Ustępstwa Polski nie wystarczą Komisji Europejskiej. PiS będzie kusić, żeby nic nie robić
Nie ma szans na zakończenie sporu o praworządność pomiędzy Polską a Unią Europejską. Bruksela nie przyjmuje argumentów Warszawy. Rząd PiS ma kilka możliwości działania. Są tak trudne, że kuszące jest unikanie decyzji.
Komisarz Frans Timmermans nie pozostawił złudzeń. Jeszcze przed rozpoczęciem ministerialnego spotkania w Brukseli poświęconego dialogowi z Polską Holender powiedział, że nie ma możliwości wycofania art. 7. Polska uwzględniła część uwag UE i zaproponowała pewne zmiany w sprawie skargi nadzwyczajnej oraz powoływania asesorów. To za mało, aby rozwiać wątpliwości europejskich polityków zarzucających rządowi PiS łamanie zasad demokracji, zwłaszcza że ustępstwa te są zaledwie obietnicą, która nie weszła jeszcze w życie.
- Komisja Europejska wprowadziła Polskę w szarą strefę negocjacji – mówi Wirtualnej Polsce Paweł Kowal, historyk PAN i były eurodeputowany. – Pójście na ustępstwa spowodowało, że Warszawa nie może już całej winy zrzucić na Komisję Europejską i musi kontynuować rozmowy.
Były polityk podkreśla, że Komisja Europejska, często w Polsce niedoceniana, prowadzi bardzo inteligentną rozgrywkę. Teraz rząd PiS musiałby pójść jednak na dalsze ustępstwa, o które teraz będzie trudno z powodu choroby prezesa partii zakłócającej proces podejmowania decyzji w partii.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Art. 7 to nie wszystko
Jednak art. 7 nie jest już jedynym narzędziem nacisku na Polskę w sporze o praworządność. Procedura z nim związana jest długa i trudna, a zapowiedź węgierskiego weta spowodowała, że jej realizacja jest praktycznie niemożliwa. Zdaje sobie z tego sprawę też Komisja Europejska, która wymyśliła nowy mechanizm dyscyplinowania krajów łamiących zasady demokracji liberalnej.
Propozycje budżetowe na lata 2021-27 zawierają regułę umożliwiającą finansowe ukaranie kraju, który nie przestrzega reguł obowiązujących w UE. Zasada głosowania większościowego oznacza, że nikt procedury nie zawetuje. Nawet koalicja krajów, których ta groźba obecnie dotyczy, czyli Polski, Węgier, Rumunii i Bułgarii, nie wystarczy, żeby ją zablokować. Restrykcje finansowe mają być elastyczne i wprowadzane w dowolnej chwili.
Polska razem z pozostałymi krajami naszego regionu, może spróbować storpedować nowy mechanizm zanim wejdzie w życie. Wiktor Orban groził nawet zablokowaniem całego procesu budżetowego. To jest droga bardzo ryzykowna, bo biedniejsi członkowie Wspólnoty mają wiele do stracenia utrudniając pracę nad ramami finansowymi, a konkurencja o miliardowe fundusze zapewne osłabi ich solidarność.
Oczywiście istnieje też możliwość zbudowania koalicji wykraczającej poza "kłopotliwe" rządy Europy Wschodniej. Przykładem takiego działania było ograniczenie proponowanych cięć funduszy na rolnictwo dzięki współpracy Polski i Francji. Szanse na wynegocjowane uwolnienie się od gróźb za łamanie zasad praworządności jest jednak minimalne.
Można czekać, aż problem sam się rozwiąże
W sytuacjach kryzysowych polityków często kusi, żeby nie podejmować żadnych decyzji. Teraz to może wydawać się najłatwiejsze, zwłaszcza w obliczu niedyspozycji Jarosława Kaczyńskiego. Wystarczy ograniczyć się do pozorowania rozmów i przekonywania Polaków, że wszystkiemu są winni brukselscy biurokraci dybiący na naszą suwerenność.
Jest to o tyle wygodne dla PiS, że do zakończenia obecnej perspektywy budżetowej w 2020 r., Polsce nie grożą poważne konsekwencje finansowe. Co więcej, politykom z Nowogrodzkiej sprzyja kalendarz wyborczy. Polacy wyłonią nowy parlament już jesienią przyszłego roku, a rzeczywiste kary budżetowe dotkną Polski nie wcześniej niż w 2021 r.
Zobacz także: Adrian Zandberg: Jarosław Kaczyński stracił słuch społeczny
Paweł Kowal przekonuje, że PiS nie może pozwolić sobie na wieczny, zamrożony spór z KE powodujący, że do Polski docierać będą tylko złe wiadomości z Brukseli. Opozycja zapewne wykorzystałaby sytuację opisaną przez eksperta. Z drugiej strony okazanie słabości przez rząd również byłoby politycznie trudne i groziłoby utratą części elektoratu.
Trudno określić, czy PiS za groźniejsze uzna ryzyko dostarczenia argumentów opozycji czy okazanie słabości przed własnymi wyborcami. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że przeciągający się spór o praworządność powoduje coraz większe szkody dla Polski, które w przyszłości przełożą się też na wymierne straty finansowe.
Pomijając samą debatę na temat roli sądów w demokratycznym kraju, lub jej brak, unikanie decyzji może być rozwiązaniem najłatwiejszym, ale najbardziej kosztowym z punktu widzenia Polski. Okazało się też, że KE nie jest już nieporadnym, niezdecydowanym tworem niezdolnym do działania. W tej sytuacji konieczne staje się przynajmniej częściowe, ale poważne, wycofanie się przez PiS ze zmian w systemie sądowniczym. Jeżeli to nastąpi, Bruksela swoim zwyczajem pomoże rządowi "zachować twarz", tak aby wszyscy mogli uznać kompromis za wielki, historyczny sukces.
Jarosław Kociszewski dla Opinii WP
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl