Uwaga! Oni szykują najazd na Polskę
Irlandzkie media przygotowują swoich kibiców do wyprawy na Euro 2012. Najważniejsza wiadomość jest taka, że w Polsce można kupić gorzałę przez 24 godziny na dobę, a nasze puby nie są zamykane o 11. Wiele wskazuje na to, że przy równie atrakcyjnych polskich cenach 15 tysięcy Irlandczyków, którzy przyjadą do Poznania i Gdańska, powinno wynieść z naszego kraju niezapomniane wrażenia. Jeśli będą coś pamiętali, oczywiście. Nikt ich jednakowoż nie ostrzega przed naszymi pseudokibicami.
06.02.2012 | aktual.: 08.02.2012 14:03
Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. Jak dotąd można było odnieść wrażenie, że w Irlandii nie ma piłki nożnej, tymczasem sądy te okazały się powierzchowne. Reprezentacja tego kraju nie odnosiła żadnych sukcesów tak długo, że nikt z żyjących mieszkańców wyspy nie może sobie przypomnieć, kiedy odniosła je po raz ostatni, a także co to w ogóle jest reprezentacja Irlandii w piłce nożnej. Dzięki temu zainteresowano się tu lokalnymi grami zespołowymi, w których zawsze wygrywa Irlandia, ponieważ grać w nie może głównie Irlandia z Irlandią . Nawiasem mówiąc, to świetny pomysł, który proponuję zaszczepić nad Wisłą. Gdybyśmy znaleźli jakieś zapomniane sporty pierwotne naszych jaskiniowców i zamienili je w ogólnokrajową obsesję, może byłby to wreszcie jakiś sposób, by się nie wstydzić za wyczyny naszych piłkarzy.
Wracając do Irlandii, to niestety, ale ktoś przerwał tę passę i oto jedenastu i-Ludzi pojedzie do Polski na słynne zawody europejskie w piłce kopanej, które oczywiście przejdą do historii polskiego futbolu jako jego najstraszniejsza porażka na własnym boisku. Że nawet fałszowany hymn nie będzie w stanie jej przyćmić. Pozostaje tylko obstawiać, kto będzie pogromcą polskiej drużyny, ewentualnie można sprawdzić, z kim Polska zagra pierwszy mecz. Nie z Irlandią, niestety, bo może byłaby jakaś szansa przegrać z honorem, czyli mniej niż 0:10.
Niestety Irlandia też może nie mieć powodów do radości. Po pierwszym meczu z Chorwacją zły los zetknie rudych z Hiszpanami i Włochami. 15 tysięcy i-Ludzi z tejże Irlandii wybiera się do Rzeczypospolitej, by obserwować tę tragedię, toteż naprawdę powinniśmy być dla nich wyrozumiali i dbać o odpowiedni stopień ich rozbawienia, by zapomnieli o absurdalnej skończoności swojego życia. Nie po raz pierwszy i ostatni będziemy mieć z nimi cokolwiek wspólnego.
Mam wrażenie, że irlandzkie media zdają sobie sprawę z powagi sytuacji, toteż koncentrują uwagę na walorach wyjazdu do Polski, nie związanych ze sportem. Ostatnio weekendowe wydanie „Irish Independent” opublikowało nawet całą wkładkę dla irlandzkich kibiców, w której nie ma praktycznie ani słowa o samej piłce. Gdyby nie trzy daty spodziewanych meczów, mogłaby to być wkładka poświęcona festiwalowi rockowemu albo innej imprezie i - mówiąc zupełnie poważnie - ktoś powinien podpowiedzieć chłopakom z „ajrysza”, żeby zachowali ten materiał, bo będzie jak znalazł na targi poznańskie oraz „Flug Tag” na tamtejszej Malcie.
Muszę przyznać, że porady dotyczące wizyty w naszym kraju, które tam znalazłem, są bardzo praktyczne. Każdy Irlandczyk powinien wiedzieć, że mamy całodobowe sklepy z alkoholem i że nasze knajpy są czasami otwarte nawet do rana. Tak przynajmniej zapewniają restauratorzy z Poznania i Gdańska, którym należy faktycznie pozazdrościć utargu związanego z wizytą i-Ludzi. Na wizytę ową szykuje się również polska policja. „Independent” donosi, że gliniarze już dziś pobierają lekcje angielskiego, by móc wskazywać przybyszom drogę do wytrzeźwiałki.
