mając żadnej ochrony ze strony prawa, częściej padają ofiarą oszustwa - podsumowuje Bartnicki.