ŚwiatUwolniona włoska wolontariuszka: iracka rebelia jest legalna

Uwolniona włoska wolontariuszka: iracka rebelia jest legalna

Uwolniona we wtorek przez porywaczy w Iraku
włoska wolontariuszka Simona Torretta uznała za legalną iracką
rebelię przeciwko stacjonowaniu wojsk amerykańskich w tym kraju. W
wywiadzie dla "Corriere della Sera" powiedziała, że wraz ze swoją przyjaciółką powtarzały porywaczom, że są przeciwne polityce premiera Silvio Berlusconiego oraz wojnie.

29-letnia ochotniczka z organizacji "Most dla Bagdadu" opowiedziała dziennikarzowi mediolańskiej gazety, że zaraz po tym, jak wraz z Simoną Pari zostały 7 września wyciągnięte siłą ze swego biura w irackiej stolicy, spodziewały się natychmiastowej egzekucji. Potem przez pięć godzin wieziono je w bagażniku dżipa związane, z zasłoniętymi oczami i zakneblowane. Po przywiezieniu na miejsce zostały pojedynczo poddane przesłuchaniu.

Chcieli wiedzieć wszystko o naszej organizacji, pytali mnie o moją pracę w szkołach, o nasze kontakty, pracę na rzecz chorych. Przesłuchiwało mnie trzech dobrze zorganizowanych, inteligentnych mężczyzn, był z nimi tłumacz z angielskiego. Jeśli nie powiesz prawdy, zabiję cię - krzyknął jeden z przesłuchujących, przystawiając mi nóż do gardła - relacjonowała Torretta.

Podkreśliła, że najtrudniejsze były cztery pierwsze dni. Cały czas, dodała, zapewniały porywaczy, że są przeciwko amerykańskiej okupacji. Terroryści odpowiadali im: Włochy biorą udział w akcji militarnej, dowodzonej przez Amerykanów, a więc jesteście wrogami.

Mówiłyśmy im, że jesteśmy przeciwko polityce rządu Berlusconiego, że byłyśmy przeciwko wojnie. Widziałam początek inwazji i byłam wtedy z tym narodem. Byłyśmy i jesteśmy przeciwko obecności obcych wojsk w Iraku. Ale porywacze byli brutalni. Kiedy próbowałam rozmawiać z Simoną, darli mi się do ucha: Don't talk! (Nie rozmawiaj!). Powtarzałam, że żaden nasz projekt nie jest finansowany przez włoski lub amerykański rząd - powiedziała Simona Torretta.

Wyjaśniła, że kolorowe tuniki, w których przyleciały do Rzymu, dostały na początku niewoli od porywaczy i nie miały nawet czasu ich zdjąć od chwili uwolnienia.

Więzione były w małym pokoiku bez żadnych mebli, spały na materacach rozłożonych na podłodze.

Torretta wyznała, że nigdy nie myślały o ucieczce, bo wiedziały, że byłby to akt szaleństwa. Uznały, że jedynym sposobem przetrwania będzie posłuszeństwo. Cały czas żyły ze świadomością, że w każdej chwili mogą zostać zabite. Było pewne natomiast, że nas nie zgwałcą. Jeden z nich kiedyś niechcący dotknął moich stóp, a inni go za to zbesztali - dodała.

Podkreśliła, że nie wiedzą, jak wyglądali porywacze, bo widziały tylko ich sandały i stopy. Kiedy wchodzili do ich pokoju, kazali im zawiązywać oczy.

Torretta opowiedziała, że lepiej zaczęły być traktowane piątego dnia, kiedy terroryści uwierzyli w ich zeznania. Wyraziła przypuszczenie, że być może wpływ na zmianę zachowania mogła mieć także kampania informacyjna, zorganizowana we Włoszech i przede wszystkim w świecie arabskim:

Zrozumieli, że kochamy Irak i jego naród. Wtedy przynieśli nam czystą bieliznę, szczoteczki i pastę do zębów. Ale najbardziej przerażająca była cisza w naszym pokoju. Nie słyszałyśmy żadnego ruchu ulicznego ani amerykańskich nalotów. Myślę, że byłyśmy przetrzymywane w wiejskim domu na odludziu. Dodała, że strażnicy regularnie przynosili im jedzenie, a także dali im książki po angielsku na temat Koranu.

Zapytana, dlaczego obie tak długo zwlekały ze skierowaniem słów podziękowania pod adresem włoskiego rządu, odpowiedziała, że są mu bardzo wdzięczne, podobnie jak wszystkim instytucjom, które przyczyniły się do ich uwolnienia. Przez dwa dni po powrocie byłyśmy w szoku. W naszym zachowaniu nie było niczego złego, żadnych złych intencji. W ciągu kilku godzin uścisnęłyśmy tysiące rąk, przepraszamy, jeśli nie okazałyśmy komuś szacunku. Nie było to naszym zamiarem - zapewniła Torretta.

Jednoznacznie wypowiadała się na temat sytuacji politycznej w Iraku. Jej zdaniem powstanie przeciwko obcej okupacji jest legalne i uzasadnione, ale - jak podkreśliła - przeciwna jest porwaniom cywilów. Powtórzyła, że opowiada się za wycofaniem włoskich wojsk z Iraku. Rząd Ijada Alawiego uznała za nielegalny, podobnie jak zapowiedziane na styczeń wybory. Samego premiera Alawiego nazwała zaś "marionetką w rękach Amerykanów".

Chcemy wrócić do Iraku, ale nie zaraz. Trzeba będzie poczekać na koniec amerykańskiej okupacji - zakończyła Simona Torretta.

Sylwia Wysocka

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)