W artykule zaakcentowany szczególnie jest sam fakt jej istnienia, a także wiadomość, że za pobyt w jej murach obowiązuje opłata w wysokości 25 euro, określona mianem „symbolicznej”. To musi być swoiste novum dla mieszkańców Zielonej Wyspy, gdzie funkcjonariusze zbierają krajanów leżących na chodniku i zawożą ich do domu, pod warunkiem, że leżący potrafi powiedzieć, gdzie mieszka. Podobno do Poznania jedzie już delegacja z irlandzkiej Gardy, by poinstruować polskich kolegów o podstawowych zachowaniach irlandzkiego kibica. Istnieją obawy, że nasi gliniarze z przyzwyczajenia mogą pomyłkowo wziąć irlandzką euforię za przejaw agresji, a przecież wiadomo, że irlandzki kibic sportowy nie skrzywdzi nawet muchy. To będzie przedmiotem poznańskiego wykładu Gwardzistów. Innym dziwactwem, na które prasa irlandzka przygotowuje swych obywateli, wybierających się do Polski, jest konieczność noszenia przy sobie dowodu tożsamości. Dla Irlandczyka jedynym takim dokumentem jest paszport Republiki. Zaleca się więc, żeby kibice
nosili ze sobą ksero paszportu w innej kieszeni, na wypadek gdyby ich okradziono. Ustęp o polskich kieszonkowcach jest oczywiście zamieszczony w poradniku na honorowym miejscu. Tuż obok niego widnieje adnotacja o nieuczciwych taksówkarzach, czyhających na każdego Irlandczyka u wrót dworców i lotnisk.
W temacie policji, to organizatorzy imprezy zapewniają solennie, że to tylko mrzonki, jakoby nasza policja była brutalna i że owszem, kiedyś miała takie zapędy, ale to było 30 lat temu i dziś to naprawdę dżentelmeni, łączący sprawność nieustraszonej załogi G z wdziękiem zawsze eleganckiego Jamesa Bonda. Z jakiegoś powodu nie lubią tylko pijanych kierowców, których, według „Irish Independent”, puszkują „na kilka dni”.... Z porad wynika również, że bieganie na golasa po ulicach, wbrew powszechnej opinii jest w naszym kraju niemile widziane.
Prócz tego dubliński dziennik poleca Polskę: jak wieść niesie, piwo jest tam półdarmowe i w knajpie kosztuje od jednego do półtora euro, ceny sklepowe są tak niskie, że można nie mieć przy sobie aż takich drobnych ; w dodatku napój ten ma o dwa procent więcej, niż lokalne zupki chmielowe. Zarówno w Poznaniu, jak i w Gdańsku znajduje się sto tysięcy Irish Pubów, niestety jak wykazało śledztwo, żaden z nich nie jest prowadzony przez Irlandczyka. Ponadto Polacy też jedzą ziemniaki, a jak są przy pieniądzach, to nawet mięso.
Innymi słowy, brzmi dość rajsko: irish puby, tanie piwo, całodobowe monopole, dużo kartofli. Nikt jednakowoż nie przestrzega przybyszów przed polskimi pseudokibicami. Na Zeusa, moi Państwo! Przecież to zawody piłkarskie, a nie jakiś piknik oazowców. To niestety prawda, że irlandzki kibic sportowy jest niezdolny do agresji, zaś jego fascynacja sportem ogranicza się do fascynacji sportem i nie polega na podpalaniu samochodów albo demolowaniu restauracji.
Jedyna ustawka, jaką zna kibic z Irlandii, to ustawka na piwo z kibicami przeciwnej drużyny. Należy jakoś chronić tych nieszczęśników, zanim ktoś wypowie im wojnę i każe stanąć na ubitym polu. A rodzimi wielbiciele piłki nożnej niech mają litość dla kolegów zza morza. Toż to biedne chłopaki, nie znające życia, które naprawdę chcą tylko popatrzeć, jak ich drużyna dostaje po tyłku, a potem napić się tego piwa, co podobno jest takie tanie, i wrócić spokojnie do domu, zarzygawszy cały pokład samolotu. W ramach wspólnej walki o pokój na świecie, umożliwcie im to, kochani rodacy.
Swoją drogą uważam, że nasze media powinny również przygotować Polaków na przyjazd irlandzkiej braci, a poradniki jak ich przyjąć na tej ziemi, zamieszczane w polskich gazetach, mogłyby uchronić przed niejednym nieporozumieniem. Irlandczycy na przykład nie mówią z swoim ojczystym języku i porozumiewają się po angielsku, przez co ktoś mógłby pomyłkowo wziąć ich za kibiców z Wielkiej Brytanii. No a wtedy, moi Państwo, to już w futbolowym świecie nie ma to-tamto i nasza policja musiałaby przywrócić światu legendy o swojej brutalności. Szynkarze zaś byliby skazani na bolesną symbiozę ze swoimi ubezpieczycielami. I żadne bajki o pokoju na świecie już by nie zadziałały...
Dobranoc Państwu.
**Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com