USA wycofują się z Syrii. Rosjanie i Irańczycy, a nawet dżihadyści, mogą się cieszyć
Donald Trump postanowił wycofać amerykańskich żołnierzy z Syrii. Prezydent nie konsultował decyzji z doradcami, którzy niedawno jeszcze przekonywali, że Amerykanie się nie wycofają. Sojusznicy USA na Bliskim Wschodzie są w szoku. Rosjanie i Irańczycy nie kryją zadowolenia.
Donald Trump o decyzji w swoim stylu poinformował na Twitterze stwierdzając, że USA pokonały ISIS i nie ma już powodów pozostawania w Syrii. Biały Dom szybko potwierdził tę informację dodając, że pracownicy departamentu stanu mają dobę na wyjazd z Syrii, a wszyscy żołnierze opuszczą kraj w ciągu 60 do 100 dni.
Tylko Pentagon nie skomentował decyzji, co nie dziwi. Jak podają źródła Izraelskie, jeszcze niedawno generałowie przekonywali sojuszników w Jerozolimie, że odwiodą Trumpa od tego pomysłu. Nie udało się. Zaskoczenia nie krył nawet premier Beniamin Netanjahu, który stwierdził, że jego rząd musi teraz "zbadać konsekwencje" amerykańskiej decyzji choć dodał, że "USA posiadają inne metody oddziaływania w regionie".
"To Trump netto" – uważają izraelscy eksperci podkreślając, że prezydent sam musiał podjąć tę niespodziewaną decyzję bez konsultacji z doradcami. Wkrótce po informacji o wycofaniu liczącego ok. 2 tys. ludzi kontyngentu z Syrii gruchnęła kolejna sensacja o zgodzie USA na sprzedaż Turcji rakiet Patriot za 3,5 mld dolarów. Marek Świerczyński, ekspert Polityka Insight, podkreśla, że z powodu różnic technicznych nie należy tej transakcji porównywać z zakupem Patriotów przez Polskę.
Głównym i jedynym zadeklarowanym celem obecności amerykańskich żołnierzy w Syrii była walka z ISIS. Pomimo deklaracji Trumpa, upadku stolicy kalifatu w Rakce i znacznego osłabienia islamistów, tzw. Państwo Islamskie nie zostało ostatecznie pokonane. Dżihadyści nadal mają tysiące ludzi pod bronią i choć w pełni kontrolują jedyne fragment Doliny Eufratu, to nadal mają duże wpływy na znacznych obszarach syryjskiej pustyni. Rozumiejąc tę sytuację Francja i Wielka Brytania chcą pozostawić swoich żołnierzy na miejscu, choć obawiają się, że bez udziału USA koalicja nie będzie mogła funkcjonować.
Sukces w walce z ISIS Amerykanie zawdzięczają głównie zaangażowaniu Kurdów, którzy są głównymi przegranymi decyzji Trumpa. Trudno się spodziewać, aby nadal przelewali krew w interesie USA. Co więcej, zgoda na sprzedaż Patriotów Turcji w sytuacji, w której prezydent Erdogan otwarcie zapowiada ofensywę przeciwko Kurdom powoduje, że czują się zdradzeni. Europejczycy mają prawo obawiać się, że porzuceni sojusznicy nie tylko porzucą walkę z ISIS, ale także uwolnią jeńców, wśród których jest wielu radykałów z Francji, Wielkiej Brytanii czy Niemiec.
W tej sytuacji Kurdowie mogą jedynie porozumieć się z prezydentem Asadem i Iranem. Zadeklarowanym celem prezydenta Syrii jest odzyskanie całego terytorium kraju, a dzięki umowie z Kurdami zagrożonymi ofensywą turecką pozwoli mu przejąć kontrolę nad dużymi fragmentami granicy Syrii. Nic więc dziwnego, że w reakcji na decyzję Trumpa, dyplomaci w kuluarach Rady Bezpieczeństwa ONZ stwierdzili, że "Asad wygrał wojnę", a USA przypieczętowały jego sukces.
Największym zwycięzcą regionalnym jest jednak Iran. Pentagon zapewniał Izraelczyków, że żołnierze USA nie wycofają się z Syrii dopóki Irańczycy są w kraju. To okazało się jednak pustą obietnicą. Dzięki perspektywie porozumienia z Kurdami Teheran może uzyskać lądowy kanał transportowy łączący Iran z wybrzeżem Morza Śródziemnego.
Z kolei geopolitycznym beneficjentem decyzji Trumpa jest Rosja. Teraz Moskwa nie będzie już musiała liczyć się z obecnością amerykańskiego lotnictwa i sił lądowych, które potrafiły zadać bolesne straty. Przykładem tego była bitwa na wschodzie Syrii w lutym 2018 r., w której z rąk Amerykanów zginęło wielu rosyjskich żołnierzy zatrudnionych przez prywatną Grupę Wagnera. Inwestycja w uratowanie reżimu Asada przed upadkiem i zwycięstwo w wojnie domowej Rosji opłaciło się zarówno Moskwie jak i Damaszkowi.
Uwiarygodnienie roli Rosji na arenie międzynarodowej kosztem zaufania do sojusznika amerykańskiego jest kolejnym, długoterminowym następstwem decyzji Trumpa. Co słychać głosy, że "to tylko Trump", ale raz utracone zaufanie wśród partnerów trudno jest odbudować. Jeżeli usunięcie stabilizującej region obecności żołnierzy amerykańskich doprowadzi do rozlewu krwi Kurdów, to Waszyngton kolejny raz oskarżany będzie o porzucenie towarzyszy broni. Podobnie w 1975 r. czuć się musieli żołnierze i urzędnicy Południowego Wietnamu widząc ostatnie śmigłowce ewakuujące Amerykanów z dachu ambasady w Sajgonie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl