ŚwiatW Bagdadzie coraz więcej gruzów i ofiar

W Bagdadzie coraz więcej gruzów i ofiar

Pasażerowie na górze piętrowego autobusu nr 4 zgodnie zwrócili głowy w tę samą stronę, aby przyjrzeć się
wyrwie spowodowanej przez pocisk manewrujący w budynku centrali
telefonicznej Bab al-Moazam. Wielu z niedowierzaniem kiwało głową,
a niektórzy patrzyli z szeroko otwartymi ustami. Nikt jednak nie
powiedział ani słowa.

03.04.2003 | aktual.: 03.04.2003 14:16

Obraz
© Bagdadzkie kobiety opuszczają miasto (fot. AFP)

Ze ścian kawiarni Szahbandar przy ulicy Al-Motanabi znikły zdobiące je stare czarno-białe fotografie - właściciel schował je przed bombardowaniami. Pozostało tylko zdjęcie Saddama Husajna - w mundurze wojskowym, popijającego herbatę.

Po dwóch tygodniach nalotów koalicji i w chwili, gdy wojska amerykańskie zbliżają się do przedmieść 5-milionowego Bagdadu, jego mieszkańcy są rozdarci między rezygnacją, jaka przystoi pobożnym muzułmanom, oburzeniem dumnych Arabów i ogólnoludzkim uczuciem strachu.

Bagdad jest główną nagrodą w wojnie w Iraku, a nastroje ludności tego miasta, bardziej niż nastroje reszty Irakijczyków, zaważą w istotny sposób na przebiegu konfliktu i jego następstwach. Na razie wygląda na to, że jeśli wojska sojusznicze zdobędą Bagdad, będzie to bardziej miasto pokonane niż wyzwolone.

"Czego Bush od nas chce?" - krzyczała kobieta w czarnym czadorze stojąc przed ruinami bagdadzkiej centrali telefonicznej kilka godzin po bombardowaniu. - "Wybraliśmy Saddama i nawet jeśli każe nam żyć o samym chlebie, nadal będziemy go popierać".

"Czy Bush zrobiłby coś takiego swojemu narodowi albo swojej rodzinie?" - zapytała.

Amerykańskie i brytyjskie bomby i Tomahawki celują w obiekty wojskowe i budynki władz, w tym w takie symbole reżimu jak pałace Saddama i jego synów. Intensywnie bombardowane są obozy i koszary Gwardii Republikańskiej na południu miasta. Zwykli Irakijczycy wiedzą, na co spadają bomby, ale wielu boi się o tym mówić.

Oficjalne media nie informują o nalotach na obiekty wojskowe i siedziby władz. Za to nie szczędzą szczegółów, gdy jakaś bomba lub pocisk rakietowy trafi w dzielnicę mieszkaniową.

Dwukrotnie, 26 marca i 28 marca, pociski spadły na dwa bagdadzkie bazary, zabijając według oficjalnych danych przeszło 70 osób i raniąc dziesiątki innych.

Obraz
© Żołnierze koalicji (fot. AFP)

Tragedia ta, potęgując strach, wzmogła także oburzenie na Stany Zjednoczone. Wielu Irakijczyków uważa je za brutalnego najeźdźcę, nie zaś za wyzwoliciela, jak chciałby prezydent George W. Bush.

"Nasze życie jest teraz w rękach Boga" - powiedział Husajn Raszid al-Biari, którego brat Faris był jednym z 14 cywilów zabitych na bazarze 26 marca.

"Ludzie palili się tam żywcem w swoich autach, na ulicy leżały ciała bez głowy, części ludzkie, ludzie krzyczeli i uciekali" - opowiada Al-Biari o tym nalocie. - "Uciekali nawet najodważniejsi. Tak musi wyglądać piekło".

"Teraz kiedy wychodzimy z domu, nie jesteśmy pewni, czy wrócimy" - dodał.

Jego brat Faris wczołgał się właśnie pod swoją taksówkę, aby naprawić rurę wydechową, gdy uderzył pocisk. "Samochód zapalił się, a on pozostał pod nim, dopóki nie ugasiliśmy ognia. Zanim go wyciągnęliśmy, górna część jego ciała całkowicie spłonęła" - powiedział Al-Biari.

Mimo strachu i okropnych scen śmierci, bagdadczycy nie upadają na duchu.

W wielu dzielnicach miasta w dzień nadal tworzą się korki uliczne. Tysiące ludzi robi zakupy w marketach i na bazarach. Śmieciarki wywożą śmieci, a robotnicy polewają posągi Saddama, aby spłukać z nich pył, jaki naniosła w zeszłym tygodniu apokaliptyczna burza piaskowa.

Jednak nawet wtedy, gdy nie padają bomby, i nie słychać artylerii przeciwlotniczej, wojnę widać w każdej sekundzie w postaci ciemnych chmur dymu bijących w niebo z rowów z ropą naftową. Obrońcy miasta podpalają ropę, by zasłonić prawdopodobne cele nalotów.

"Nie mogę się rozglądać, by zobaczyć, co się dzieje, bo muszę prowadzić samochód" - powiedział Madżid Mustafa, kierowca jednego z czerwonych piętrowych autobusów produkcji chińskiej kursujących po Bagdadzie. - "Inaczej spowoduję wypadek".

Jadący autobusem 50-letni Fadel al-Haszemi inaczej patrzy na życie pod bombami. "Podstawowym uczuciem jest strach" - powiedział ten weteran wojny arabsko-izraelskiej 1973 roku, wojny z Iranem w latach 1980-88 i wojny w Zatoce Perskiej z 1991 roku. - "Strach czyni cię ostrożnym, ale ponad wszystkim jest wola Boga". (iza)

Źródło artykułu:PAP
usawojnairak
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)